Halo? Tak, mam Państwa gdzieś!

Łukasz Boeske / 28.07.2014

To nie będzie kolejna tyrada o złym stanie pociągów czy paranormalnych opóźnieniach, pełna legend o wagonowych toaletach. Główne role grać będziemy my sami – pasażerowie.

Na krzywych torach w Tucholskich Borach
Mknie jak szalony pociąg zielony
Świry bajery, wysokie sfery, dobre maniery, jeasny wranglery,
Konduktor (jakże szczery) i trzy pasażery. 

Wtem nagle dzwonienie, co drażni szalenie
Zielona słuchawka i z mężem rozprawka.
Już gadka szmatka, że złamana łopatka
Ta z dołu sąsiadka, Janka znów wpadka,
Nagonka na Radka, za kwaśna sałatka.
– „Przepraszam, kiedy wysiadka?”… 

Na krzywych torach w Tucholskich Borach
Mknie jak szalony pociąg zielony
Świry bajery, wysokie sfery, jeasny wranglery, a gdzie maniery?

Przeszywający zgrzyt i wymowne sapnięcie. Już po chwili mogę wejść na pokład zaklętej w czasie machiny. Z zachwytem przeciskam się przez kolejne przedziały. Czmychając przed „przedziałowymi prawami dżungli” – hen daleko, byle do przodu. W powietrzu, prócz fastfoodowych perfum, unosi się ekscytacja, wyczuwam lekkie podenerwowanie. Wreszcie odnajduję swoje miejsce. Teraz tylko cisza i spokojne dudnienie pociągu. Jednak z chwilą otworzenia książki rozlega się…

No właśnie. Tu muszę Was rozczarować. To nie będzie kolejna tyrada o złym stanie pociągów czy paranormalnych opóźnieniach, pełna legend o wagonowych toaletach. Główne role grać będziemy my sami – pasażerowie.

Z pamiętnika podróżnika

Studia uczyniły ze mnie wiecznego tułacza, więc chcąc nie chcąc, już trzeci rok przyszło mi pomykać naszą zacną państwową koleją. Niemalże mieszkając w przedziale na stałe, w PKP widziałem już chyba dosłownie wszystko. Byłem świadkiem zażartych kłótni, zerwań, płaczów, libacji, szaleńczych ucieczek przed konduktorem, prób natychmiastowej ewakuacji z pędzącego pociągu. Biernie przypatrywałem się ofiarom krwawych bójek, poznałem masę życiowych historii oraz uczestniczyłem w wielu światopoglądowych dyskusjach (tematy oscylujące wokół ceny kiełbasy w PRL-u). Nie powinien więc Was zdziwić fakt, że raz nawet do mnie strzelano – przypuszczalnie z łuku.

Autonomiczny świat na wytartych szynach potrafi jednoczyć i stać się czymś typowym, zrozumiałym, niemalże prawidłowym. Jednak istnieje obszar, w którym czuję, że na naszą wolność nakładane są pewne ograniczenia, a są nimi prawa innych. Słowem, wszystko zaczyna się od niewinnej zielonej słuchawki. Potem już tylko stopery. Albo Stoperan.

Stroniąc już od górnolotnej empatii czy wyrozumiałości dla innych – często tych zmęczonych, szukających w podróży chwili wytchnienia. Pytam tylko, dokąd zwiała kultura osobista człowieka, który przedział wagonowy, wraz z współpasażerami, traktuje jak publiczną kuwetę do załatwiania swoich brudów. Naturalnie nie jestem zwolennikiem zakazu rozmów w przedziale (choć istnieją zapewne takie „radykały”), jednak uprawianie telefonicznego monologu w towarzystwie jest po prostu błazenadą. Kwestie typu: „Będę o 15, nie mogę rozmawiać” – ok! Tylko że takie sytuacje praktycznie się nie zdarzają. Rozmowy zwykle rozwlekane są od kilkunastu minut do kilku godzin (mój rekord słuchania o perypetiach nieszczęśliwego małżeństwa – ponad 3 godziny), a mi pozostaje patrzeć z zazdrością na osoby ze słuchawkami w uszach. Jak to możliwe, że dzieląc z innymi pasażerami tylko ten ułamek dnia, po wyjściu z pociągu potrafię powiedzieć o każdym z nich przynajmniej parę zdań – mając ich świadectwo o tym, co jedli wczoraj, z kim się spotykają, co ich boli i co będą robić w przyszłości. Wszystko to nisko upadło, a już najniżej kultura tych, którzy w swoich porywających oracjach szukają uznania i poklasku – byle głośno, byle szumnie i teatralnie. Nie pomagają wymowne spojrzenia, nie pomagają dyskretne uwagi. W osłupieniu obserwuję „komórkowych terrorystów”, którzy bez pardonu za główny cel podrózy wyznaczają sobie obdzwonienie wszystkich z listy swoich kontaktów (teatrzyk pt. „Co słychać?”). Czy śpiący, czytający, pracujący – nieważne! – każdy, bez wyjątku ma w obowiązku wysłuchwiać mojej spowiedzi, moich zmartwień, a zwłaszcza pieśni o moich sukcesach? „Czy zdąży na następny pociąg?”, „Bartek znowu zszedł się z Sandrą!”, „Azor szczekał na babcię?”, „Kto odbierze Pawełka z przedszkola?” – drżę w niepokoju, jak to wszystko się skończy. Kwiecie narcyzmu, odpuść już sobie. A przecież wystarczy tak niewiele, chociażby wyjść na korytarz.

Pomysł był, tylko jakoś bez rozwiązania

Pomysł na rozwiązanie problemu komórek w przedziałach, o dziwo, już powstał. W 2010 roku posłowie dyskutowali o wprowadzeniu w pociągach tzw. stref ciszy – prawdziwych zon z zakazem jakichkolwiek rozmów i jazgotu słuchawkowej muzyki. Jednak władze PKP wysnuły zaskakującą hipotezę o nieprzydatności takich miejsc. Skutek? Rozwiązanie, zastosowane już w m.in. w Niemczech, Belgii czy Danii, równie szybko znikło, jak się pojawiło. Kwestia „komórkowców” powróciła natomiast całkiem niedawno za sprawą błagalnego apelu Katarzyny Kolendy-Zaleskiej. Jednak dziś także kolej raczy negatywną odpowiedzią: – Nie będzie stref ciszy w pociągach – mówi rzecznik prasowy PKP, Zuzanna Szopowska. – W tej chwili stworzenie stref ciszy nie jest przez nas analizowane jako rozwiązanie, które moglibyśmy wdrożyć. Natomiast będziemy się zastanawiać, jak tę kwestię rozwiązać, tak aby zwrócić uwagę podróżnych na komfort ich współpasażerów – mówi dalej. Wnioskować można, że walkę o wyższe standardy w podróży kolej zrzuca na samych pasżerów. „Wydaje mi się, że miękkie podejście, czyli edukowanie pasażerów i uczulenie ich na potrzeby innych jest lepszym rozwiązaniem”.Czyli akcja edukacja! Przecież kolej się nie zmieni! Zmienić musimy się my, pasażerowie. Warto także zwrócić uwagę, że kwestia opętanych telefonicznie tyczy się nie tylko kolei, lecz także autobusów, tramwajów, metra.

Współpasażerze, który masz mnie gdzieś! Błagam, następnym razem pomyśl, nim odbierzesz telefon. To nie od głuchych PKP, lecz od Ciebie zależy, czy mimo nowych pociągów, dalej będziemy tkwić na tych samych torach.

Celebryci również uczą:

I ty pamiętaj…

„Wolność ma swoje ograniczenia, są nimi prawa innych”

Łukasz Boeske - student filologii polskiej = mol książkowy. Były drużynowy, obecnie emerytowany instruktor współpracujący z macierzystym hufcem Chodzież.