Made in Lotto

Łukasz Boeske / 19.05.2014

Data urodzenia moich dzieci lub pierwsze cyfry numeru telefonu żony? Może szczęśliwa kolektura w Białymstoku? Chociaż, z rachunkiem prawdopodobieństwa podobno zawsze wychodzi. A może zakreślić na „chybił trafił” albo chociaż przejrzeć wyniki z ostatnich lat?

Jak nie ukraść pierwszego miliona

Co można kupić za trzy złote? Czekoladę? Hot-doga? Zeszyt? Marzenia? Ha! Więc ja wybieram oczywiście możliwość ostatnią, tę – zdawałoby się – najlepszą. Idę więc do pobliskiej Kolektury Lotto i proszę uprzejmie: „Jeden zakład, jednak dziś nie na wariata”. Zrobione. Po chwili trzymam w ręku upragniony kupon – moją osobistą przepustkę do kilku godzin niepoprawnych marzeń i fantazji. Jednak wybija 22:00 i Kopciuszek musi wracać na ziemię. Jak więc teraz strzelić, żeby cokolwiek ustrzelić? Odpowiedzi wujaszka Google są znakomitym dowodem na nieprzebraną ilość metod, które w (wątpliwym) przypadku braku gwarancji na wygraną, (z pewnością) podniosą nasze szanse w loterii. Tylko co, jeżeli każda z nich nas zawiedzie? Czy Lotek nas oszukał? Może to tylko jednorazowa wpadka?

…jednak istnieje jeden stuprocentowy sposób na wygraną – skreślenie wszystkich 13 983 816 kombinacji liczb…

Niestety, by uciec z milionami w kieszeni, nie wystarczy jedynie grać. Nasze szanse na trafienie szóstki wynoszą dokładnie, uwaga! 1 do 13 983 816. Tak więc nawet jeżeli jesteście tym/tą jednym/ą na milion, to niestety prawie czternastokrotnie za mało. Jeżeli w dalszym ciągu uważacie, że proporcje są niezbyt wymagające, spróbujcie zgadnąć, jaką liczbę, z przedziału od 0 do 49, umieściłem na końcu tego tekstu. Szanse na wygranie głównej nagrody w kumulacji nie bez kozery porównuje się przykładowo z ryzykiem pięciokrotnego porażenia piorunem w ciągu roku czy trafieniem na oślep rzutką w schowane w murawie boiska piłkarskiego pięć złotych. Kuriozalny zatem jest fakt, iż jednak istnieje jeden stuprocentowy sposób na wygraną – skreślenie wszystkich 13 983 816 kombinacji liczb, tym samym wydając około 42 milionów złotych. Bo przecież „w tym szaleństwie jest metoda”!

Gdyby babcia miała wąsy…

Boże, jaki ja jestem zmęczony, przecież ta praca mnie kiedyś wykończy. Jeszcze płacą, jakby ktoś dał mi w… chociaż zaraz, dziś kolejny raz jeszcze wszystko może się odmienić. Losowanie, dzisiaj, o dziesiątej – rany, to już za chwilę. Dobra, zaczęło się. Co my tu… 8, 16, 38, 12 – kurczę, jak ja się pocę – 44 i… nagle opadam miękko na fotel. 29 –  chyba właśnie zostałem milionerem…

…i co dalej? Przecież nie znam nikogo, kto trafił szóstkę, a hipotetycznie kupon z wygrywającymi liczbami leży u mnie w kieszeni, co teraz? Jak wygląda odbiór naszych milionów?

Po upływie 60 dni kwota nieodebranej wygranej zostaje przeniesiona na tzw. fundusz niepodjętych wypłat.

„Kwoty rozpoczynające się od 2000 złotych możemy odebrać w jednym z siedemnastu oddziałów Lotka w przeciągu 60 dni”. Jednak „po upływie 60 dni kwota nieodebranej wygranej zostaje przeniesiona na tzw. fundusz niepodjętych wypłat i osoba, która jest posiadaczem kuponu, nie ma prawa odebrać przysługującej jej nagrody (…)”. – informuje paragraf 22. Regulaminu totalizatora.

Wszystko jasne. Tylko czy tę całą procedurę odbierania, przypuśćmy kilkunastomilionowej wygranej, można nazwać bezpieczną? Przy odbiorze tak znacznej kwoty Lotto oferuje graczom przelew na dowolne konto lub konta bankowe. Zabawnym jest fakt, iż na specjalne życzenie gracza, totalizator może wydać wygraną w gotówce, lecz wtedy czeka go z pewnością niezapomniany spacer z walizkami po brzegi wypchanymi pieniędzmi. Jak zapewnia sama instytucja, „(…) bezpieczeństwo graczy jest dla nas najważniejsze”, cała procedura transakcji odbywa się więc w całkowitej dyskrecji. Wydarzenie nie jest nagrywane ani nie odbywa się wśród rozbłysku fleszy, czerwonych dywanów, wyborowej kawalerii dziennikarskiej. Zatem kto wie o przybyciu przyszłego milionera do oddziału? Gra toczy się o niebagatelną sumę, więc świadkami są tylko te osoby, które są niezbędne do przeprowadzenia przelewu. Możemy więc czuć się bezpieczni. Tylko co by było, gdyby w tej całej bańce bezpieczeństwa tkwił jakiś haczyk (nie wspominając już o zryczałtowanym 10-procentowym podatku od każdej sumy przewyższającej 2280 złotych)?

Traf szóstkę i podaj PESEL! Brzmi zabawnie? Tylko w teorii, bo wraz z czytelnym kuponem – dowodem łaski opatrzności, totalizator prosi o podanie imienia, nazwiska, numeru PESEL oraz numery innych dokumentów, mających potwierdzić naszą tożsamość. Zatem marzenia o sześciocyfrowej sumce i pełnej anonimowości mogą pozostać wyłącznie w sferze fantazji.

Witaj w klubie!

„Spontaniczni milionerzy” w wielu przypadkach tracą rodziny, przyjaciół, dobytek, zdrowie, a nawet życie.

Brat wynajmuje prywatnego zabójcę, by odziedziczyć spadek. Rodzina celowo podsuwa złe inwestycje, a dziewczyna wnosi pozew do sądu, by otrzymać trochę pieniędzy. William Post trafia do więzienia, a z kwoty 16,2 mln dolarów nie pozostaje mu nic prócz zasiłku. Scenariusz z nowej hollywoodzkiej produkcji? Bynajmniej. To historia jednego z tysięcy graczy, którzy dołączyli do nieformalnego klubu milionerów. Jednak takie anomalie to przecież w Ameryce codzienność. Przenieśmy się zatem tutaj, na nasze podwórko. Mieszkaniec Olsztyna wygrywa przyjemną sumkę – milion złotych. Pochopnie inwestuje w kilka niewielkich spółek i po dwóch latach oskarża Totalizator, że nie został odpowiednio pouczony, co robić z taką sumą. Mało? Tym razem „szczęśliwcem” okazał się mieszkaniec Wydmin, zasilając swoje konto kwotą 13,2 mln złotych. W szczęściu postanawia zafundować swojemu synowi błyszczące BMW. Historia niestety nie kończy się happy endem. Chłopak kończy swoją przejażdżkę w więzieniu, a jego pasażer spędzi resztę życia przykuty do łóżka. Takich historii jest więcej, wiele więcej. „Spontaniczni milionerzy” w wielu przypadkach tracą rodziny, przyjaciół, dobytek, zdrowie, a nawet życie – niemalże egzotycznym przykładem może być tu Cook Phil, który w trzy lata po wygraniu 1,8 mln funtów zapił się na śmierć.

Gdy z dnia na dzień nasze życie staje na głowie, tracimy zdrowy rozsądek i zdolność przewidywania prozaicznych skutków. Zachowujemy się trochę jak psy spuszczone z łańcuchów, mogące nagle zrealizować swoje marzenia. Gubimy się w tym i jesteśmy w ciągłej pogoni, bo przecież „ do bogactwa zawsze brakuje jeszcze trochę”. Czy wygrywanie tak niebotycznych kwot jest wobec tego – nomen omen – opłacalne? Może wygrywanie mniejszej ilości pieniędzy w mniejszych odstępach czasu przyniosłoby lepsze efekty?

Wieloręki bandyta

W rekordowym dla Lotto 2012 roku spółka zgarnęła zawrotną sumę 3 421 777 451,47 zł, w tym aż 58 786 072,00 zł jednego dnia!

Jesteśmy poszkodowani. Tak, chyba jesteśmy już dosyć poszkodowani. Trochę żeśmy się poturbowali w tej naszej gonitwie za luksusem posiadania fantazji czy płonnych nadziei. Co kieruje prawie 40% rodaków, że pomimo świadomości, jaką mają i jaką próbuje im się wyperswadować, z uporem wciąż stają do nierównej walki, praktykując w ten sposób – nie oszukujmy się – narodową zrzutkę na jednego/kilku „szczęściarzy”? Kto tu jest wygranym i co przesłania nam zdolność do logicznego rachunku? Nadzieja? Brak wiedzy na temat prawdopodobieństwa wygranej lub brak namacalności tychże przesłanek? Manipulacyjne metody totalizatora (zapachniało spiskową teorią dziejów)? Nie wiem, lecz statystyki są nieubłagane. W rekordowym dla Lotto 2012 roku spółka zgarnęła zawrotną sumę 3 421 777 451,47 zł, w tym aż 58 786 072,00 zł jednego dnia! Jednocześnie łączna suma wygranych w latach 2012-2013 wyniosła zaledwie 1,7 mld złotych. Może właśnie tu leży problem naiwności Polaków?

Moi Państwo, przecież to hazard w najczystszej postaci.

Zgodzimy się przecież bez wahania, że takie liczby są dla nas po prostu nieprzyswajalne, lokują się gdzieś poza namacalnością wyobraźni. Zastanówmy się, ilu naszych bliskich czy znajomych bez pamięci, z ustawicznym uporem ciuła grosz do grosza, by jeszcze raz spróbować, dać losowi następną szansę. Tym razem przecież musi się udać! Moi Państwo, przecież to hazard w najczystszej postaci. Kłamaniem sobie w oczy – nie przypomina to świata rodem z „Truman Show”? Faktem jest, iż zaprzestanie ciągłego kreślenia liczb i wrzucania pieniędzy do wspólnej skarbony skutkuje wyłącznie jednym – spełnieniem naszych materialnych potrzeb i marzeń. Tyle chyba możemy zaryzykować?

P1000080

By dopełnić formalności – ja też dziś zagrałem. Skutek?

PS Numerek: 8

Łukasz Boeske - student filologii polskiej = mol książkowy. Były drużynowy, obecnie emerytowany instruktor współpracujący z macierzystym hufcem Chodzież.