Dziegciom dziękujemy

Archiwum / 30.08.2006

Zajęciowa słabizna to największy problem Wędrowniczej Watry z którym przynajmniej od dwóch lat nie zlot nie jest w stanie sobie poradzić. Mimo podejmowanych prób.

Krzysiek Butowski nie kryje znudzenia gdy opowiada o zajęciach z „maskowania i technik rozpoznawczych” na jakie trafił w zlotowy piątek – Prowadzący przyszedł i mówił coś, że nie udało mu się skserować materiałów, więc zajęcia będą krótsze. Potem zrobił wykład jak sobie malować twarz, wreszcie z wyraźną ulgą , że nie musi nic mówić dał nam farby do twarzy – mówi – nie wierzyłem, że to się dzieje.
Gdyby te zajęcia były jedynymi słabymi warsztatami na które trafił Krzysiek można by powiedzieć „zdarza się” i machnąć na problem ręką. Kłopot jednak w tym, że jak sam mówi już w poprzednim roku jakość zajęć pozostawiała bardzo dużo do życzenia. Pisaliśmy wtedy w Na Tropku, że czas zdać sobie sprawę z tego, że wszyscy ten zlot tworzymy i od nas- uczestników zależy jego jakość.
Tymczasem problem nadal istnieje i grozi poważną katastrofą, już teraz niektóre środowiska jak naprzykład szczecińska „Nomada” nie przyjechało zniechęcone słabym poziomem zajęć na Watrze. Dobre drużyny oprócz tego, że chcą pokazać się z dobrej strony chcą się czegoś nauczyć.
W ubiegłym roku mieliśmy głęboką nadzieję, że już nigdy tej łyżki dziegciu do beczki miodu wkładać nie będziemy musieli. Problem jednak w tym, że warsztatowa rzeczywistość wygląda jak beczka dziegciu z trudną do znalezienia łyżeczką miodu. Dziegciom dziękujemy za przybycie. Poradzimy sobie bez Was.
Filip Springer