W odpowiedzi na…

Archiwum / Anna Mazurczak / 22.04.2012

anna_mazurczak_bw„Taki mail ostatnio przyszedł na skrzynkę Harcerskiej Szkoły Ratownictwa…” – tymi słowami często zaczynam dyskusję na liście Szefostwa HSR. I ostatnio taki mail właśnie przyszedł. Taki mail z ZHP, a w temacie „głos z ludu przed spotkaniem Szefostwa HSR”.

 

W wielkim skrócie: autor maila, szef Harcerskiego Klubu Ratowniczego napisał, że chciałby podzielić się swoimi wątpliwościami, związanymi z – jego zdaniem – obniżeniem «prestiżu brązowej blachy» Ratownika ZHP, zdobywanej na kursach pierwszej pomocy HSR. Na kursach mniej się «oblewa», wobec tego, taka blacha dla Ratownika ZHP nie jest już równie cenna. Skupiając się na szkoleniu indywidualnych ratowników, nie przygotowujemy kursantów do pracy w zespole. Czy zmiany w programie kursu pierwszej pomocy HSR, usunięcie zajęć z ewakuacji, deski i kołnierza ortopedycznego, uczyniły z naszych kursantów lepszych ratowników?

 

W styczniu 2011 r. zmieniliśmy nasz system szkolenia – to zmiana, którą dyskutowaliśmy w gronie instruktorów HSR na warsztatach regionalnych, w czerech miastach Polski w 2009 r. Zmiana, nad którą pracowaliśmy Szefostwem HSR przez cały następny rok. Sami do tej pory się do tego przyzwyczajamy – taka zmiana, zmiana programu kursu na «brązową blachę» wymagała od nas bardzo wiele – uważnej analizy, przedyskutowania celów, jakie stawiamy przed naszymi kursantami, skonstruowania zgodnego z tymi celami programu kursu i systemu zaliczeń. Teraz widzę, że wprowadzanie takich rozwiązań w organizacji wymaga nie tylko przygotowania programu, ale i ludzi, którzy w nim będą funkcjonować. Mail świadczy o tym, że na te zmiany ZHP nie było gotowe.

 

HSR to proces – to już tak wytarty slogan, że pewnie nawet nie muszę go powtarzać. Ciągle coś zmieniamy, ciągle staramy się lepiej odpowiadać na potrzeby, te z ZHP i te spoza organizacji. Zanim jednak cokolwiek zmienimy, długo nad tym pracujemy. Zanim zdecydowaliśmy o tym, że kursanci nie będą uczyli się tego, jak zakładać kołnierz, sprecyzowaliśmy dokładnie, jakie cele stoją przed kursami HSR. Moim zdaniem najważniejsze (a jednocześnie pierwsze wymienione w programie kursu) to: wykształcenie umiejętności samodzielnego udzielania pierwszej pomocy, wypracowanie poczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka, uwrażliwienie na krzywdę i zaszczepienie idei niesienia bezinteresownej pomocy. Długofalowym celem kursów, które prowadzę, jest to, żeby za 10, 20, 30 lat, uczestnik kursu pierwszej pomocy HSR, będący świadkiem wypadku, poczuł się zobowiązany do niesienia pomocy. Nie przeszkadza mi to, że wyleci mu z głowy, czy pozycję przeciwwstrząsową należy zastosować przy udarze cieplnym czy słonecznym, czy jakie są objawy wstrząsu. Albo, że nie będzie pamiętał o 5 wdechach wstępnych przy resuscytacji dzieci. Niech ratownik po naszym kursie wyjmie telefon, zadzwoni pod 112, zabezpieczy miejsce zdarzenia, poszkodowanego okryje folią NRC i pamięta o wsparciu psychicznym. Jeśli do tego znajdzie apteczkę i będzie pamiętał, jak założyć opatrunek uciskowy – tym lepiej.

 

Przygotowujemy kursantów do udzielania pierwszej pomocy w pojedynkę, na imprezie klasowej, w drodze do sklepu, kiedy mają przy sobie tylko klucze od mieszkania, w kolejce po rybę, na peronie, obozie harcerskim, na drodze, na przystanku autobusowym. Przygotowujemy ich do tego, żeby potrafili wyjść z tłumu i udzielić pomocy każdego dnia, a nie w kombinezonie ratowniczym, z deską, kołnierzem, zestawem R1. Instruktorzy HSR nie są zawodowymi ratownikami medycznymi– niektórzy oczywiście pracują w zawodzie, lub są członkami różnych organizacji, w których zajmują się tym na co dzień. Ale na kursach instruktorskich nie do takiej roli ich przygotowujemy.

 

Nie oblewamy – bo zmieniliśmy system oceny. Teraz decyzja o tym, czy kursant przystąpi do egzaminu formalnego, zależy od oceny jego umiejętności przez cały kurs, a nie od tego, czy pamiętał o włączeniu świateł awaryjnych w samochodzie zbudowanym z krzeseł, podczas jednej symulacji egzaminacyjnej (mój egzamin tak właśnie wyglądał – w dodatku w samochodzie z krzeseł było dwóch poszkodowanych!). Jestem przekonana, że Ratownicy ZHP, po naszych kursach, potrafią skutecznie udzielić pierwszej pomocy, na takim poziomie, jakiego będzie wymagała od nich sytuacja nagłego zagrożenia życia lub zdrowia. Ale przede wszystkim, oczekuję od nich, że na taką sytuację w ogóle zareagują.

 

Czy blacha jest teraz równie «cenna»? Ona nie ma być cenna! To jest sprawność mistrzowska. Blacha jest tylko narzędziem, którego używamy w celach wychowawczych, żeby w kursantach wzbudzić pewność siebie i przekonanie o własnych umiejętnościach. W tym znaczeniu myślę, że odznaka zdobyta na nowym kursie jest warta tyle samo co moja, którą zdobyłam w 2002 r.

 

Upraszczamy? Będziemy upraszczać jeszcze bardziej, bo pierwsza pomoc jest prosta, schematyczna. To szereg czynności, których nauczyć może się każdy. W USA trwa obecnie kampania «hands only», prowadzona przez American Heart Association, której celem jest uświadomienie społeczeństwu, że ratowanie życia jest proste i potrzeba do tego tylko rąk. AHA zaleca, że jeżeli nie jest się pewnym swoich umiejętności w zakresie prowadzenia resuscytacji krążeniowo – oddechowej, życia można uratować w dwóch krokach: „call 911, push hard and fast in the center of the chest” (zadzwoń pod 911, uciskaj mocno i szybko środek klatki piersiowej).

 

Jeśli natomiast chodzi o działanie w grupie, kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy, rolę harcerskich grup i klubów ratowniczych, cele, jakie powinny sobie stawiać – zastanawiam się nad tym. Czy w misji ZHP i w celach naszej organizacji, w której cała nasza działalność powinna być podporządkowana wychowaniu, mieści się organizacja kursów kwalifikowanej pierwszej pomocy i przygotowywanie ratowników do działania w jednostkach gotowych na współpracę z systemem? Obecnie dużo o tym myślę. Na pewno czas na przedyskutowanie w HSR celów działania jednostek już nadszedł.

 

Pewnie znowu coś zmienimy.