Norah Jones, The Fall

Na Tropie Kultury / Maciej Samul / 09.01.2010

Począwszy od debiutanckiej „Come Away With Me”, po najpóźniejsze albumy, Norah Jones była wierna swojemu stylowi: mieszance jazzu, popu i country. Mieszanka ta – w porównaniu z delikatnym, charakterystycznym wokalem artystki – dała niespotykane wcześniej brzmienie.

Po wydaniu krążka „Not Too Late” w 2007 r. oraz po trasie promującej płytę Norah Jones zapowiedziała zmianę w kierunku muzyki progresywnej. Byłem pełen obaw… Jak kończą się muzyczne eksperymenty, doskonale pokazuje historia – jak w przypadku Agnieszki Chylińskiej, ostatniej nadziei polskiej muzyki, która dołączyła do grona „oryginalnych i ponadczasowych” gwiazdek pokroju Paulli, Kasi Cerekwickiej i Gosi Andrzejewicz. Muszę przyznać, że moje obawy nieco zmalały, gdy usłyszałem „Chasing Pirates”, singiel promujący album Norah Jones. Gdy później zapoznałem się z całym „The Fall”, miejsce obaw zajął zachwyt.

Zacznę od informacji ogólnych. „The Fall” zawiera trzynaście autorskich kompozycji, z czego osiem Norah napisała sama, pozostałe zaś z pomocą m.in. znanego z poprzednich płyt Jessego Harrisa. Warto też wspomnieć, że z zespołem rozstał się basista Alexander. Zniknął nie tylko z zespołu, lecz także z życia prywatnego artystki. Może brzmi to tabloidowo, ale jest to istotna informacja dla chcącego w pełni zrozumieć najnowszy album piosenkarki. Tytuł „The Fall” jest grą słów. W amerykańskim angielskim oznacza jesień (stąd jesienne tło okładki i książeczki), ale też upadek – niemal wszystkie teksty utworów traktują o nieudanej miłości, rozpadającym się związku. Nie ma już słodkiego uczucia znanego z „Those Sweet Words” czy „Feeling The Same Way”, jest za to rozwinięcie rozpoczętego w „Not Too Late” tematu końca miłości.

Płytę otwiera singlowe „Chasing Pirates”, utwór w łamanym rytmie perkusyjnym, bardzo reprezentatywnym na tle reszty – zapętlony pochód basowy, podwójny wokal Norah i pianino, a to wszystko podłączone do tabunu efektów, daje niesamowite wrażenie. „Stara” Norah, czyli melodyjny wokal, leniwy rytm plus nowość (wspomniane eksperymenty brzmieniowe) i tekst, opisujący problem dwojga osób – dla mnie rewelacja!

W „Even Though”, moim numerze jeden, eksperymentów jest mniej – gitara z tremolo, gdzieś na tle syntezatorów, i oczywiście wokal artystki wyrażający tyle różnych emocji, że trudno to w ogóle opisać. Czuć zagubienie, które Norah próbuje przekazać. W „Light As A… Thew” Norah prezentuje się jako gitarzystka, towarzyszą jej smyczki (aczkolwiek wytwarzane przez syntezatory). Natomiast gitara w „Young Blond” jest znajoma, jakby pochodziła z „Come Away With Me”. W „Waiting” rozstaje się z deklarowaną cierpliwością oczekiwania na powrót ukochanego. Utwór, nagrany w sumie przez trójkę muzyków, nie zawiera żadnych brzmień eksperymentalnych, właściwie to klasyczna Norah. W sąsiednim „It’s Gonna Be” jednak zaskakuje rockowym bitem i perkusyjnym, ostrym riffem, ale to – moim zdaniem – najsłabsza pozycja na płycie. Zbyt oszczędna, w dodatku wokal piosenkarki nie pasuje do agresywnego grania. „You’re…” przywraca na szczęście odpowiedni klimat. Norah gra na pianinie, gitarach akustycznej i klasycznej, śpiewając o przywiązaniu do osoby, której już nie kocha, o problemie rozstania się z przeszłością. Temat ten jest szczególnie obecny także w utworze „Back to Manhattan”. Najdłuższym utworem jest „Stuck”. W kompozycji znów pojawiają się niepewność i zagubienie, które kontrastują z wesołym rytmem całego utworu, utwór „December” zaś to kolejny ukłon Norah w kierunku początków kariery: brak perkusji, gitara akustyczna dawnego towarzysza Jessego Harrisa, pianino i właściwie niewyczuwalna obecność syntezatorów – taką Norah kochamy. W „Tell Yer Mama” artystka przywołuje swoje stare zamiłowanie do country, połączone z nowym zacięciem do dźwiękowych poszukiwań i gorzkim tekstem o byłym ukochanym.

Norah przyzwyczaiła nas do wykańczania płyt samotnymi leniwymi kompozycjami – i wprawdzie w „Man Of The Hour” dostajemy samotną artystkę z pianinem, które brzmi jak pizzicatto na skrzypcach, lecz ogólnie rzecz biorąc to wesołe country z rewelacyjnym, ironizującym tekstem o związku, w którym niby wszystko gra, a jednak czegoś brakuje.

Przyszedł czas na podsumowanie. Norah chciała zmiany, my – jej fani – nie. Bogu dzięki, jej producentem został Jacquine King, który zatroszczył się o to, co najlepsze, a jednocześnie pozwolił na nieśmiałe eksperymenty. „The Fall” daleko do doskonałości niedoścignionego debiutu, jednak świetnie się tego słucha. Nowe wydawnictwo zadowoli zarówno starych fanów, jak i przekona do Norah nowych słuchaczy. Z niecierpliwością czekamy na piąty krążek.

Maciej Samul - basista zespołów „In Rock” i „Chatka Władka”, student trzeciego roku filologii polskiej na UKSW w Warszawie.