Tajemnica poliszynela

Agnieszka Bąder / 20.11.2014

Nie od dziś wiemy, że pijemy. Alkohol – i wszystko jasne. A w Prawie, jak wół stoi: „Harcerz (…) nie pije napojów alkoholowych”.

No i po co rozgrzebywać tę kwestię, zapyta niejeden. Przecież już tak wiele zostało na ten temat powiedziane, a w ogóle, to dlaczego nie skupić się na dziewięciu pozostałych punktach? Owszem, dyskusji o alkoholu w ZHP jest sporo. Najwięcej w kontekście zmian w Prawie Harcerskim. Niemniej jednak cały czas widzę potrzebę poruszania tej kwestii, gdyż coś w naszym zachowaniu i wizerunku nie gra. Niby harcerz, niby ideały, niby Prawo. Owszem, słynny 10 punkt wzbudza najwięcej emocji, zapewne dlatego, że jest najbardziej mierzalny i najłatwiej go realizować. Dużo trudniej jest sprawdzić, czy harcerz jest wystarczająco pogodny lub, chociażby, braterski.

Tłumaczymy się różnymi argumentami: bo niedużo, bo to tylko wino/piwo/szampan, bo co koledzy powiedzą, bo taką mamy kulturę…

Zdecydowana większość moich znajomych instruktorów i wędrowników pije alkohol. Przepraszam, degustuje. Sama należę do tej grupy, choć wiem, że nie wypada o tym mówić, należy wymownie milczeć i krzewić tę naszą harcerską tajemnicę, tajemnicę poliszynela. Tłumaczymy się różnymi argumentami: bo niedużo, bo to tylko wino/piwo/szampan, bo co koledzy powiedzą, bo taką mamy kulturę, bo czasy się zmieniły, bo nikt z ZHP nie widzi, bo lubię, bo jest okazja, bo jest wesela, bo Prawo jest przestarzałe. Nie będę się wypowiadała, czy warto zmieniać Prawo, czy nie. Ważne jest dla mnie tu i teraz, a tu i teraz mamy takie zasady, nie inne.

Większy szacunek mam do tych, którzy nie ukrywają swojej słabości i otwarcie przyznają się do spożywania alkoholu.

Mam wrażenie, że alkohol wymknął się spod naszej kontroli i rozlał obfitym strumieniem na mundurach. Za mocno powiedziane? Nie sądzę. Kiedyś jeszcze próbowaliśmy coś ukryć, dziś już nie. Wśród zdjęć na Facebooku, tuż za mundurowym na DMB widnieje fotografia z zakrapianej imprezy na studiach. Już nawet nie zadajemy sobie trudu, by się w jakiś sposób z tym kryć. Z harcerzami nie wypada pić, nawet jeśli znamy się, jak łyse konie. Do dziś pamiętam, jak koleżanka – instruktorka nie chciała zaprosić dorosłych harcerzy na imprezę, tłumacząc się, że będą tam „cywile” i będą zachowywali się „nie po harcersku”. Większy szacunek mam do tych, którzy nie ukrywają swojej słabości i otwarcie przyznają się do spożywania alkoholu. Ci przynajmniej nie wiodą podwójnego życia przykładnego instruktora i szalonego studenta itp.

Słyszałam zewsząd, że nie można, bo nie. I że Statut ważniejszy.

Do harcerstwa wstąpiłam w gimnazjum, czyli w okresie buntu i próbowania nowych rzeczy, w tym właśnie alkoholu. Już wtedy widziałam swoich przełożonych popijających piwko na boku, maskując się przed „dzieciarnią”. Albo starszych instruktorów, którzy spotykali się w swoich domach „przy kieliszku”, bo przecież w tym wieku to oni mogą… Jako drużynowa wędrowników również spotkałam się z problemem sięgania moich podopiecznych po alkohol. Przyznam, że nie wiedziałam, co wtedy robić i jak z nimi pracować. Nikt o tym specjalnie nie mówił, nie informował, nie radził. Nikt ze mną o tym nie rozmawiał. Słyszałam tylko zewsząd, że nie można, bo nie. I że Statut ważniejszy. Niestety autorzy tych słów często sami ignorowali zakaz picia.

Do dziś razi mnie, że zamiatamy tę sprawę pod dywan. Nie, nie jest najważniejsza kwestia samego picia alkoholu, lecz brak rozmów na ten temat, brak debaty. Chyba potrzeba nam porządnej, burzliwej dyskusji. Nie raz słyszałam kompromitujące słowa moich nieharcerskich znajomych o harcerzach, którzy upajają się alkoholem. Albo odwieczny wyrzut: „Jesteś harcerką? Przecież harcerze nie mogą pić!”.

Na szczęście nie samymi miłośnikami alkoholu ZHP stoi. Znam kilku instruktorów, którzy z różnych powodów są abstynentami. Wielki szacunek dla Was! Jak dobrze wiedzieć, że można się obyć bez piwa ze znajomymi, wódki na weselu, szampana na Sylwestra lub wina przy romantycznej kolacji.

Nie wyciągam żadnych wniosków. Mam nadzieję, że powyższe słowa wzbudzą debatę w naszej organizacji. Nie, nie na szczeblach Głównej Kwatery czy chorągwi. Rozmawiajmy w hufcach, w szczepach, w drużynach, w kręgach, w podstawowych jednostkach. Dopiero po nich przyjdzie czas na wnioski, a nawet plany i zmiany. Przestańmy być obłudni i rozmawiajmy na trudne tematy.

Agnieszka Bąder - wielofunkcyjna osoba o różnych pasjach. Wierzy w sprawiedliwość i inne naiwne zjawiska. Raduje się, pisząc.