Zostawię ślad

Marcin Bednarski / 11.11.2018

Zmiana świata wymaga paliwa. W wychowaniu jest nim dawanie przez wychowawcę czegoś z siebie swojemu wychowankowi. To tworzy więź, której wymaga wzajemność. Bez tego paliwa to wszystko jest jak pizza bez sera.

Poza wietrznym upałem w trakcie zlotu ZHP było także kilka dni deszczowych. Nie lało bez przerwy, ale z uporem. Kiedy wydawało się, że wiatr definitywnie przegonił chmury, to nowa ich armia przylatywała nie wiadomo skąd, przesłaniała słońce, a po jakimś czasie spuszczała przelotne, ale obfite opady. W jeden z takich dni, kiedy program miał się już ku końcowi i większość osób na miejscu programowym Cywilizacji była zajęta znoszeniem materiałów do kontenera, na stanowisku obok mnie pojawił się patrol zuchowy. Gromadka zuchów pod wodzą dwojga instruktorów. Już samo to, że przy tak niesprzyjających okolicznościach, nie wrócili do gniazda, tylko szukali jeszcze czegoś fajnego dla swoich zuchów, zasługiwała na szacunek. Chłopak dodatkowo zwracał uwagę pękiem pokaźnych, dobrze skręconych dredów oraz imponującym rynsztunkiem survivalowca przytroczonym do pasa.

Widząc to, przestałem się ze sobą cackać

Kadra programowa ze Szpitala Doktora Geparda stanęła na wysokości zadania. Zuchy przebrały się w fartuchy lekarskie i zaczęły zajęcia z samarytanki. A były to naprawdę świetne zajęcia: atrakcyjne, dające zuchom konkretną wiedzę i umiejętności, a także poczucie, że biorą udział w czymś ważnym.

Tymczasem znowu się zachmurzyło. Nie miałem ze sobą kurtki, więc rozmyślając czy zdążę przed deszczem na obiad, czy lepiej poczekać, gapiłem się na zajęcia w namiocie obok, siedząc na skrzynce z materiałami. Zaczęło padać i wiać, tak że deszcz zacinał pod dużym kątem, wpadając do namiotów programowych. Z zamyślenia wyrwał mnie ten instruktor zuchowy z dreadmi. Wyszedł przed namiot z karimatą i  zrobił z niej ściankę osłaniającą od deszczu siedzące na ziemi zuchy. Sam natomiast stał na zewnątrz. Widząc to, przestałem się ze sobą cackać, wziąłem skrzynkę i poszedłem w deszczu na obiad.

Na ten gest mnie stać

Moim zdaniem wychowanie jest służbą. Dla wędrownika powinno to brzmieć zupełnie naturalnie. Poza harcerstwem także nie powinno dziwić, skoro wiele teorii wychowania podkreśla wartość osobistego zaangażowania, relacji wychowawcy z wychowankami. Harcerska służba z kolei, moim zdaniem, powinna zawsze mieć charakter dawania czegoś z siebie. W przypadku wychowania wcale nie chodzi mi o jakieś mistyczne, wielkie sprawy. Chodzi o sprawy zupełnie proste.

Dla wychowanków trzeba mieć czas

W pierwszej kolejności jest więc czas, który najgorliwszy nawet opiekun mógłby przecież spożytkować inaczej, ciekawiej, bardziej dla siebie. Wychowanie wymaga poświęcenia czasu na planowanie działań, na ich realizację, bo charyzma i dobry lans to zdecydowanie za mało. Poza tym dla wychowanków trzeba mieć czas. W drugiej jest natomiast wysiłek fizyczny i psychiczny, którego zawsze wymaga piecza nad innymi ludźmi. Dopiero kiedy dziecko nabierze pewności, że dorosły zadba o jego potrzeby, może otworzyć się na oddziaływanie. Ten wysiłek jest obecny nie tylko w drużynie, ale także, kiedy zostaje się w domu z młodszym rodzeństwem lub kiedy zdobywasz znak służby dla dziecka.

Takie podejście do wychowania, choć może wydawać się niekompatybilne ze światem kołczingu i orientacji na sukces osobisty, nam powinno być bliskie, bo przecież służba to jeden z trzech filarów naszych działań. Działać bezinteresownie na rzecz swojego otoczenia (rodziny, sąsiadów, kolegów z pracy, ale też nieznajomych) w wyniku osobistej odpowiedzialności za indywidualny rozwój i z osobistego stosunku do społeczeństwa, poczucia odpowiedzialności za rodzinę, lokalną społeczność, kraj i cały świat, a także z szacunku dla innych i do świata przyrody to dla nas podstawy. Konkretnie: nasze Podstawy Wychowawcze. Tylko, że oczywiście to nie są zaklęcia, to się samo nie zrobi. I do takich wyzwań się trzeba się po harcersku, czyli profesjonalnie i z fantazją przygotować. Tylko jak?

Mam tę moc

Pełnienie tej służby nie jest problemem, jeśli wcześniej przećwiczy się ciało i ducha w wędrówkach, rejsach, obozach czy wyzwaniach, kiedy buty mokre, plecak ciężki, a jeszcze trzeba parę kroków zrobić albo na jeszcze jeden pagórek się wdrapać. To wszystko się przydaje, żeby sprawdzić i przesunąć choć trochę granice tego, kiedy się pęka.

To są klasyczne życiowe skillsy

Dzięki tym próbom te zwykłe, przyziemne elementy opieki i wychowania będą fizycznie i psychicznie łatwiejsze, mniej irytujące, nie przegrają z osobistymi potrzebami. Prawda jest bowiem taka, że nawet kiedy jesteśmy mistrzami organizacji, to dzieciaki powierzone naszej opiece zawsze będą potrzebować naszej pomocy, czegoś zawsze nie będą umieć albo umieć gorzej niż wymagałyby tego okoliczności. Przydaje się to wszystko także poza harcerstwem, to są klasyczne wręcz życiowe skillsy, które procentują, jeżeli ktoś zdecyduje się wychować własne dzieci.

Zobaczę dziś czy sił mam dość

Większość z tego, co powinno być w wędrownictwie, żeby było ono prawdziwą przygodą, jest też nabieraniem mocy do tych wyzwań, przed którymi stanie wędrownik, jeżeli zechce podążyć ścieżką harcerskiego wychowawcy. Nasze dziś jest sprawdzianem jutra.

Wychowawca na pewno będzie musiał kogoś ponieść na barana

Czy wstanę na wartę przy ognisku? Bo wychowawca na pewno nie raz będzie musiał wstać przed wszystkimi lub czuwać, kiedy wszyscy już będą spali. Czy dam radę wziąć do plecaka puszki i namiot? Bo wychowawca na pewno będzie musiał kogoś ponieść na barana. Czy dam radę rozbić namiot w deszczu? Bo może, jak ten instruktor z dreadami, wychowawca będzie musiał znieść więcej.

Jeśli tak jest, to znaczy, że to, co dasz z siebie, sprawi, iż zostawisz w nich swój ślad.

 

Tak sobie myślę, a wszystkie te myśli przez zlot ZHP, który wywołał wspomnienia o jednej z najważniejszych przygód mojego życia. Wraz z trójką przyjaciół prowadziłem drużynę. Tymi myślami chciałbym się z wami podzielić.

 c.d.n.

 

Przeczytaj też:

 

Marcin Bednarski - od zawsze instruktor Hufca Warszawa-Żoliborz. Kiedyś: Drużynowy, szczepowy, namiestnik. Teraz w KSI i zespołach GK. Mam trzy miłości i pasje: rodzinę, edukację oraz wychowanie. Chwilowo na saksach w branży eventowej i IT. Lubię gry, fantastykę i nauki ścisłe.