Przepis na biwak 

Maria Korcz / 18.12.2019

Z przepisem na udany biwak jest trochę jak z przepisem na naleśniki. Niby wszyscy go znają, ale trzeba czasem przypomnieć sobie składniki, dodać jakiś nieoczywisty dodatek albo poszukać inspiracji na ciekawy sposób podania.

Kiedy piszę ten artykuł jest 5 grudnia, dzień ogłoszenia rankingu na Młodzieżowe Słowo Roku. Drugie miejsce zajął w nim rzeczownik jesieniara. Razem z moją drużyną uznajemy ten werdykt za bardzo słuszny. Podczas ostatniego weekendu listopada określnie jesieniarski padło z ust członków mojej drużyny niezliczoną ilość razy. Podobnie, jak w przeciągu ostatniego miesiąca, kiedy przygotowywaliśmy się do wyjazdu. Bo to, czego od początku byliśmy pewni, to to, że chcemy stworzyć jesieniarski klimat. 

Biwaku miało nie być 

Razem z radą drużyny, czyli, nie licząc mnie, trzema starymi harcerskimi wyjadaczami podjęliśmy już jakiś czas temu decyzję, że kończymy z biwakami w Polsce, bo już nas szczególnie nie jarają. Chociaż mamy za sobą dopiero nieco ponad 20 lat życia mieliśmy wrażenie, że wszystko już w naszym kraju widzieliśmy i że jeśli gdzieś jeszcze ma na nas czekać coś ciekawego, to za granicą. Z perspektywy czasu wiem, jak malkontenckie i nieprzemyślane to było stanowisko.  

Na szczęście to nie tylko my podejmujemy decyzje

Na szczęście to nie tylko my podejmujemy decyzje. Wraz z rozpoczęciem nowego roku harcerskiego szeregi mojej drużyny zasiliło 7 nowych wędrowniczek. To dało nam, starszej części drużyny, dużo energii napędowej. 

Zaczęło się oddolnie 

Temat biwaku właściwie nawet nie wypłynął z naszej strony. Na jednej z pierwszych zbiórek usiedliśmy wspólnie z całą drużyną do napisania planu pracy na ten rok. Kiedy już prawie kończyliśmy jedna z nowych wędrowniczek zapytała: a kiedy biwak drużyny? 
Cała sprawa z biwakiem zaczęła się więc oddolnie. I myślę, że to właśnie dlatego udała się tak dobrze i zaangażowałwszystkich członków drużyny. Robili to, bo chcieli, a nie dlatego, że ktoś zaaranżował im weekend. To była pełna dobrowolność. 

To była pełna dobrowolność

Plan działania 

Podzieliliśmy się zadaniami. Ktoś załatwiał nocleg, ktoś transport, ktoś inny zadbał o obiad. A jako że cały pomysł zrodził się oddolnie, nikogo do niczego nie trzeba było zmuszać. Jako drużynowa ani razu nie musiałam interweniować z powodu czyjejś nieterminowości. Wróćmy jednak na chwilę do wyboru miejsca. Miał to być nasz pierwszy biwak górski w nowym składzie, trzeba było więc mierzyć siły na zamiary. Żeby wędrówka sprawiała radość, trzeba dostosować jej trudność do możliwości. Postanowiliśmy, że na rozgrzewkę dobre będą Góry Sokole.

Jako drużynowa ani razu nie musiałam interweniować z powodu czyjejś nieterminowości

Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Są to jedne z niższych gór w Polsce. Można więc pospacerować, a potem mieć jeszcze siły na program wieczorny. Ponadto Góry Sokole są bardzo popularnym miejscem dla wielbicieli wspinaczki. Ich specyficzna skalista budowa sprzyja uprawianiu tego sportu, a dla pozostałych turystów jest ciekawym urozmaiceniem. Bloki skalne mają wpływ nie tylko na ciekawy krajobraz, ale zmieniają też trochę oblicze wędrówki. Dużą część czasu w jej trakcie spędziliśmy wdrapując się na mniejsze skały i bloki skalne. Było to trochę jak kocia zabawa, ale na sprawność i odczuwanie natury, takie ćwiczenie jest jak znalazł.  

Chatka 

Zatrzymaliśmy się w Chatce, która jest częścią schroniska w Trzcińsku. Z ręką na sercu polecamy ją wszystkim fanom jesieniarskiego klimatu (nie jest to artykuł sponsorowany!). Chatka ma około 10 miejsc noclegowych, jest więc w sam raz dla drużyny wędrowniczej. Ogrzewana jest kominkiem, co dodaje może i odrobinę wysiłku, ale przede wszystkim ciepła i klimatu. My większość wolnego czasu spędziliśmy właśnie przy ogniu, w niedużej wspólnej kuchni. Bardzo dogodna jest też mała odległość od dworca PKP – dojście z niego do schroniska zajmuje niewiele ponad 20 minut. 

Odświeżony przepis 

Podczas tego biwaku odświeżyłam trochę swoje spojrzenie na harcerskie wyjazdy. Dobrze dobrane miejsce sprawiło, że nikomu nadwyrężona kondycja nie zepsuła humoru. Jesieniarski klimat gór pozwolił nam na chwilę zapomnieć o szarej jesieni w mieście, a przede wszystkim dzięki temu, że każdy dołożył swoją cegiełkę, wszyscy starali się by wyjazd udał się jak najlepiej.  Jako, że na co dzień wszyscy mieszkamy w mieście, dobrze zrobiło nam też obcowanie z przyrodą.

Jesieniarski klimat gór pozwolił nam na chwilę zapomnieć o szarej jesieni w mieście

Mam nadzieję, że każdy, kto po męczącym tygodniu pracy i nauki odwleka z niechęcią myśli o nie mniej wymagającym weekendowym biwaku, przypomniał sobie, że można z drużyną wędrowniczą biwak zorganizować tak, by nabrać na nim sił i energii do pracy. A wydaje mi się, że o to właśnie chodzi w śródrocznych biwakach, żeby na chwilę się oderwać, wcielić w życie to nad czym pracujemy na zbiórkach i bardziej niż zamartwiać się problemami organizacyjnymi czuć się razem dobrze.  

Przeczytaj też:

Maria Korcz - drużynowa 93 Poznańskiej Drużyny Wędrowniczej i komendantka jednego z poznańskich szczepów. Studentka ekonomii, w Na Tropie szef działu Na Tropie Kultury.