Co frustruje instruktorów?

Archiwum / 10.03.2012

Marudzenie jest o niebo łatwiejsze od zrobienia równej babki z piasku. Wbrew pozorom jednak może dać dużo więcej, niż się wydaje. Bo piaskową babkę da się zniszczyć jednym ruchem, a czyjeś marudzenie czasem trudno wybić sobie z głowy.

 

hm. Grzegorz Całek, redaktor naczelny miesięcznika „CZUWAJ!”:

Mnie frustruje, jak młodzi ludzie (…) zajmują się takimi dołującymi tematami jak frustracja. Na serio – nie chcę się wypowiadać. Sorry, nie chcę się przykładać do takiego tematu…

Na pierwszy rzut oka powyższa wypowiedź ma sens. Na drugi rzut oka jest prawdziwa. Ale trzeci rzut oka powinien nastąpić już po przemyśleniu sprawy – i wtedy właśnie mówimy sobie to „zaraz, zaraz, zaraz…”. Zapytałam kilku instruktorów – od „zwykłego” drużynowego aż po „szychy” z Głównej Kwatery – o to, co ich frustruje w pracy w ZHP. Z jakimi problemami muszą się zmagać jako instruktorzy i co ich zwyczajnie w ZHP wkurza. Posłuchałam odpowiedzi, a później pomyślałam, że druh Całek, z całym szacunkiem, to nie całkiem ma rację.

pwd. Jakub Waszak, drużynowy i zastępca komendanta szczepu w Hufcu Kielce Miasto

Jeżeli chodzi o frustracje, to może zacznę od tego, czego wymaga się dziś od młodego instruktora. Wielu młodych instruktorów jest często w pewien sposób blokowanych przez całą machinę papierkowej roboty, która spływa na nich tylko wtedy, gdy chcą coś zrobić. Wiele przepisów, które muszą być przestrzegane przy organizacji jakichkolwiek przedsięwzięć, jest zbyt rygorystycznych, a czasami są po prostu irracjonalne. To takie śmieszne – wszyscy chcą, abyśmy działali, ciągle narzeka się na polską młodzież, ale tak naprawdę do działania skutecznie zniechęca nas brak pomocy ze strony władz kraju czy nawet władz ZHP (chodzi o hufce, chorągiew i GK). Przykładami mogą być obwarowania prawne wszelkich konkursów czy wypoczynku dzieci i młodzieży. Według mnie brakuje osób, które wytłumaczyłyby wszystkim nowe przepisy, całą papierkową robotę. Brakuje szkoleń z zakresu rozpisywania projektów lub po prostu nikt o takich rzeczach nie jest informowany. Mało jest instruktorów starszych stażem, którzy chętnie pomagają młodym adeptom w zmaganiach z całym systemem pracy instruktorskiej. Do tego dochodzi nasza słaba jak na razie pozycja w społeczeństwie. Dlaczego tak jest? Może jest to spowodowane tym, że nie udzielamy się w mieście, tylko zamykamy się w swojej małej jednostce, jaką najczęściej jest drużyna. Udzielanie się w mieście bardzo pomaga, a wielu instruktorów nadal nie chce chwalić się swoimi akcjami. Zauważam też brak zrozumienia wśród rówieśników (brak kampanii opowiadającej o ZHP i naszej pracy) – przecież robimy wszystko na 200%, a często śmieją się z nas, bo nie wiedzą, co tak naprawdę robimy. Na koniec chyba bolączka wszystkich młodych ludzi – brak kasy. Brak pieniędzy jest nierzadko spowodowany brakiem wiedzy o grantach, konkursach miejskich czy projektach młodzieżowych.

komendant szczepu z Warszawy (chciał wypowiedzieć się anonimowo)

Co mnie frustruje jako instruktora? Jest kilka rzeczy, z którymi przez te kilka ładnych lat nauczyłem się żyć. Najbardziej irytuje mnie współpraca z organami powyżej hufca. Mam wrażenie, że istnieje między nami betonowy mur, którego żadna ze stron nie chce ominąć. Niejednokrotnie odnoszę wrażenie, że ja mogę zasuwać po godzinach spędzonych w pracy, aby załatwić coś dla dzieciaków, a „na górze” kręcą nosem, bo im tak jest wygodnie, a to, że ja mam jeszcze spędzić ileś godzin, aby im było wygodniej, to już nikogo nie interesuje. Taki stan rzeczy skutecznie mnie odstrasza od ruszania ciekawszych projektów, które w którymś miejscu zahaczą np. o chorągiew. Kolejna sprawa, która mnie irytuje, to rosnące w ostatnim czasie składki. Niby wiem, dlaczego tak jest, ale wystarczającym powinien być fakt, iż poświęcam swój czas wolny, aby zorganizować coś interesującego i może nawet kształcącego dla innych, a tu wymagają coraz większych składek. Przechodząc już do poletka bezpośredniej służby, czyli szczepu. Największym zmartwieniem, jaki w tej chwili mam, jest gospodarka sprzętowa oraz liczebność i zaangażowanie kadry. Mamy słaby sprzęt, który przejęliśmy już w słabym stanie, a nasze obecne warunki lokalowe nie wpływają w sposób pozytywny na poprawę jakości tegoż mienia. Kadra – temat rzeka. Wielu instruktorów jest naprawdę zaangażowanych, ale część osób jest albo w zbyt wielu jednostkach na raz, albo brakuje im chęci do dalszej pracy. I to jest bardzo duży problem, z którym jest mi najciężej walczyć. Ciężko jest zmotywować ich do dalszej pracy. Im więcej jednostek w szczepie, tym trudniej znaleźć wspólne terminy do działania, a tym bardziej ciężko znaleźć czas na spotkania tylko dla kadry. Na szczęście mam współpracowników, dla których warto poświęcać swój czas, robię to z przyjemnością i nie wyobrażam sobie stracić takich przyjaciół.

phm. Michał Romanowicz, instruktor Referatu Wędrowniczego Chorągwi Wielkopolskiej

Ciężkie pytanie, na które trudno jest odpowiedzieć nie odwołując się personalnie do osób albo nie wywyższając się ponad innych. Myślę, że nieważne z perspektywy jakiej funkcji odpowiem na te pytania – odpowiedzi będą podobne. Na początku zaznaczę, że nie jestem malkontentem – odpowiadam tylko na pytania, które mi zadano. Dajmy na to, że jako instruktor Referatu Wędrowniczego. Co mnie frustruje? Struktura, a bardziej podejście ludzi, którzy pełnią główne funkcje „zarządzające”. Na etapie zarządzania tak dużą organizacją rozpływają się gdzieś idee, ucieka cel naszego działania, a wygrywają względy finansowe. Co gorsza – wszystko odbywa się kosztem programu i jakości wychowania, jakie dajemy naszym harcerzom. Kiedy organizujemy kolejny zlot upamiętniający kolejną rocznicę 100-lecia, odpowiedź z góry na pytanie: „Dlaczego organizujemy ten zlot? Co chcemy przez to osiągnąć? Czy nasi harcerze faktycznie potrzebują kolejnej rocznicowej imprezy?” – pierwsze odpowiedzi płyną takie: „No bo przecież 100 lat”, „Wszyscy lubią zloty”, „Bo mamy grant”, a dopiero później szuka się celów, które podczepiane są pod działanie. A chyba nie tak powinno się to odbywać! Podobne zachowania i podejście widzę też na niższych szczeblach. Działamy doraźnie, organizujemy co roku te same imprezy – bo tak zawsze było. Nie zastanawiamy się nad tym, co jest potrzebne naszym harcerzom. Zacytuję dh Padraka, którego słowa zapamiętałem na zjeździe: „Harcerstwo nie może gonić dzisiejszego świata, ono musi go wyprzedzać”. Często frustrujący i denerwujący jest tzw. „beton” – to, że z pewnymi instruktorami w naszej organizacji ciężko rozmawiać o nowych ideach, pomysłach na działanie. To ludzie, którzy mają swoje spojrzenie na harcerstwo sprzed wielu lat i nie chcą w żaden sposób dopuścić do siebie myśli, że może być inaczej. Ale – po niemal 15 latach w harcerstwie – nie czuję się chyba sfrustrowany. Nadal w harcerstwie znajduję ludzi, którzy są zaprzeczeniem tego, co mnie frustruje i z nimi wspólnie można po prostu działać, robić tyle dobrego dla harcerzy, ile tylko się da – i przezwyciężać wszystkie przeciwności.

hm. Ewa Sidor, kierowniczka Wydziału Wędrowniczego GK ZHP

Co mnie frustruje jako instruktora? Hm, ciekawe pytanie. Tym bardziej, że staram się być osobą pozytywnie nastawioną do pracy, niezależnie co mi stanie na drodze, ale dobrze – spróbuję. Z perspektywy instruktorki pracującej na poziomie centralnym myślę, że jest kilka „kłód”, które padają pod nogi, a są to np. zadania „na wczoraj”. Nie znoszę, jak ktoś mi w ostatnim momencie sugeruje, że w tej chwili mam wszystko rzucić i zrobić właśnie to, co ta osoba w tej chwili chce. Kolejną frustrującą rzeczą jest „cisza” ze strony innych instruktorów, szczególnie przy korespondencji mailowej. Czasami wolałabym dostać informację: „sorry, nie dam rady” albo „wiesz, nie wiem jak ugryźć tę sprawę”, albo po prostu „nie zawracaj mi gitary…” – wtedy wiem, że albo nie ma co strzępić języka i gadać, albo muszę zastanowić się, jak danej osobie pomóc. Denerwują mnie też finanse, a raczej ich brak. Czasami sobie myślę, że nie inwestujemy rozsądnie środków. Nie ustalamy co jest naszym WSPÓLNYM priorytetem i czasami mam poczucie, że na jakieś bzdety są tysiące złotych, a na odprawę wydziału czy chociażby tusz i papier na papierowe Na Tropie na Watrze trzeba walczyć jak o niepodległość. Ostatnią rzeczą jest to, że najbliżsi mi współpracownicy nie mieszkają w Warszawie i czasami aż mi przeszkadza, że są tak aktywnymi i ambitnymi ludźmi. Czasami chciałabym się z nimi spotkać na herbatę i pogadać o niczym, a to jest niemożliwe, bo ciężko zgrać terminy, no i dojechać na godzinne spotkanie z drugiego końca kraju. Ale to oczywiście „kłoda” którą sama sobie rzuciłam, bo takich współpracowników sobie dobrałam!

hm. Lucjan Brudzyński, skarbnik ZHP

Pytanie jest ciekawe, a w swojej pozornej prostocie niesamowicie złożone. Rozkładając je na czynniki trzeba by było sobie odpowiedzieć na pytanie: czym jest frustracja? Czy jedynie przemijalnym zdenerwowaniem? Czy też „stanem ducha”? No i w drugiej kolejności (samego sedna pytania) – jakie są czynniki jednego i drugiego rozumienia? Na koniec zaś zapewne w sferze Druhny zainteresowania leży kwestia frustracji hm. Lucjana Brudzyńskiego – skarbnika ZHP, a nie hm. Cyryla – instruktora Hufca ZHP Sopot. A proszę mi wierzyć, frustracja w obu przypadkach ma odmienny charakter i przyczyny!

Do rzeczy. Co mnie frustruje w harcerskiej pracy? Drobne zdenerwowanie powodują we mnie wszelkie przejawy lekkomyślności i niedbalstwa. Począwszy od stwierdzeń typu „jakoś to będzie”, a skończywszy na „przewróciło się – niech leży”. W takim rozumieniu denerwuje mnie zachowanie komendanta jednostki, który nie zna stanu magazynowego (chociażby w przybliżeniu) majątku swojego środowiska, jak również pobłażanie dla „wyprowadzania majątku” z naszej organizacji. I tu rozumiem „wyprowadzanie majątku” jako wszelkiego rodzaju działania lub zaniechania powodujące, że uszczupla się nasz stan posiadania (często jest to niedopuszczanie młodszych instruktorów do procesu decyzji w szczepie, hufcu (sic!)). Głęboką zaś frustrację, taki bardziej żal niż złość, powodują we mnie przejawy głupoty (jako przeciwieństwa mądrości), tj. usprawiedliwianie popełnionych błędów własną ignorancją, trwanie przy rozwiązaniach nie przynoszących rezultatów (w tym korzyści), nie wyciąganie konsekwencji ze zdarzeń wcześniejszych, działanie w oparciu o osobiste urazy i „lubię – nie lubię”. Z jakimi jeszcze irytującymi sytuacjami mierzę się jako instruktor? Jako instruktor ZHP, czyli świadomy wychowawca korzystający z metody harcerskiej, często muszę podejmować współpracę z ludźmi, których światopogląd odbiega znacząco od mojego. W tym względzie zawsze i na pewno irytują mnie wszelkie przejawy działania nie harcerskiego, tj. niezgodnego z metodą harcerską, które usprawiedliwia się „tradycją drużyny” (np. uniemożliwianie złożenia Przyrzeczenia Harcerskiego przez lata). Aha! Irytują mnie anonimowi drobni niszczyciele drobnych sprzętów (np. wyrywacze kontaktów elektrycznych), którzy z zasady nie przyznają się do zniszczeń i nie naprawiają ich.

Z czym trudno mi jest sobie poradzić? Z opadami atmosferycznymi. Tak. Mogą nas denerwować sprawy, na które wpływu nie mamy i z tym trudno jest mi sobie radzić. Bo ja nie wierzę w rzeczy niemożliwe. Trzeba tylko czasu i środków, a z każdym problemem sobie poradzimy. W tej materii („trudnych”) mieszczą się też „życzliwi” ludzie. Niestety, ale w naszej organizacji nie gra pierwszej roli praca nad rozwiązaniem problemu, lecz dla wielu ważne jest udowodnienie swojej racji, przekonanie do niej największej liczby osób (bez względu na rodzaj argumentu: od populizmu do nieprawdy). I to właśnie jest wg mnie najtrudniejsze w ZHP – ludzie, dla których ZHP nie jest wartością samą w sobie, bo najwięcej szkód (w tym finansowych) w okresie sprawowania przeze mnie funkcji Skarbnika ZHP wyrządzili właśnie… członkowie ZHP. Żaden wierzyciel nie jest tak zaciekłym i konsekwentnym egzekutorem pomyłek, jak urażony w dumie instruktor ZHP. Łudzę się tylko nadzieją, że większość takich zachowań jest nieświadoma… ale to znowu powoduje we mnie frustracje, bo oznacza folgowanie głupocie (tu rozumianej jako lenistwo przejawiające się niedoczytaniem, niesprawdzeniem itp.).

I po co to wszystko? Po co słuchać tych narzekań, tego marudzenia? Zamiast cieszyć się życiem, jak poleca redaktor naczelny „CZUWAJ”? Dla tych, którzy po lekturze tekstu nie zdążyli jeszcze zacisnąć warg ze wstydu i spuścić głowy z poczuciem winy, przedstawię moje zdanie na ten temat. Otóż dzięki marudzeniu życie w ZHP stanie się lepsze. Trzeba tylko marudzić merytorycznie, głośno, bezpośrednio i z przekonaniem. A ci, którzy tego marudzenia muszą wysłuchiwać, powinni się cieszyć, że go wysłuchują, a później położyć uszy po sobie, wypuścić powietrze z płuc, uśmiechnąć się i… pomyśleć.

Macie odwagę spytać instruktorów w swoim otoczeniu o to, co ich wkurza i frustruje? Powodzenia!