Z drużyną do filharmonii

Na Tropie Kultury / Filip Fotomajczyk / 04.11.2014

Odkrywanie kultury słuchania muzyki to prawdziwe wędrownicze wyzwanie. Odwiedzenie świątyni muzyki, którą niewątpliwie jest filharmonia, to zadanie proste tylko na pozór. Jak się za to zabrać, jeśli jest się zupełnie zielonym?

Kiedy harcerze wkraczają w wiek wędrowniczy, trzeba kłaść nacisk na rozwijanie wrażliwości. Można to osiągnąć w wieloraki sposób: proponując interesujące książki, przedstawienia, filmy – działania te powinny się jednak odbywać w kuluarach, w myśl zasady pośredniości oddziaływań.

Klasyka rozwija wrażliwość na piękno i pomaga zrozumieć wszystkie inne gatunki muzyki.

Jest jednak dziedzina, o której każdy harcerz mógłby rozmawiać godzinami – muzyka. Każdy ma swój własny, niepowtarzalny gust. Jednak według naukowców jest to jedna z tych rzeczy, z którą się nie rodzimy. To coś, co musimy wyrobić. Zazwyczaj odbywa się to dwoma torami. Albo sami próbujemy, szukamy, albo słuchamy poleceń znajomych. Dla większości odbiorców z boku zostaje odniesienie do muzyki klasycznej, którą wszyscy znają, ale nikt jej nie słucha (wychodząc z mylnego założenia, że trzeba się na tym znać lub połknąć kij od miotły, bo to takie „poważne”). Klasyki nie trzeba słuchać namiętnie, jednakże poznanie jej rozwija wrażliwość na piękno i pomaga zrozumieć wszystkie inne gatunki muzyki – w końcu wszystkie one są jej ewolucją.

Tworząc plan pracy drużyny, zastanówcie się, czy chcielibyście w ramach swoich zbiórek poobcować z tzw. kulturą wysoką (np. zdobywając znak służby kulturze). Jeśli tak, to otwiera się przed wami nowy świat do odkrycia i nowy szczyt do zdobycia. Wyjście do filharmonii to jeden ze stopni do jego osiągnięcia.

 

Co to jest filharmonia?

Filharmonia to przeogromna masa ludzi, którzy w większości muszą doskonale ze sobą współpracować.

Filharmonia to nie tylko określenie budynku, w którym znajdują się sale koncertowe. To przede wszystkim instytucja składająca się z setek ludzi. Od kilku dyrektorów, przez skład orkiestry i  solistów. Często filharmonia posiada również swój chór. Filharmonia zatrudnia zazwyczaj kilku dyrygentów, często ten pierwszy – najważniejszy – jest zarazem dyrektorem artystycznym (czyli to od niego zależy program koncertów na cały rok). Dodatkowo wśród pracowników filharmonii można znaleźć stroicieli, konserwatorów instrumentów, obsługę sceny, pracowników kas, szatni, kawiarni, sprawdzających bilety czy sprzątaczy. Jest to przeogromna masa ludzi, którzy w większości muszą doskonale ze sobą współpracować, aby wszystko harmonijnie działało.

Filharmonia zaprasza często znanych dyrygentów, którzy prowadzą koncerty ściśle współpracując z orkiestrą czy chórem. Ze względu na to, iż są to – bez wyjątku – wybitni indywidualiści, to o nich (obok altowiolistów czy tenorów) muzycy sypią najwięcej żartów.

 

Wybór koncertu

Trudno jest utrafić w gust odbiorców, stąd w filharmoniach często gra się kilka zróżnicowanych utworów.

Nie mając obycia w świecie muzyki ciężko jest wybrać dobry koncert. Często ludzie, jeśli już chcą spróbować, kupują bilety na koncerty z muzyką kompozytorów, których nazwiska, jak przez mgłę, kojarzą z podstawówki. Trudno jest utrafić w gust odbiorców, nie ma na to złotego środka, stąd w filharmoniach praktykuje się granie – podczas jednego koncertu – kilku zróżnicowanych utworów, aby trafić do większej liczby osób. O tym czy koncert, na który chcemy się wybrać jest dobry nie musimy od razu wiedzieć. W czasach, gdy wszystkie potrzebne informacje znajdziemy w Internecie wystarczy zestawić program filharmonii z recenzjami internetowymi – które stoją na wysokim poziomie.

 

Idzie Chopin i Bach

Mała czarna jest zawsze w cenie, im dyskretniej i klasyczniej, tym lepiej.

Wybraliśmy miejsce i koncert, czas się wyszykować. I zaraz, ale jak my się mamy ubrać? Co znaczy ładnie? Dostaję gęsiej skórki gdy widzę ludzi w dżinsach w filharmonii (co smutne również starszych). Nie uważam, rzecz jasna, że trzeba popadać w skrajność – frak, smoking, wieczorowa suknia z kolią diamentów. Ubranie na koncert powinno być przede wszystkim schludne (czasem wyprasowana koszula i wypastowane buty znaczą więcej niż niechlujnie ubrany garnitur za pięć tysięcy). Jako, że koncerty w większości odbywają się wieczorem obowiązuje tzw. strój wieczorowy. Rozumieć przez to trzeba strój stonowany – czarny garnitur jest w sam raz na tę okazję, koniecznie z białą koszulą i estetycznym (broń boże pstrokatym) krawatem czy muszką. Jeśli chodzi o ubiory damskie powiem tak. Mała czarna jest zawsze w cenie, im dyskretniej i klasyczniej, tym lepiej. Nic nie podkreśla piękna kobiety bardziej niż skromny strój z pięknymi dodatkami. Dobry strój to nie tylko wymóg formalny – to dobre samopoczucie. Nie martwcie się tym, że zobaczycie w filharmonii tabun ludzi ubranych jak z przypadkowej łapanki z ulicy – dla nich też jest tam miejsce.

 

Co, gdzie, jak?

Gwiżdżcie, im było lepiej tym bardziej – muzycy, choć nie przyznają się do tego, uwielbiają to.

Udało się, dotarliście już na miejsce minimum 15 minut przed koncertem. Wchodzicie, pokazujecie bilety, udajecie się do szatni celem dopieszczenia swego wyglądu. Ale jak się później zachować? Jeśli nigdy wcześniej nie byliście w tym budynku niezwłocznie udajcie się na swoje miejsce.  Następuje pierwszy gong – zaprasza on do zajmowania miejsc. Można swobodnie rozmawiać. Następuje drugi gong – powoli sala wypełnia się po brzegi. Rozmowy powinny zmierzać ku końcowi. Następuje trzeci gong – uwaga zamykamy salę i za chwilę zaczynamy. Światła przyciemniają się, rozmowy milkną. Na scenę wchodzą z dwu stron muzycy zajmując miejsca. W tym momencie wypada, przynajmniej przez chwilę, bić brawo. Orkiestra stroi się. Oboista podaje dźwięk „a”, który odbierają od niego instrumenty dęte oraz pierwszy skrzypek (siedzący najbliżej dyrygenta, tzw. koncertmistrz). Gdy wszyscy zakończyli strojenie, po chwili ciszy wchodzi dyrygent, a za lub przed nim – jeśli tego wymaga utwór – wychodzi solista lub soliści.  Po ukłonach i zapadnięciu ciszy rozpoczyna się utwór. I tu bardzo ważna uwaga – podczas jego wykonywanie nie można rozmawiać, kaszleć, szeleścić czymkolwiek, nie wspominając o wyłączeniu telefonu, o czym często (co smutne) trzeba przypominać. Wyjść ze swojego miejsca można w zupełnej ostateczności. Najlepiej skupić się na przeżyciu utworu, ale z pewną powściągliwością. Mam tu na myśli moment zakończenia utworu. Po to należy zapoznać się z programem przed wyjściem, aby wiedzieć ile utwór ma części i nie popełnić faux pas klaszcząc między częściami lub – o zgrozo – gdy utwór się jeszcze nie zakończył, a wykonawca po prostu gra piano (cicho). Od razu przypomina mi się historia gdy Ingolf Wunder (wybitny młody pianista) koncertował w Krakowie. Dał on – jak na razie – jedynie trzy koncerty. Na każdym z nich komuś zadzwonił telefon, mało tego – gdy kończył jeden z bisów, nadgorliwa publiczność nie dała mu wyciszyć i delikatnie zakończyć utworu, przerwała występ oklaskami – nic dziwnego, że muzyk nie ma ochoty wracać do mojego miasta na kolejne występy. Koncerty filharmoniczne mają zazwyczaj dwie części. Toteż po pierwszej warto udać się na przerwę aby porozmawiać o swoich wrażeniach, skorzystać z toalety czy kawiarenki. I tu kolejna uwaga – wychodząc z rzędu zawsze przechodzimy przodem do siedzących osób!

Przerwa to czas na wymianę uwag na temat utworów (lub samego ich wykonania). Wyrzućmy z siebie emocje, które towarzyszyły nam podczas słuchania. Im bardziej burzliwa dyskusja, tym z większym apetytem wrócimy na kolejną część – która zawsze (co jest celowym zabiegiem) jest lepsza od pierwszej.

I znów ten sam rytuał – trzy gongi, brawa, strojenie. Po zakończeniu drugiej części koncertu następują zazwyczaj owacje, tzn. jeśli nieprawdopodobnie Wam się podobało, nie bójcie się klaskać na stojąco, jak wstanie cała drużyna, to i cała filharmonia. Radujcie się swoimi wrażeniami, wołajcie „łuuu”, gwiżdżcie, im było lepiej tym bardziej – muzycy, choć nie przyznają się do tego, uwielbiają to. Pamiętajcie jednak, że jeśli wam się nie podobało nikt nie każe wam klaskać, możecie siedzieć w ciszy – bądźcie szczerzy, także przed sobą. Swoje miejsca opuśćcie dopiero, gdy orkiestra będzie ostatecznie schodzić ze sceny. Często soliści bisują, wtedy od razu gasną światła i macie 3 sekundy na to aby się uciszyć i zasiąść na miejsca – w myśl wcześniejszych zasad. Po zakończonym koncercie udajcie się do szatni, grzecznie odczekajcie w kolejce po płaszcze – nic nie wkurza bardziej jak ludzie wciskający się w szybko idącą kolejkę. Oczywiście, jeśli jest ku temu możliwość możecie udać się do garderób tudzież za scenę po autograf solisty czy dyrygenta, to jest jednakie w każdym gatunku muzycznym. Swoje uwagi wymieńcie w drodze powrotnej. I tak oto weszliście do świata oderwanego od rzeczywistości, gdzie czas płynie w rytm muzyki.

 

Posłowie/Poradnik

W programach filharmonii możecie spotkać się z wielką różnorodnością. Choć nie da się utrafić we wszystkie gusta naraz, można – mniej więcej – określić na co drużyna ma ochotę: potężne brzmienie orkiestry symfonicznej (wielokrotnie bardziej wbija w fotel niż koncert ostrego metalu) czy też delikatna kameralistyka, gdzie każdy dźwięk jest ambrozją. Jeśli szukacie pewnego punktu zaczepienia co do wykonań polecam starą praktykę – nazwy utworów i orkiestr wpisujcie po angielsku, na pewno traficie na dobre wykonania.

A tu mała prywata – czyich wykonań szukać (na początek): dyrygenci – Karajan, Abbado, Rattle, Bernstein, Gardiner, orkiestry – Berliner Philharmoniker, Wiener Philharmoniker, London Philharmonic Orchestra, pianiści – Sokolov, Archerich, Zimmerman, Blechacz, Anderszewski, skrzypkowie – Vengerov, Perlman, Stern, wiolonczeliści – Roztropowicz, Yo-Yo Ma.

Więc samych uniesień życzę!

 

Filip Fotomajczyk - drużynowy kultowej 11 KDH „VikingoVie”. Przewodnik po Krakowie, od dziecka zakochany w swym mieście. Z wykształcenia muzyk. Kocha śpiewać, jako tenor swą przyszłość wiąże z operą. Plastyk amator, twórca szopek krakowskich, grafik autorskiego pomysłu. Uwielbia góry, wiersze Szymborskiej i żelki (niekoniecznie w tej kolejności).