Tradycja na diecie

Archiwum / Andrzej Walusiak / 18.11.2012

Suto karmiona już przez Małkowskiego, rozpasła się do niezdrowych rozmiarów. Ale nie wypada jej powiedzieć, że jest za gruba. Wszyscy, którzy tyle czasu podsuwali jej pod nos tłuste smakołyki mogliby się obrazić.

Współorganizując pewną imprezę chorągwianą zauważyłem, jak ważne jest uwolnienie się od niektórych ograniczeń, jakie nałożyła na nas rozwijająca się od stu lat tradycja. Tradycja stała się dla wielu z nas osobnym bytem, często wypierając inne działania.

Czasem zapomnieliśmy do czego służyły niektóre kończyny naszej koleżanki Tradycji. Z jej lewej strony wyrosło coś, co kiedyś mogło być ręką. Ostatnio jednak powyginała się ona i powykręcała. Człowiek z zewnątrz, widząc tę rękę jest bardzo zdziwiony. Jeden z odrazą odwraca wzrok, inny obserwuje niczym jakieś egzotyczne stworzenie.  W harcerstwie patrzyliśmy na naszą drogą Tradycję już tyle razy, że ta kończyna nas nie zaskakuje. W końcu była tam zawsze. Pamiętamy ją od czasów kiedy byliśmy w zuchach. Dochodząc do wniosku, że widocznie musi tam być zawsze przyjmujemy ją jako pewnik.

Tradycja, pomimo tego, że strasznie utyła ma też wiele zalet

Oprócz różnych dziwnych kończyn przyjaciółka nasza ma też te ważne. Od razu rozpoznajemy nogę, która zapewnia jej utrzymanie równowagi. Albo ramiona, którymi może nas objąć, skupiając razem przy ognisku. Bo Tradycja, pomimo tego, że strasznie utyła ma też wiele zalet. W końcu gdyby nie te zalety dawno byśmy ją wyprosili. Chętnie też dzieli się swoim bogatym doświadczeniem, pomagając wielu ludziom.

Cel działania harcerstwa określa nam misja. Wszyscy ją znamy, nawet jeśli nie każdy potrafi powtórzyć dokładnie tak jak została zapisana w dokumentach. Cała reszta harcerstwa jest tylko narzędziami, dzięki którym tę misję możemy realizować. Jedne są piękne i nie wyobrażamy sobie, żeby można je zastąpić czymś innym. Inne podobają się nam mniej. Niektóre z narzędzi potrzebują jednak renowacji lub wymiany na lepsze.

Chłopak na porannym apelu wystąpił w wojskowym hełmie

Słyszałem kiedyś historię tak absurdalną, że uwierzyłem w jej prawdziwość. Na kurs drużynowych przyjechał chłopak, który na porannym apelu wystąpił w wojskowym hełmie zamiast nakrycia głowy. Zapytany dlaczego nosi na głowie coś tak niewygodnego i ciężkiego odpowiedział, że u niego w środowisku wszyscy takie noszą. Przez kilka dni kadra i uczestnicy przekonywali chłopaka, że do munduru może założyć rogatywkę. W końcu udało się i hełm poszedł w kąt. Kurs jednak dobiegł końca i zaniepokojony miną chłopaka instruktor zapytał dlaczego jest smutny. Bo ja teraz wrócę do siebie – miał odpowiedzieć chłopak – i będę musiał dalej zakładać ten hełm. Ich tam jest czterdziestu i nigdy nie dadzą się przekonać, żeby nosić coś innego.

Na zlocie, od którego zacząłem felieton, odwiedzili nas seniorzy. Oprowadziliśmy ich po całym terenie i zaprosiliśmy na wieczorny koncert. Pomimo faktu, że tego dnia grał zespół mocno zakorzeniony w naszej harcerskiej rzeczywistości, niektórzy byli wyraźnie niezadowoleni. Mieli nadzieję na ognisko z gitarą lub chociaż krótki apel. Na szczęście malkontentów było niewielu. Ostatniego dnia zlotu postanowiłem zrobić wśród uczestników małą ewaluację i pytałem napotkanych ludzi co podobało im się najbardziej. Od większości usłyszałem, że najfajniejsze były wieczorne koncerty.

Z Tradycji odrzucać to co jest nieprzydatne

Przy Tradycji trzeba mieć otwarty umysł. Nie bać się czasem potraktować jej ostro. Czerpać z niej rzeczy najważniejsze i  bez skrupułów odrzucać to co jest nieprzydatne. I przede wszystkim pamiętać, że jest jedynie środkiem do osiągnięcia czegoś dużo ważniejszego niż ona sama.