A czy to nie godzi w akademików?

Instruktorski Trop / Lucyna Osińska / 04.11.2009

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o projekcie skrócenia wieku wędrowniczego do 21. roku życia, byłam do niego raczej sceptycznie nastawiona. Bałam się, że „wykluczy” on z ZHP około połowy składu każdego kręgu akademickiego w Polsce. Teraz – po przemyśleniu i przedyskutowaniu tematu – już się nie boję.

Na każdy krąg akademicki przypada mniej więcej 60% instruktorów i 40% nieinstruktorów (w tym osób, które swoją przygodę z harcerstwem zaczęły dopiero w KA). A wszyscy oni pracują tak samo. Może się to wydać dziwne, ale jednym z największych plusów KA jest właśnie wyrównywanie poziomów oraz budowanie wspólnej płaszczyzny pomiędzy bardzo różnymi studentami, których w różnoraki sposób łączy idea harcerstwa. Przy podejmowaniu się nowego wyzwania zadania nie są więc dzielone ze względu na staż w ZHP czy stopień poszczególnych osób, ale na ich umiejętności, pomysły czy dyspozycję czasową. Dla przykładu: na zeszłorocznym Biwaku Integracyjnym Bardzo Atrakcyjnym B.I.B.A. „Gothica”, w którym uczestniczyło około 150 osób z całego kraju, oboźnym był 23-letni student chemii, który Przyrzeczenie Harcerskie złożył zaledwie 3 miesiące wcześniej. (I był to jeden z najlepszych oboźnych, z jakim w życiu pracowałam!) Trudno więc wyobrazić sobie sytuację, w której nagle w połowie studiów (większość z nas mimo systemu bolońskiego nadal studiuje pięć, a czasem i więcej lat) część z nas, która nie chciała lub nie była w stanie do tego czasu założyć pod krzyżem odpowiedniej podkładki, będzie należała do innej kategorii, przestanie być wędrownikami… Ale nie taki diabeł straszny, jak go malują.

Z punktu widzenia akademików najistotniejsza nie jest bowiem planowana nowa pozycja wędrowników w organizacji, a starszyzny. Według dzisiejszych zapisów Statutu ZHP do tej grupy należą wszystkie osoby, które ukończyły 25 lat i nie złożyły Zobowiązania Instruktorskiego. Jest to więc zbiorowość niesłychanie pojemna i jak dotąd niespecjalnie czytelna. Istnieje co prawda instrukcja działania kręgów starszyzny, ale nie odpowiada ona na podstawowe pytanie: jaka jest jej rola w ZHP? Wielkopolski projekt zakłada, że będzie ona stanowić kadrę pomocniczą, wspierającą instruktorów w wypełnianiu przez nich funkcji wychowawczych. Rozumiana w ten sposób starszyzna wpisuje się w idealnie w krąg akademicki – miejsce, gdzie instruktorzy i nieinstruktorzy działają razem na rzecz wspólnego dobra, jakim jest ZHP, a każdy wnosi do organizacji swoje unikalne umiejętności, często specjalistyczne, związane z kierunkiem studiów lub/i indywidualnymi pasjami.

Nie mogę się jednak zgodzić z tezą, że wpływ wychowawczy kończy się w momencie ukończenia 21. roku życia. Pomijając oczywistą świadomość, że dla każdej osoby proces ten będzie przebiegał inaczej, nie można nie doceniać wpływu silnej grupy rówieśniczej na jednostkę. Człowiek uczy się przez całe życie, bo przez całe życie styka się z bodźcami, które w bardziej lub mniej dobrowolny sposób wpływają na jego rozwój. Misją ZHP jest zaś „wychowanie młodego człowieka, czyli wspieranie go we wszechstronnym rozwoju i kształtowaniu charakteru przez stawianie wyzwań”. Domyślam się, że dla układających projekt skrócenia wieku wędrowniczego kluczowy był fragment mówiący o młodym człowieku, w końcu ZHP jest (lub powinno być) organizacją ludzi młodych. Sęk w tym, że wskutek znacznego wydłużenia procesu kształcenia przeciętego Polaka (niesłychana w porównaniu z poprzednimi epokami powszechność podejmowania studiów wyższych) odsunął się w czasie także ostateczny czas wchodzenia w dorosłe życie (rozumiany jako samodzielność finansową oraz zakładanie nowej rodziny). Z stąd wniosek, że przygotowywanie harcerzy do funkcjonowania w dorosłości również się w ZHP przeciąga.

I tu wkracza druga część misji – wychowanie poprzez stawianie wyzwań – esencjonalna z punktu widzenia roli zarówno kręgów akademickich, jak i kręgów starszyzny wobec własnych członków. Krąg nie może być miejscem „powolnego umierania” czy „kółkiem wzajemnej adoracji” – aby był naprawdę pożyteczny dla organizacji, a zarazem dla rozwoju samych kręgowiczów, musi stawiać sobie coraz to nowe wyzwania. Realizowane w atmosferze dobrej zabawy i dobrowolności, ale stale podnoszące poprzeczkę, o charakterze służby Bogu i bliźnim. Przy takich założeniach, z powodzeniem zresztą wprowadzanych w życie w wielu KA w Polsce, wielkopolski projekt nie tylko nie zagraża akademikom, a wręcz podkreśla ich znaczenie dla ZHP. Póki więc będziemy mogli dalej pracować metodyką wędrowniczą i kierować się dewizą „Wyjdź w świat, zobacz, pomyśl – pomóż, czyli działaj”, możemy należeć jednocześnie do trzech grup członków zwyczajnych ZHP (wędrowników, instruktorów i starszyzny). Od zawsze KA skupiały w sobie bardzo zróżnicowane „indywidua” (od harcmistrzów po „biszkopty”), a jednak nadal funkcjonują, a idea harcerstwa akademickiego wręcz rozkwita. Myślę, że jest to jeden z koronnych dowodów na to, że „wszyscy harcerze to jedna rodzina” i że „harcerzem jest się przez całe życie”.