Szukając krzyża bożogrobców

Na Tropie Środowisk / Piotr Brzezicki / 21.10.2014

Rajd Grunwaldzki to jedno z największych przedsięwzięć ZHP. Biorą w nim udział harcerze, kluby turystyczne, rodziny i grupy przyjaciół. Jest on także niezwykłą przygodą w nurcie turystyki kulturowej, którą postanowiłem przeżyć.

W dniach 9-13 lipca odbył się RG14, a na 10 trasach bawiło się ponad 800 uczestników ze wszystkich chorągwi ZHP.

2 lipca, środa

Bielsko-Biała → Rypin

(…) rajd bez fabuły, bez punktów kontrolnych, bez kart patrolu, bez tablicy z punktacją, bez rekwizytów.

Ostatni patrol dociera na miejsce po 23:00, więc wprowadzenie do fabuły rozpoczyna się w środku nocy. Zresztą jakiej fabuły? Odwołali ją jeszcze w maju, bo komenda rajdu podpisała z warszawską Fundacją „Kuźnica” umowę o poszukiwaniu  zabytku – krzyża księżnej dobrzyńskiej Anastazji z Halicza, zawierającego drzazgę z Drzewa Krzyża Świętego. Na dzień dobry dostajemy fotokopie zapisków ks. prof. Franciszka Pękalskiego – ostatniego członka zakonu bożogrobców. Odnaleziono je kilka miesięcy temu w jednym z krakowskich klasztorów. Wynika z nich, że ks. Pękalski po upadku zakonu wszedł w posiadanie owego krzyża. Wybrał się z nim na ziemię dobrzyńską i… wrócił już bez niego. Zapisał miejsca, które odwiedził, a naszym zadaniem jest wyruszyć jego śladami. Pomaga nam Paweł Dąbrowski – historyk, ekspert „Kuźnicy”. Przebywa w Warszawie i codziennie przysyła nam maile z rzeczami do sprawdzenia na trasie.

Czyli rajd bez fabuły, bez punktów kontrolnych, bez kart patrolu, bez tablicy z punktacją, bez rekwizytów. Jeden patrol, jak się dowiedział, to zmienił trasę. My spróbujemy.

3 lipca, czwartek

Rypin → Sadłowo

Szukamy średniowiecznego zabytku. Szanse jego znalezienia są raczej umiarkowane, ale próbujemy.

Pobudka. Dostajemy e-mail od Dąbrowskiego − mamy podążać śladem zapisków ks. Pękalskiego. Po pierwsze musimy stanąć przed wejściem do kościoła św. Ducha w Rypinie. Ale on nie istnieje od 70 lat! Jednak na nieczynnym cmentarzu, kilka dni temu, buldożer niechcący odsłonił fundamenty świątyni. Zgodnie z zaleceniami musimy spojrzeć w stronę Jerozolimy – ale to znaczy, że na południe czy na wschód? Bo tak naprawdę znajduje się na południu, lecz stare kościoły orientowali ołtarzami ku wchodowi. Następnym zadaniem jest znaleźć na ścianie kościoła stare, antydemoniczne rysunki, przeszukać zakrystię, w której przechowywano ostatni kielich po bożogrobcach.

Mapa ze zbliżeniami wystarczy do namierzenia następnego punktu – grodziska w Starorypinie. Na miejscu w kopercie z materiałami znajdujemy mapy, relacje z wykopalisk i reprodukcję XIX-wiecznego obrazu. Chociaż dookoła tylko chaszcze, wystarcza nam to żeby obliczyć drogę, którą pokonywał książę idąc z zamku do kościoła.

Potem mała przerwa w poszukiwaniach. Jeszcze w Rypinie odczytaliśmy umieszczone w różnych miejscach QR-kody i odczytaliśmy ciąg cyfr. Wyglądał jak współrzędne geograficzne, więc podążamy tym tropem. Jest godzina 16:00, 30 stopni w słońcu, a cienia nigdzie nie widać. Docieramy w miejsce wyznaczone przez współrzędne. Co dalej? Nikt nie powiedział. Nagle dzwoni telefon: „Dotarliście do celu. Teraz udajcie się na wschód”. Najpierw miłe uczucie, a potem pytanie gdzie jest ten „snajper”, kto do nas dzwonił?! Dookoła żywej duszy!

Na odprawie pytamy, co się dzieje na trasie, ile w tej fabule prawdy, a ile fikcji. Terenowy konsultant historyczny (fundacja przysłała osobę do obsługi) oburza się − nie ma fikcji. Szukamy średniowiecznego zabytku. Szanse jego znalezienia są raczej umiarkowane, ale próbujemy.

4 lipca, piątek

Sadłowo → Świedziebnia

Staje się jasne, że to wszystko dzieje się naprawdę, a odnalezienie krzyża, jeśli się uda, będzie odkryciem, powiedzmy, dziesięciolecia.

Pobudka, śniadanie, wymarsz. Zwiedzamy pałac, gdzie teraz rządzi Pan Zbyszek Mistrz Dłuta, ruiny zamku, gdzie rządzą komary, oraz kościół. Ks. Pękalski wspominał, że w czasie swojej podróży spojrzał w oczy jego fundatorom, lecz oni nie żyją od 100 lat. Domyślamy się, że patrzył na portrety nieboszczyków Pląskowskich. Wokół nich napisy, a w notatkach Pękalskiego klucz wskazujący, które litery wybrać i w jakim porządku ułożyć, aby powstało hasło. Wychodzi nam z tego „Szukaj pod sercem NMP Wspomożycielki Ubogich”. Ale żadnego wizerunku NMP Wspomożycielki Ubogich w tym kościele nie ma. Potem sprawa jakoś przycicha.

Przed opuszczeniem Sadłowa rozsiewamy jeszcze „legendę miejską”, żeby przypomnieć mieszkańcom ciekawostkę o ich wsi − autentyczną historię o jej właścicielce, Mariannie z Łosiów Romockiej, która napadała na karawany kupieckie, kierowała kilkoma zajazdami i jednym zbiorowym gwałtem w toruńskim klasztorze. Pretekstem jest rozpytywanie miejscowych o jej ducha. Zachowujemy się, jakbyśmy o nim wiedzieli z pewnych źródeł i pytamy tylko, gdzie można go zobaczyć, o jakich porach się ukazuje, gdzie możemy porozmawiać z kimś, kto go widział na oczy. Po godzinie huczy o tym cała wieś, a miejscowi mówią już tylko o szlachciance rozbójnicy. Przestajemy więc być potrzebni i ruszamy dalej.

Po drodze mała zabawa w przerwie od poszukiwań − trzeba się zameldować w określonych punktach na mapie, a inne omijać, by nie dać się złapać rozstawionym tam fotografom.

Tego dnia kłócimy się też o to, czy te całe poszukiwania dzieją się naprawdę. Nasz znajomy siedział w Bielsku i sprawdzał dla nas informacje na stronach internetowych, a nawet w bibliotekach cyfrowych. Wszystko się zgadzało – o bożogrobcach, o ks. Pękalskim, o księżnej Anastazji i jej rodzinie. Nawet Fundacja „Kuźnica” występuje w Krajowym Rejestrze Sądowym. Dotarliśmy także do treści umowy o poszukiwaniu krzyża i do zdjęć z jej uroczystego podpisania. Staje się jasne, że to wszystko dzieje się naprawdę, a odnalezienie krzyża, jeśli się uda, będzie odkryciem, powiedzmy, dziesięciolecia. Potem jeszcze Michał z obsługi z dumą rozdaje wszystkim patrolom wydrukowany artykuł z ostatniego „Czasu Rypina”, a tam znowu Pękalski, Anastazja, remont klasztoru po bożogrobcach, z całego kraju przyjechali wolontariusze z ZHP i prowadzą poszukiwania.

5 lipca, sobota

Świedziebnia → Górzno

Magdy szczęście polega na tym, że zamiast na pająka, jej ręka w jednej ze szczelin trafia na mały, twardy przedmiot oblepiony kurzem, pyłem i pajęczynami.

Dzień nieco różny od innych, bo po drodze nie ma żadnych miejsc, które opisałby ks. Pękalski. Tym razem idziemy nie patrolami, lecz mieszanymi grupami, które zdobywają specjalne sprawności: technika wywiadu, technika rozpoznania, budowniczego sieci kontaktów, dokumentalisty albo performera.

Popołudnie w Górznie upływa sielankowo, kiedy nagle dowiaduję się o przesłuchaniu (tu muszę pozdrowić „Pomarańczarnię” z Gniezna, której drużynowa, Magda, wyjaśniła mi, o co tak naprawdę chodzi). W Świedziebni przegapiliśmy dwór książąt Mirskich, w którym ks. Pękalski oglądał skrytki z powstania styczniowego. Parę osób coś tknęło i pojawił się pomysł, żeby tam wrócić. Samochód jest tylko jeden. Jedzie więc oboźny, konsultant historyczny i trzej przedstawiciele patroli, które miały najlepsze pomysły na to czego, gdzie i jak szukać.

Z piwnicami jest tak, że człowiek zawsze podejrzewa, że coś go zaraz zje. Szczególnie kiedy musi odnaleźć skrytkę w kilkusetletnim ceglanym stropie. Jak? Najlepiej wkładając rękę w każdą napotkaną dziurę w sklepieniu. Tak miały wyglądać powstańcze skrytki, które oglądał ks. Pękalski. Magdy szczęście polega na tym, że zamiast na pająka, jej ręka w jednej ze szczelin trafia na mały, twardy przedmiot oblepiony kurzem, pyłem i pajęczynami. Najpierw fala radości, potem już zimna krew. Obsługa jest przygotowana − zabezpieczamy znalezisko i ruszamy z powrotem. Całą drogę konsultant wisi na telefonie. Najpierw Dąbrowski − w jakim stanie jest krzyż, czy nie jest zawilgocony, w żadnym wypadku nie próbujcie go czyścić! Potem dyrektor muzeum w Rypinie. Jeszcze dziś przywiezie nam specjalny pakiet do zabezpieczenia krzyża, a jutro przewiezie go do Muzeum Okręgowego w Toruniu, skąd odbierze go konserwator.

Po powrocie świętujemy. Ale to nie koniec! Dzwoni Dąbrowski − krzyż jest niekompletny. Kształt wskazuje, że był w istocie ozdobą dla relikwiarza umieszczonego na przecięciu ramion. Miała być drzazga z Krzyża Świętego. Relikwiarz wypadł? Skradziono go? Ukryto osobno?  Co z NMP Wspomożycielką Ubogich?

Kolejna noc z papierkami… mógłbym tak żyć.

6 lipca, niedziela

Górzno

Dzwon jest wysoko, a „pod sercem” znajduje się właściwie prawie cała wieża.

W czasie mszy rozglądamy się po kościele bożogrobców. Pod świątynią znajdują się krypty ze szczątkami zakonników. Kiedyś ktoś z rajdu tam wchodził, ale tym razem ksiądz jest nieugięty. Na możliwość przeszukania samego kościoła też musimy poczekać do wieczora.

E-mail od Dąbrowskiego (bez tego dzień nie ma prawa się zacząć) – krzyż jest XII-wiecznej bizantyjskiej roboty, więc spokojnie mógł należeć do ruskiej księżniczki z przełomu XIII i XIV stulecia. Sam Dąbrowski wpadł na trop. W książce o historii bożogrobców znalazł wzmiankę o inskrypcji S(ancta) Maria svcvrre miseris (Święta Mario wspomagaj ubogich). To może być to! Kserokopia książki podobno jest u obsługi. Znajdujemy ją w stercie innych materiałów. Czytam dokładnie wskazany rozdział – nic! Potem przychodzi olśnienie – może w przypisach? Jest! Tak brzmi napis na kościelnym dzwonie w Górznie. „Pod sercem NMP Wspomożycielki Ubogich” –  wszystko jasne! Mamy niewiele czasu – do chwili, kiedy ksiądz odmówi brewiarz. Na wieżę! Najpierw kamienne schody, potem metalowa drabina, później drabiny drewniane. Od patrzenia w dół kręci się w głowie. Na belkach pod dzwonem jest dużo kurzu, lecz nie ma relikwiarza. Naradzamy się. Dzwon jest wysoko, a „pod sercem” znajduje się właściwie prawie cała wieża. 24 metry wysokości do przeszukania. Przeglądamy nawet mechanizm starych organów. Nie ma. Kolegę z patrolu coś tknęło i sięgnął ręką do wysokiej na dwie cegły szczeliny w murze, ukrytej za belką przylegającą do ściany. Z zalegającego tam kurzu wyciągnął najpierw pudełko po zapałkach, potem… skórę od słoniny, a na koniec mały, twardy przedmiot. To metalowa obręcz pokryta kurzem i pajęczynami, wewnątrz której, pomiędzy dwiema okrągłymi szybkami, widać było kawałek drewna – drzazgę z Drzewa Krzyża Świętego!

7 lipca, poniedziałek

Górzno → Lidzbark

Cała akcja to zabawa, która stwarza pretekst do odwiedzenia i zbadania ciekawych miejsc.

W poniedziałek dostajemy do ręki egzemplarz „Czasu Rypina” z artykułem o poszukiwaniach prowadzonych przez harcerzy. Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza, ale jest jeden dodatkowy akapit. Kluczowy akapit.

To tylko zabawa

Cała akcja to zabawa, która stwarza pretekst do odwiedzenia i zbadania ciekawych miejsc. Historię napędza poszukiwanie fikcyjnego zaginionego zabytku – krzyża księżnej dobrzyńskiej Anastazji, zaś wskazówki umożliwiające jego odnalezienie będą pochodziły z fikcyjnych zapisków ostatniego członka zakonu bożogrobców, ks. prof. Franciszka Pękalskiego. Oprócz tych dwóch motywów (zabytkowego krzyża i sensacyjnych zapisków), inne elementy fabuły są autentyczne i potwierdzone źródłowo. Zespół, który rozwiąże główną zagadkę, odnajdzie przygotowaną przez specjalistę-rękodzielnika replikę średniowiecznego krzyża w stylu bizantyjsko-ruskim (cyt. za: „Czas Rypina”, czwartek, 3 lipca 2014).

Nie napisali tylko o jednym – Paweł Dąbrowski, ekspert z „Kuźnicy”, też nie istnieje.

Piotr Brzezicki - prezes MKTA „Ryś”, aktywny w środowisku młodzieżowym turystyki górskiej, z górami wiąże wszystkie swoje obecne romanse. Uczęszcza do ZSEEiM w Bielsku-Białej, przygotowywuje się do służby wojskowej. Autor wywodzi się z 13 Drużyny Wędrowniczej „Fatum”, Hufiec Beskidzki.