W Świecie Dysku i okolicach

Na Tropie Kultury / Dorota Wieluńska / 11.05.2013

Na świecie istnieją podobno dwa rodzaje ludzi. Jedni [….] mówią: „Ta szklanka jest w połowie pełna”. Ci drudzy mówią: „Ta szklanka jest w połowie pusta”. Jednakże świat należy do tych, którzy patrzą na szklankę i mówią: „Co jest z tą szklanką? Przepraszam bardzo… No przepraszam… To ma być moja szklanka? Nie wydaje mi się. Moja szklanka była pełna. I większa od tej!”*

Przypomina trochę Św. Mikołaja, trochę czarodzieja – na wielu zdjęciach ma długą, siwiuteńką brodę, duże, okrągłe okulary, czarne ubranie. I zawsze, ale to koniecznie, kapelusz na głowie, czasem kowbojski, czasem jest to cylinder. I dużo się śmieje. Nawet jego oczy potrafią się szeroko śmiać.
Dziś to starszy pan z nietypową odmianą Alzhaimera. Jego fani każdą nową książkę przyjmują z drżeniem, bo nie wiadomo, która będzie jego ostatnią.
Jego książki dla wielu są czytelniczą ucztą, ale też wielu jego żarty nie śmieszą, a książki są… nie są warte czytania.

 – Zadziwiające – powiedział znowu – Tylko wygląda, jakby myślał, tak?
– No… tak.
– Ale naprawdę nie myśli?
– No… nie.
– Czyli… sprawia wrażenie, że myśli, ale to tylko na pokaz?
– No… tak.
– Czyli właściwie tak jak każdy.

Terry Pratchett, bo o nim mowa, to dla mnie pisarz nieprzeciętny. Uwielbiam jego humor, od lutego urządziłam sobie powrót do jego książek, jest dla mnie świetną odskocznią od codzienności. Bywa, że trudno oderwać mi się od czytania i rezygnuję na przykład z godziny snu. Jego postacie są barwne, pełne życia, niezwyczajne, a jednocześnie czasem tak bardzo mi bliskie. Jego książki są śmieszne, pełne dowcipu, a jednocześnie, jeśli wgryźć się w nie głębiej – zawierają wiele trafnych spostrzeżeń o świecie, celnych pytań, choć bez odpowiedzi, są spojrzeniem na świat jakby spod wody, kiedy wiele rzeczy jest nagle wyraźniejszych, a jednocześnie wszystko wydaje się dłuższe lub krótsze, złamane w dziwnych miejscach…

Jednak jego humor jest specyficzny, a przez to nie dla każdego. Nie do wszystkich trafia. Mi nie przeszkadza, kiedy czytam dwudziestą jego książkę i trafiam któryś raz na podobny żart – ale dla wielu to jedna z większych wad Pratchetta.

Dla niego wszystko jest wielkim kotłem, z którego wyciąga rzeczy na chybił-trafił i tworzy historię. Niekiedy zupełnie, wydawałoby się, bez sensu. Najczęściej ciut szaloną, zupełnie nierealną i po trosze filozoficzną, może.  W jego świecie – Świecie Dysku w przeważającej liczbie przypadków – miesza się fantastyka, nasza historia i kultura. Kto będzie chciał przeczytać zwykłą opowieść po stresującym dniu – znajdzie coś dla siebie w bogatym dorobku Pratchetta.  Ale i poszukiwacze drugiego dna i sensu w literaturze nie powinni się na nim zawieść.

Świat Pratchetta jest naszym światem – przekształconym na podobieństwo baśni, dopasowanym do realiów fantastyki, ale wciąż można w nim dostrzec naszą rzeczywistość. To nie świat w krzywym zwierciadle, ale świat, który mogłoby zobaczyć dziecko o umyśle mędrca.

Bohaterowie

Pratchett to fantastyka, ale bardzo szczególna. Nie znajdziemy u niego elfów, jakie znamy z innych książek. Są zimnymi, okrutnymi postaciami, które boją się żelaza (stąd wzięło się na wsiach trzymanie podkowy nad drzwiami). Trolle tylko w zimnych temperaturach są inteligentne, a krasnoludy są, owszem, niskie, żyją w większości w kopalniach i są wojownikami, ale:  „Każda rasa istot trzystopowego wzrostu, która preferuje topory i rusza do bitwy jak do konkursu drwali, wkrótce staje się znana.” Ale Pratchett porusza też temat krasnoludów-kobiet, chociażby. Czy ktoś o tym kiedyś myślał?

Krasnoludy nie są osobnikami z natury religijnymi, ale w świecie, gdzie kopalniane stemple mogą pęknąć bez najmniejszego ostrzeżenia, gdzie nagle może wybuchnąć metan, bogowie są potrzebni jako rodzaj nadprzyrodzonego odpowiednika kasku ochronnego. Poza tym, kiedy ktoś uderzy się w palec ośmiofuntowym młotem, przyjemnie jest rzucić jakieś bluźnierstwo. Tylko wyjątkowy ateista o bardzo zdecydowanych poglądach potrafi w takiej sytuacji podskakiwać, wsuwając dłoń pod pachę, i krzyczeć: „A niech to przypadkowe fluktuacje w kontinuum czasoprzestrzennym!” albo „Aargh, prymitywna i przestarzała koncepcja na krzyżu!”.

W książkach Pratchetta jest kilka  najbardziej charakterystycznych postaci. Vimes – komendant Straży Miejskiej, człowiek walczący z alkoholizmem, który miasto rozpoznaje przez podeszwy swoich butów i zupełnie nie potrafi się odnaleźć w świecie arystokracji, do którego trafił poprzez ślub. Jego szef, przeciwnik, największy wróg i człowiek, który jako jedyny potrafi zmusić Vimesa do działania nie robiąc właściwie nic – Vetinari, patrycjusz Ank-Morpork. Są Czarownice – babcia Weatherwax, niania Ogg i ta trzecia. Być może książki o przygodach trzech wszechobecnych kobiet są najbardziej pouczające – na świecie niewiele jest magii, najwięcej jest „głowologii”, wystarczy poznać drugiego człowieka, by zacząć tworzyć niezbędną w życiu odrobinę czarów. Są także magowie, grupa ludzi, o których nie można powiedzieć trafniej niż oddaje to ten fragment: „Gdyby w jakiejś grocie umieścić duży przełącznik z tabliczką: Przełącznik Końca Świata! NIE DOTYKAĆ!, farba na niej nie zdążyłaby nawet wyschnąć.” Postacie, które wejdą wszędzie, gdzie nie powinny, dotkną wszystkiego, co tylko trochę wygląda na zakazane, i wytwarzają własną aurę, która oznajmia całemu otoczeniu, że mag jest właśnie tu, gdzie powinien. I jest, prawdopodobnie mój ulubiony, Śmierć, który zawsze mówi wyłącznie drukowanymi literami. „W ciepłym mroku stajni biały rumak Śmierci uniósł łeb znad owsa i zarżał krótko na powitanie. Miał na imię Pimpuś i był prawdziwym koniem. Śmierć zrezygnował z ognistych wierzchowców i końskich szkieletów, bo stwierdził że są niepraktyczne. Zwłaszcza te ogniste. Stale podpalały własną podściółkę, a potem stały w środku pożaru z zakłopotaną miną.”

Wokół światów

Najwięcej książek Pratchetta dzieje się w Świecie Dysku. Ale na szczęście dla tych, których nudzi powtarzalność żartów albo w ogóle nie śmieszy jego humor, są również inne cykle czy światy. Książki Pratchetta są różne, chociaż wszystkie cechuje podobne spojrzenia na świat – lekko skrzywione, z przymrużeniem oka, zawadiackie, ironiczne.

Świat Dysku – wyobraźcie sobie świat będący płaskim dyskiem, płynącym przez Wszechświat na grzbiecie czterech słoni, które stoją na skorupie wielkiego żółwia, A’Tuina. To właśnie nasz Dysk. Jedna z głównych zasad, która rządzi tym światem, została już opisana: „Uczeni wyliczyli, że jest tylko jedna szansa na bilion, by zaistniało coś tak całkowicie absurdalnego. Jednak magowie obliczyli, że szanse jedna na bilion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć.” Centrum Świata Dysku zdaje się być Ank-Morpork, miasto miliona przypadków, gdzie wszystko można kupić i znaleźć człowieka do najdziwniejszych zadań. W tym świecie żyją właśnie Czarownice, Vimes, Śmierć (choć trudno zaliczyć go do żywych), ale także Wolni Ciutludzie – maleńcy ludzie, cali niebiescy, którzy myślą, że ich życie teraz to już stan po śmierci, a których organizacja podobna jest do pszczół lub mrówek.

Do książek z cyklu Świata Dysku zalicza się „Zadziwiającego Maurycego i jego uczone szczury”, choć jest to książka raczej z obrzeży tego świata.
Trzeba też zaznaczyć, że sposób pisania o zdarzeniach w Świecie Dysku zmieniał się w czasie. W pierwszych książkach z tego cyklu Pratchett nigdy nie pisze wprost, kiedy ktoś umiera – Śmierć się pojawia, by przeciąć nić łączącą „duszę” od ciała, czasem rozmawia z człowiekiem, ale śmierć nie jest dosłowna. Wszystko jest jakby niedopowiedziane, dla dorosłych oczywiste, dla dzieci nie do odczytania. Im późniejsza książka, tym bardziej są w niej dosłowne: śmierć, seks, zadawanie ran…

Książką, od której warto rozpocząć przygodę z Pratchettem, szczególnie jeśli jest się kociarzem, jest „Kot w stanie czystym” – kwintesencja kociej istoty bycia z domieszką humoru.  To przewodnik po Prawdziwych Kotach.

„Choćby kot był całkiem zdrowy, zawsze nadejdzie chwila, kiedy trzeba mu podać tabletkę. Och, jak mądrze kiwamy głową, jak wyglądamy na odpowiedzialnych, zatroskanych właścicieli, kiedy weterynarz podaje nam małe pudełka (jedna szara co pięć dni, potem brązowa po dziesięciu dniach, czy może na odwrót?). Niegdyś wszyscy byliśmy naiwni i sądziliśmy, że przecież kocia karma i tak pachnie jak coś wygrzebanego z dna sadzawki. Kot w żaden sposób nie zauważy, jeśli pokruszymy trochę to paskudztwo i wymieszamy z jedzeniem… (…) nadchodzi faza realistyczna. Bierzemy pigułkę do ręki, kota do drugiej… Ehm… Bierzemy pigułkę, drugą ręką trzymamy dużą ścierkę z wystającą po jednej stronie wściekła głową kota. Trzecią ręką rozwieramy małe szczęki, wciskamy pigułkę, zaciskamy pyszczek, a czwartą ręką łaskoczemy w gardło, aż cichy odgłos przełykania zaświadczy, że tabletka poszła w dół. Chcielibyście….”

Jest także trylogia o Nomach – małych istotach zupełnie nie dostrzeganych przez ludzi. W posiadaniu Nomów jest Rzecz, komputer pokładowy ze statku kosmicznego. Nomy są bowiem uwięzione na Ziemi w wyniku katastrofy ich lądownika. Próbują nauczyć ludzi wszystkiego aż do etapu, kiedy ci będą potrafili wysłać satelity w kosmos…

Johnny Maxwell to dwunastolatek, któremu przytrafiają się niestworzone rzeczy. Musi radzić sobie z postaciami z gry komputerowej, które usiłują zmienić swoje życie; pomaga zmarłym, którym władze miasteczka chcą zabrać cmentarz… Chwilami infantylna, zwariowana opowieść o kosmitach, obcych. A dla co dociekliwszych – można w niej odkryć motywy później rozwijane w Świecie Dysku.

„Nacja” to dla mnie najmniej pratchettowska książka. Owszem, można w niej znaleźć trochę jego humoru, jego spojrzenie na świat, ale jednak nie jest podobna do żadnej książki o Świecie Dysku. To piękna, wyważona historia o tym, jak trudno się porozumieć z samym sobą, z drugim człowiekiem, z bogami. O tym, jak trudne jest zadawanie podstawowych pytań o życiu, o wierze i o ile trudniejsze jest znalezienie na nie odpowiedzi.

W świecie podobnym naszemu wybucha epidemia. Nację oraz mniejsze wysepki niszczy ogromna fala. Przy życiu pozostaje mały Mau, który wypłynął z Nacji, by stać się mężczyzną. I nie zdążył. Zgubił się gdzieś między byciem dzieckiem a dorosłym. Musi w jednej chwili stać się wodzem dla ocalałych – dziewczynki spodniowców, czyli ludzi „cywilizowanych” oraz tych, którzy przeżyli falę na innych wyspach. Czuje w sobie złość na bogów, zadaje im pytania, a ich głosy brzmią mu w głowie każdego dnia.

Po książki Pratchetta  warto sięgnąć i samemu przekonać się, czy to jest właśnie ta literatura, którą chce się czytać. I nie warto rezygnować po pierwszej niedoczytanej książce, bo może okaże się, że kolejna, z innego cyklu, właśnie będzie tą najlepszą.

+++ Błąd Dzielenia Przez Ogórek. Zainstaluj Wszechświat Ponownie I Rebutuj +++

*wszystkie cytaty wykorzystane w tekście pochodzą z książek Pratchetta