Chcieć mniej

Archiwum / Łukasz Boeske / 03.06.2013

Termin modny, lecz zjawisko marginalne. Niektórzy cenią i podziwiają, inni piętnują. Trudny do zastosowania, jednak niezwykle cenny. Czym jest minimalizm?

„Perfekcję osiąga się nie wtedy, gdy nie można już nic więcej dodać, lecz wtedy, gdy nie ma czego odjąć” – Antoine de Saint-Exupery. W czym tkwi fenomen minimalizmu? Co posiada lub czego mu brak, że w ostatnich czasach powstaje na jego temat masa publikacji, a jego nazwa, coraz bardziej rozpoznawalna, zatacza coraz szersze kręgi? W jaki sposób dociera do swojej, stale wzrastającej, rzeszy „wyznawców”, którzy decydują się na zmianę trybu oraz filozofii życia? Co oferuje, a co próbuje przed nami ukryć?

Minimalizm w stanowczy sposób wychodzi naprzeciw konsumpcyjnemu stylowi życia, który jest tak bardzo kultywowany w krajach Zachodu. Sprzeciwia się zniewoleniu człowieka przez materię i natłok zewnętrznych bodźców. Zapobiega marnowaniu życia, gdy goni się za urojoną potrzebą dysponowania. Żeby nie być gołosłownym, można podać przykład hoardingu, czyli maniakalnego gromadzenia rzeczy. Co roku możemy zaobserwować to zjawisko podczas poświątecznych promocji np. w amerykańskich sklepach, kiedy to wygłodniały tłum napiera wołając: „OPEN THE DOOR!”. Nie ma co ukrywać, że tego typu „kolekcjomania” posiada status choroby i wynika z anormalnego, przesadnego głodu zaspokojenia potrzeby posiadania – niestety: „shopping is cheaper than a psychiatrist”. Zaczynamy żyć w nadmiarze rzeczy, które często pod pozorem ekonomiczności form – co dziś nie jest opatrzone magiczną formułką 3 w 1 – sprawiają, że coraz bardziej brniemy w przesadny konsumpcjonizm. Minimalizm daje okazję do zwolnienia tempa, ucieczki od nadmiaru, ale także porządkuje nasze podejście do życia.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Podobnie jest z minimalizmem, który możemy rozpatrywać na różnych płaszczyznach. Od długiego czasu możemy mówić, że wywarł spory wpływ na sztuki plastyczne, muzykę, modę, architekturę, ale także literaturę i na wiele innych dziedzin. Spoiwami, które łączą te sfery w myśl opisywanej koncepcji, są ekonomiczność, oszczędność form oraz uproszczenie (bez spłycania treści). Jednym ze „szczebelków” tej wielopiętrowej definicji jest minimalizm jako sposób na życie – kryterium postępowania, zależność pomiędzy uporządkowanym pomieszczeniem a zorganizowanym myśleniem. Jak to się mówi: „Bałagan w pokoju to bałagan w głowie”.

Nie powinniśmy tej – jak na nasze czasy – specyficznej idei utożsamiać z nowoprzybyłym zachodnim trendem, ponieważ wkładając ją pomiędzy modne ciuszki a „muzę na czasie” możemy dokonać jej nieumyślnego spłycenia i zdeprecjonowania. Koncepcja minimalizmu nie zakłada także rywalizacji na żadnym polu. Zasada ta jest często łamana poprzez organizowanie przeróżnych akcji, mających charakter współzawodnictwa oraz dążenia do redukcji przedmiotów osobistych do minimum. „Lubię odkrywać, bez ilu rzeczy jestem doskonale szczęśliwy” – jak mawiał Sokrates. Chyba najpopularniejszym mitem, czy może bardziej zarzutem, wymierzonym w idee minimalizmu, jest pogląd, iż praktykujący tę filozofię przypominają wynędzniałych pustelników, a całość do złudzenia przypomina ascezę w XXI wieku. Błąd! Nie chodzi przecież o to, by w życiu pozbawiać się przyjemności. Należy rozgraniczyć dwie elementarne kwestie: ograniczenie bodźców oraz przedmiotów, która ma charakter „wyścigu szczurów”, oraz zrobienie miejsca w swoim życiu na rzeczy naprawdę istotne i ważne, przez usunięcie z niego wszystkich elementów nieprzydatnych. Można pokusić się o stwierdzenie, iż filozofia minimalistyczna jest dosyć liberalna (niewątpliwa zaleta). Nie istnieje żaden rygorystyczny kanon zasad. Zauważmy, że przyświeca temu jakiś określony cel, który jest z natury relatywny i to od nas zależy, jak wysoko ustawimy poprzeczkę. We wszystkim trzeba znaleźć złoty środek.

Parę kroków ku minimalizmowi

Co zatem należy zrobić, by zacząć minimalizować zbyteczne rzeczy, a maksymalizować spokój i niezależność? Z większości przedmiotów można zrezygnować. Na początku rozejrzyjmy się po naszym mieszkaniu i spróbujmy oddelegować do piwnicy lub wydać potrzebującym/sprzedać wszystkie przedmioty, które zalegają w naszym lokum wyłącznie ze względu na sentyment, występują w nadmiarze (potrzebujesz aż tylu par butów?) lub te żywiące się kurzem, słowem ograniczenia pod pozorem wolności. Nie bawmy się w zgubną grę pod tytułem: „Przecież wydałem na to tyle pieniędzy!”. W ten sposób stworzymy wokół siebie więcej przestrzeni oraz uwolnimy się od hamującej rozwój przeszłości. Następnie możemy zacząć od przeglądnięcia i selekcji naszych „papierów”, redukując ich ilość do potrzebnego minimum – będzie to skutkowało nie tylko „odgraceniem” mieszkania, lecz usprawni szukanie potrzebnych dokumentów. Także komputer może ulec minimalistycznej koncepcji poprzez oczyszczenie dysków oraz segregację danych. Dobrym sposobem jest również postanowienie: „nie będę dokupować nowych rzeczy”, a jeżeli już muszę, to z zastrzeżeniem, że pozbywam się tej starej. Rewolucję można przeprowadzić również na gruncie gastronomii, a mianowicie w naszej lodówce. Jak? Wystarczy, jeśli będziemy kupować tyle produktów, ile potrzebujemy. Robienie zakupów „na zapas” skutkuje przykładowo jedzeniem ponad nasze potrzeby – bo jest, więc konsumujemy – lub wyrzucaniem przeterminowanej żywności. To może zabawne, ale robienie zakupów według listy także okaże się bardzo pomocne. Dobrym i sprawdzonym sposobem życia w rytmie minimalizmu jest postępowanie w myśl maksymy: „lepiej mieć mało rzeczy dobrej jakości niż masę jakości słabej”. Zrezygnuj z przedawkowania napływających informacji, co pozwoli ci zaoszczędzić odrobinę wolnego czasu; zrezygnuj z subskrybowania niektórych blogów bądź kanałów, stale niweluj tę liczbę w czytniku RSS. Minimalizm to także bycie eko. Zużywana przez nas ilość zasobów Ziemi jest tak ogromna, że niedługo może dojść do sytuacji, w której spożycie będzie przebiegało w większym tempie niż regeneracja. Metody typu: ekosprzątanie(zamiana środków chemicznych na naturalne), OFF (oszczędność energii), ekotorba, ekotransport (rower zamiast samochodu) pozwolą nie tylko na ochronę środowiska, ale uchronią przed anoreksją portfela.

Warto?

Chciałem podsumować ten tekst jakąś trafną uwagą, która zachęciłaby Was do wdrożenia koncepcji minimalistycznej w Wasze życie. Wybieram jednak dość czytelny, pod względem intencji, bilans zalet i wad:

Plusy:

  • stajesz się samowystarczalny, niezależny od przedmiotów oraz wolny od roztargnienia i rozproszenia
  • mniejsze wydatki i  koszty utrzymania!
  • mniej sprzątania!
  • więcej czasu wolnego oraz harmonijne, uporządkowane życie!
  • wykształcenie umiejętności cieszenia się z małych rzeczy!
  • stajesz się jednym z tych „ekologicznych”!
  • mniej obowiązków = mniej stresu!
  • większa produktywność!
  • poprawienie jakości życia!

Minusy:

  • dążenie do minimalizmu to ciężka praca
  • nieprzychylność lub niezrozumienie otoczenia
  • podcinanie gałęzi, na której siedzimy – konsumpcjonizmu
  • „materia jest ciekawa, duchowość jest nudna” (?)
  • dla ludzi, którzy uwielbiają wymyślać sobie problemy, minimalizm będzie zabójczy

Spróbuj sam! Sukces gwarantowany. Albo zwrot pieniędzy!

Łukasz Boeske - student II roku filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Instruktor, który aktualnie nie należy do żadnej drużyny, ale aktywnie działa w życiu Hufca Chodzież.