Kwadrans w Stanach

Na Tropie Kultury / Nina Kot / 11.07.2014

Szybkie pożegnanie, bagaż, kontrola celna. 8 godzin nad Atlantykiem, 10 na lotnisku w Nowym Yorku… i wreszcie lądowanie w Atlancie. Teraz 4 godziny w busie i dotarliśmy do Knoxville na Światowe Finały.

I DO DI

Gratuluję, Światowe Finały, ale co to takiego? Nie tak dawno ukazał się u nas artykuł o pewnym Kwadransie Akademickim. To własnie my! Udało nam się zebrać pieniądze i teraz możemy opowiedzieć Czytelnikom o naszej podróży do Stanów. Dla tych, co mają zaległości, pokrótce wyjaśnię. Destination Imagination to międzynarodowy program dla dzieci i młodzieży, który ma rozwijać kreatywność, umiejętność pracy w grupie oraz pracy w ograniczonym czasie z niedoborem materiałów. Innymi słowy grupa przyjaciół spotyka się, by ćwiczyć swoje zadanie główne (naszym była improwizacja) oraz bawić się układaniem papierowych kubków, wyciorów do fajek i plastikowych widelców w różnorodne konstrukcje – nazywa się to Zadaniem Na Już. Ta grupa przyjaciół wygrała eliminacje w Polsce i teraz leci przez ocean właśnie na Światowe Finały.

Do biegu…

Pierwsze wrażenia po wylądowaniu w Stanach? Pusto, czysto, przestrzennie, dużo zieleni. Cały pobyt męczyły mnie wysokie temperatury – 25 stopni to już było chłodno. Następnego dnia po naszym przybyciu zaczęło zjeżdżać coraz więcej drużyn – łącznie 200 tysięcy osób. Wrażenia? Głośno, gwarno, ciasno i tłoczno. Spokojne miasteczko uniwersyteckie na siedem dni zamieniło się w siedlisko pozytywnie zakręconych ludzi z całego świata. Wszyscy chcieli się poznać, cieszyć tym, że przyjechali na Finały, wymienić pinami i zrobić sobie selfie z kimś z odległego kraju. Polacy byli w modzie – tak samo jak polskie piny i koszulki, którymi mnóstwo ludzi wymienia się na Ceremonii Zakończenia.

SONY DSC

Wymiana pinów na kampusie

…gotowi…

Ceremonia Rozpoczęcia do była ogromna feta. W końcu to Ameryka, oni jak coś to robią, to robią z rozmachem, a także błyskiem, hukiem i przytupem. Stadion po brzegi wypełniony ludźmi w kolorowych kapeluszach i koszulkach, ze wszystkim, co świeciło albo hałasowało. DJ wjeżdża na dachu samochodu. Ludzie krzyczą, tupią, robią falę, oglądają pokaz laserowy i malowania na szkle. Słowem: multum dusz, z których radość tryska nawet uszami. To oficjalny dzień rozpoczęcia zawodów. Od jutra w różnych punktach kampusu, na scenach, salach wykładowych, wystawowych i wszelkich innych, Eksperci będą oglądać i oceniać tysiące przedstawień, których uczestnicy mają od sześciu do dwudziestukilku lat. Coś, na co czekałam od 16 marca, czyli dnia, kiedy dowiedziałam się, że Kwadrans Akademicki zajął pierwsze miejsce w Polsce w wyzwaniu improwizacyjnym.

kwadrans w stanach 2

Ceremonia Rozpoczęcia. Kolorowe czapki w modzie!

…start!

Co robiliśmy w trakcie Finałów? Nie tylko trenowaliśmy. Owszem, próby się odbywały, ale żeby odciągnąć uczestników od myśli o zawodach, by się nie stresowali, zostało zorganizowane mnóstwo atrakcji, a także kilka linii autobusowych, które dojeżdżały prosto na miejsce. Baseny, zjeżdżalnie, dmuchane zamki, bitwy wodne. Brzmi infantylnie? Członkowie drużyn z wyższych poziomów wiekowych nie zostali zaniedbani. Można było wziąć udział w zajęciach w obozie astronautów, sprawdzić swoją koncentrację –  siłując się na rękę… przepraszam, na mózgi, przebiec się po cieczy nienewtonowskiej, wziąć udział w grze National Geographic. Najbardziej popularną rozrywką było wymienianie się pinami. Każdy kraj i stan ma własny wzór, a prawie każdy uczestnik chce “mieć je wszystkie!”. Oczywiście jest to niemożliwe, chociaż ogromne kolekcje nie są rzadkością. Licytuje się je nawet za 300 dolarów! W DI Store można było kupić specjalny segregator na piny, a także każdy możliwy gadżet z logo Światowych Finałów: od bluzy, przez ołówki, po okulary – jak na każdym dużym wydarzeniu. Tak uzbrojone drużyny ruszały na swoje wyzwania. My poradziliśmy sobie nienajgorzej. Graliśmy na bardzo dużej scenie pod czujnym okiem 5 ekspertów. Udało nam się połączyć w całość wikinga, makijaż lalki, pielęgniarkę pobierającą krew do analizy (poważnie!) i rozwiązać chaos: eksplorację ciemnej jaskini (jeśli nie wiesz o co chodzi: natropie.zhp.pl/index.php/kwadrans-akademicki/). Nasza kreatywność zapewniła nam czwarte miejsce. Pewnie Czytelnik zapyta, czy jesteśmy zadowoleni. Szkoda, że nie 3. albo 2., jednak cieszymy się, że mieliśmy okazję uczestniczyć w międzynarodowym evencie. Zobaczyliśmy wiele drużyn, które fantastycznie radziły sobie z pozostałymi wyzwaniami. Absolutnymi mistrzami zadań technicznych były drużyny z Chin – zgarnęły większość pierwszych miejsc.  W naszej kategorii (improwizacja) zwyciężyła drużyna z Teksasu. W 100% na to zasłużyli. Byli świetni aktorsko, każdy miał swoje zadanie na scenie i wpletli dużo zabawnych gagów. Mamy z kogo brać przykład na przyszły rok. Na Knoxville nasz podbój Ameryki się nie skończył.

SONY DSC

Powódź słów! Potwór zepsuł maszynę do pisania! Jak z tym poradzi sobie wieszcz? Tak trenowaliśmy

Kwadrans po godzinach

Po kolejnej hucznej fecie – Ceremonii Zakończenia, spakowaliśmy się i ruszyliśmy na busa powrotnego do Atlanty. Nie, nie na lotnisko – czekały nas 2 dni zwiedzania stolicy Georgii. W tak krótkim czasie odwiedziliśmy Georgia Aquarium, które jest największym na świecie tego typu obiektem, Zoo Atlanta, gdzie jest najbardziej pokaźna populacja goryli i orangutanów oraz w którym, jako jednym z 4 ogrodów zoologicznych w stanie, można podziwiać pandy wielkie, a na koniec odwiedziliśmy siedzibę CNN. Na deser zostało nam “World of Coca Cola” i kosztowanie napojów tej marki ze wszystkich kontynentów. Miasto narodzin Martina Luthera Kinga jest przyjazne i wiele oferuje – szkoda, że mieliśmy tak mało czasu. Problemem w Stanach jest również poruszanie się bez własnego samochodu – komunikacji miejskiej (poza metrem) jest mało oraz została nienajlepiej oznakowana. W Atlancie zostaliśmy przyjęci u polskiej rodziny, od 30 lat mieszkającej w Stanach. Dzięki uprzejmości sympatycznego małżeństwa byliśmy podwożeni do metra i zaznaliśmy luksusów średniozamożnego amerykańskiego osiedla. Jedną z najprzyjemniejszych chwil w Atlancie było dla mnie raczenie się lodami z borówką amerykańską na ganku domu Pani Eli, wpatrywanie się  w las oraz słuchanie żab i cykad z pobliskiego jeziora.

SONY DSC

Kilka tysięcy litrów wody i kilkadziesiąt morskich stworzeń nad głową. Georgia Aquarium

Wszystko dobre, co się szybko kończy

Ani Światowe Finały, ani pobyt w Atlancie nie chciały trwać ani godzinę dłużej. 10 dni za oceanem minęło jak z bicza strzelił. Ani się obejrzałam, a już wsiadałam do powrotnego samolotu: nie tylko z masłem orzechowym i syropem do pancakesów, żeby przywieźć trochę amerykańskiego smaku do Polski, ale również z bagażem nowych doświadczeń (teatralnych oraz innych również) i chęcią, żeby kiedyś jeszcze tu wrócić. Tym razem jednak samotnie, najlepiej z namiotem i plecakiem, bo ogromną wadą takich wydarzeń, której nic nie może zrekompensować jest fakt, że wszystko jest dla nas zorganizowana od A do Z. Nie ma miejsca na spontaniczną wycieczkę do lasu czy inne szaleństwa. A szkoda – wtedy pierwszy pobyt na innym kontynencie byłby dużo wyżej w rankingu moich najciekawszych podróży. Nic to – każde doświadczenie jest cenne i nas czegoś uczy. Chociaż nie powtórzyłabym tego z różnych względów cenię sobie to, że wzięłam udział w Światowych Finałach. Tylko następnym razem napiszę relacji z samotnej wyprawy do wszystkich stanów!

Nina Kot - humanistka, fascynuje się filozofią i teatrem. Lubi podróżować i poznawać nowych ludzi. Z wykształcenia zuchowiec.