E-MAIL, E-BOOK, E…MOCJE

Archiwum / 13.02.2011

Nadeszła era Web 2.0 – czas wirtualnych społeczności. Elektronizacji ulega coraz więcej części naszego życia, w tym także życie społeczne i emocjonalne. Teoretycznie zdajemy sobie z tego sprawę, czy jesteśmy jednak świadomi w 100% tego, co się z nami dzieje?


Człowiekiem XXI wieku być

Za pośrednictwem Internetu i dzięki jego stałemu rozwojowi jesteśmy w stanie szybciej i sprawniej kontaktować się z przyjaciółmi, odświeżać stare znajomości oraz poznawać nowe osoby.

Ta myśl przyświeca przedstawicielom naszego pokolenia i obrazuje podejście do wprowadzającej się do naszej rzeczywistości technologii. Nikogo już nie dziwi przedrostek „e” w wyrazach takich jak e-mail, e-book czy e-słownik. Jesteśmy otwarci na nowości i niczego się nie boimy, stąd ogromne zaufanie do wszelkiego rodzaju portali społecznościowych. Za pośrednictwem Internetu i dzięki jego stałemu rozwojowi jesteśmy w stanie szybciej i sprawniej kontaktować się z przyjaciółmi, odświeżać stare znajomości (sprawdza się zwłaszcza wtedy, gdy przeprowadzimy się i nie jesteśmy w stanie utrzymać  kontaktu za pomocą tradycyjnych środków, takich jak listy i telefony) oraz poznawać nowe osoby.  To znacząco wpływa na ilość naszych „znajomych”. Zauważyliście pewną tendencję?

Znajomy czy przyjaciel?

Gdybym poprosiła każdego z Was, indywidualnie, o podanie mi przybliżonej ilości swoich przyjaciół, to pewnie zamknęłaby się ona maksymalnie w 30 osobach. Tymczasem ilu „znajomych” mamy na rozmaitych portalach społecznościowych? 100? 200? 300? Pewnie więcej, zwłaszcza gdy pochodzimy z większego miasta lub gdy udzielamy się społecznie w wielu grupach i organizacjach. Szybki rachunek sumienia, ile z osób, które „mamy w znajomych” na portalu społecznościowym znamy tak naprawdę? Ile z tych osób spotkaliśmy tylko raz w życiu, albo w ogóle nie wiemy kim są – po prostu zaakceptowaliśmy ich zaproszenie?

Ile z tych osób spotkaliśmy tylko raz w życiu, albo w ogóle nie wiemy kim są – po prostu zaakceptowaliśmy ich zaproszenie?

Ile jest osób, które mamy w znajomych, a które tak naprawdę nas irytują, ile z nich szczerze nie cierpimy, a gdy nas widzą na ulicy – przechodzą na drugą stronę, są strasznie zaangażowane oglądaniem witryn sklepowych lub zjawisk atmosferycznych? Tak, jest ich mnóstwo, w sieci znajomy – w realu obcy.

Sieć kontra rzeczywistość

Nie wydaje Wam się, że zaczynamy stawiać na ilość, a nie na jakość? Wbrew pozorom w sieci łatwiej utrzymać kontakt, ale nie jest to ten sam rodzaj relacji, która ma miejsce w rzeczywistości. Na czym więc polega „prawdziwa” znajomość? To przede wszystkim stały, niezmienny kontakt z drugą osobą. Wymaga nie tylko spotkań, rozmów telefonicznych, ale także szczerego  uśmiechu, a nawet kontaktu fizycznego – zwykłego uścisku dłoni, przytulenia, czy buziaka „na dzień dobry”. W ten sposób przywiązujemy się do drugiej osoby, rodzi się zaufanie, troska o tę drugą osobę. Nie jest to łatwe, wręcz przeciwnie – wymaga poświęcenia drugiej osobie czasu, zainteresowania, odrobiny empatii.

Czym zatem jest przyjaźń w sieci? Zaczyna się od kliknięcia lub kilku kliknięć. Często o osobie, z którą nawiązujemy kontakt, nie wiemy zbyt wiele. Jest coś, co nas łączy, ale nie jest to tak silna więź jak w przypadku rzeczywistej znajomości. Jak utrzymujemy kontakt? Tu mamy już niezłe pole do popisu. Portale społecznościowe oferują wiele aplikacji i innych „udogodnień”, które mogą wspomóc integrację z innymi użytkownikami. Możemy na przykład publikować swoje zdjęcia. Każdy porządny przyjaciel powinien je skomentować, to samo dotyczy wszystkich postów, za pomocą których możemy podzielić się naszym stanem ducha z innymi. Możemy zagadać na czacie, zaprosić do wspólnej gry, „zaczepić” kogoś i odpowiedzieć na czyjąś zaczepkę. Portale społecznościowe wręcz ścigają się w tej kategorii, każdy ma coś ciekawego do zaoferowania. Tym sposobem, oprócz „tradycyjnej rozmowy” za pośrednictwem czata, mamy całe mnóstwo sposobów na podtrzymanie wirtualnej znajomości.

Niewątpliwie dzięki portalom społecznościowym możemy utrzymać kontakt z tymi, których nie możemy zobaczyć na co dzień, chociażby ze względu na odległość.

Pozostają jeszcze realni znajomi, z którymi naprawdę utrzymujemy kontakt zarówno w rzeczywistości, jak i na portalach społecznościowych. Czy jest w tym coś złego? Opinie na ten temat są podzielone. Niewątpliwie dzięki portalom społecznościowym możemy utrzymać kontakt z tymi, których nie możemy zobaczyć na co dzień, chociażby ze względu na odległość. Mimo to, rozmowa w cztery oczy, a rozmowa za pośrednictwem komunikatora internetowego lub czatu, to nie to samo. W niektórych sytuacjach ani słowa, ani emotikony nie są w stanie wyrazić tego, co mówi nasz wyraz twarzy czy mowa ciała. Z drugiej strony, często mając tego świadomość, za pośrednictwem Internetu mówimy lub dajemy do zrozumienia więcej, niż gdybyśmy rozmawiali z daną osobą w cztery oczy. Wydajemy się odważniejsi, śmielsi.

E-mocje!

Nie zawsze łatwo być szczerym. Zazwyczaj im sprawa większej wagi, tym jest nam trudniej o niej rozmawiać. Kontaktując się bezpośrednio z daną osobą niejako obnażamy się przed nią. Można by powiedzieć, że z własnej woli, rzucamy się lwu na pożarcie. Mamy świadomość tego, że stajemy się bezbronni, więc gdy możemy choć odrobinę sobie pomóc, niewątpliwie korzystamy z okazji. Taką pomocą może być właśnie Internet. Zdecydowanie łatwiej jest znieść odrzucenie, czy też brak akceptacji w wirtualnym świecie, w rzeczywistości mogłoby ono być wręcz nie do zniesienia. Internet daje nam „bezpieczną odległość”, jesteśmy bardziej pewni siebie, poza tym zawsze można powiedzieć, że ktoś nas źle zrozumiał, że nie to mieliśmy na myśli – coś co w rzeczywistości można by było dość szybko i łatwo odczytać z mowy ciała.

Internet daje nam „bezpieczną odległość”, jesteśmy bardziej pewni siebie, poza tym zawsze można powiedzieć, że ktoś nas źle zrozumiał, że nie to mieliśmy na myśli – coś co w rzeczywistości można by było dość szybko i łatwo odczytać z mowy ciała.

„To samo” działa też w drugą stronę. Jeżeli mamy świadomość, że to co chcemy przekazać, może okazać się nieprzyjemne lub wręcz przykre dla drugiej osoby, zdecydowanie łatwiej jest to powiedzieć „zaocznie”. Idziemy na łatwiznę i tchórzymy, ale czujemy się z tym bardziej komfortowo. Nie widzimy bólu drugiej osoby, ale czy o to w tym wszystkim chodzi, o nasz własny komfort? Internet sprawia, że stajemy się egoistami, skierowanymi tylko na realizację własnych planów i zaspokajanie własnych potrzeb, a przecież w przyjaźni chodzi nie tylko o to by, brać, ale także o to, by dawać. Związek z drugą osobą, czy to przyjaźń, znajomość czy miłość, to zobowiązanie, od którego wielu z nas próbuje w ten sposób się uwolnić, przestajemy czuć się odpowiedzialni za drugą osobę. Jak nie ten, to ktoś inny, w wirtualnym świecie zawsze znajdzie się jakiś znajomy.

Bez wychodzenia z domu

Na tym polega życie w wirtualnym świecie portali społecznościowych – każdy jest blisko bez względu na realny dystans. Dzięki Internetowi nauczyliśmy się, że nie trzeba wychodzić z domu by coś załatwić. Nie ma w tym nic dziwnego, możliwość zapłacenia rachunków, zakupienia czegoś po niższej cenie, złożenia dokumentów na uczelnię – możliwości, jakie daje nam sieć, są praktycznie nieograniczone. Jednak czy wirtualny kontakt może zastąpić kontakt rzeczywisty, czy „znajomi” na portalach społecznościowych mogą zastąpić nam prawdziwych przyjaciół? A co z tymi, którzy portalami społecznymi w sieci się brzydzą?

Nie masz? Nie istniejesz!

Znajdą się też tacy, którym wirtualne życie nie będzie dawało przyjemności.

Tak, istnieją jeszcze ludzie, którzy nie mają konta na żadnym portalu społecznościowym.  Co z nimi? Część się jeszcze „nawróci” – namówiona przez znajomych, z nutką niepewności i oporu wkroczy do tego wirtualnego świata. Na początku będzie patrzyła na poczynania innych z pogardą, może będzie w szoku, że tak wiele osób pokazuje swoje życie prywatne, ale najprawdopodobniej z czasem sama przejmie część z tych zachowań, stopniowo zatracając tę część siebie, której tak uparcie chroniła. Znajdą się też tacy, którym wirtualne życie nie będzie dawało przyjemności. Oni odejdą, usuną swoje konta, być może będą lepsi, bo dostrzegą, że życie w wirtualnym świecie nie jest aż tak różowo, jakby to się mogło wydawać.

Kto wygra?

Ci, którzy zostaną? Ci, którzy odejdą? Czy może ci, którzy nigdy nie dadzą wciągnąć się do gry? Trudno powiedzieć, wszystko zależy od tego, czy potrafimy oddzielić to, co wirtualne, od tego, co realne. Czy mimo korzystania z portali społecznościowych widzimy potrzebę prawdziwego kontaktu z innymi. Czy w naszym postępowaniu górują emocje czy e-mocje – namiastka tego, co powinniśmy czuć w stosunku do innych, resztki poczucia odpowiedzialności wymieszane z odrobiną egoizmu i tchórzostwa. A może jednak stawiamy na rzeczywistość, przyjaźń i prawdziwe emocje? Jeśli podoba Wam się opcja numer dwa, to uciekajcie do znajomych, nowy numer Na Tropie nie zając – nie ucieknie, a o przyjaciół trzeba dbać!