Chińska Bagażówka ma dość

Archiwum / Marek Piegat / 05.04.2007

Ciągle jesteśmy oceniani. Kiedy oceny dokonują „inni”, często się na nią zżymamy i dowodzimy, jak bardzo niesprawiedliwie ocenione zostało nasze zaangażowanie lub wykonana praca. „Inni” nas nie rozumieją, ale czy my potrafimy zrozumieć siebie samych?

Kłopoty z nadaktywnością

Swego czasu w jednym z tekstów posłużyłem się wykutym podczas warsztatów Zespołu Kadry Kształcącej Chorągwi Wielkopolskiej określeniem „harcerskiej chińskiej bagażówki”, opisując nim ogrom zadań spadających na namiestnika wędrowniczego w hufcu oraz jego chorągwianego odpowiednika. Wtedy też jako sposób na rozładowanie naszej bagażówki podałem budowanie zespołu, który przejmie część „ładunku”.

Robimy wszystko za wszystkich z wszystkimi i jeszcze trochę.

Minęło trochę czasu i zauważyłem, że bycie „chińską bagażówką” to nie tylko domena instruktorów. To także i przypadłość większości członków naszej organizacji. Robimy wszystko za wszystkich z wszystkimi i jeszcze trochę. Z jednej strony można by rzec, że przecież duża aktywność może być naszym paliwem napędowym, które dostarcza energii do życia i realizacji planów czy marzeń, może jednak być również przyczyną szybkiego wypalenia się. Niemal od samego początku funkcjonowania w wędrowniczej gromadzie przyzwyczajamy się do dużego tempa. Dzieje się dużo i szybko. Każdy coś robi, każdy pełni jakąś funkcję, każdy ma jakieś zadania do wykonania. Zadania, które z reguły są wykonywane z terminem „na wczoraj” – jeśli mamy szczęście.

Ci, którzy je nam zlecają, często również są obciążeni do granic możliwości, wymagają od nas solidności i punktualności. Pełni zapału i chęci bierzemy więc kolejne ładunki na nasz samochodzik i, nim się spostrzeżemy, zamieniamy się w „chińską bagażówkę” przeładowaną ponad miarę. Mimo ciężaru wykonujemy swoje obowiązki tak, by sprostać stawianym wymaganiom, a kiedy już je wykonamy, zamiast uznania i pochwały otrzymujemy kolejne zadania, a w przypadku „obsuwy” bezlitośnie jesteśmy piętnowani, że pełnimy swoje funkcje źle lub nie spełniamy pokładanych w nas oczekiwań.

Dość po (dobrym) słowie

Ciężar się nie zmniejsza, wymagania wciąż wysokie, jednak impet pracy spada, bo słysząc wciąż wytyki lub komentarz typu „wszystko ok, gdybyś jednak jeszcze pamiętał o…” poziom naładowania akumulatorów w naszej bagażówce zaczyna spadać. Zaczynamy się zastanawiać nad sobą i skażeni piętnem chińskiej bagażówki, otoczeni przez wiele innych podobnych do nas samochodzików, dochodzimy do wniosku, że to wszystko nasza wina. Że gdybyśmy tylko się jeszcze lepiej zorganizowali, to z pewnością wszystkie nasze kłopoty odeszłyby w dal. Nadchodzi też konkluzja – wszystko to nasza wina i w związku z tym jesteśmy do niczego, bo przecież znamy siebie i wiemy, że możemy więcej i szybciej… Gdyby tylko jakoś lepiej się poukładać… gdyby tylko… ale przecież znowu coś gdzieś zawaliliśmy. Wtedy zaczyna się coś psuć. Paliwa już nie starcza, a my sami, nie zauważając, że mimo pewnych niedostatków wykonujemy bardzo dużą pracę uczestnicząc w wielu projektach, stajemy się swoim największym wrogiem. Takie niezasłużenie krytyczne myślenie o sobie staje się torebką cukru w baku naszej bagażówki, ładunkiem, z powodu którego wszystko przychodzi nam z trudem, rzadko coś się udaje, a marzenia nie spełniają się nigdy.

Jesteśmy przesiąknięci nawykami krytykowania, wytykania błędów i niedostatków.

Badania dowodzą, że najczęściej myślimy o sobie źle, chociaż niewielu z nas przyznaje się do tego przed ludźmi i przed sobą. Negatywne myślenie o sobie to sprawa nie tylko indywidualna, ale i społeczna. Nie ma zwyczaju nie tylko chwalenia siebie, ale też innych. Jesteśmy przesiąknięci nawykami krytykowania, wytykania błędów i niedostatków. Rzadko dostrzegamy korzystne cechy i otwarcie wyrażamy pozytywne opinie o drugim człowieku. A tak naprawdę każdy z nas potrzebuje dobrego słowa, życzliwej uwagi o sobie, uznania ze strony innych ludzi. Potrzebujemy tego jak powietrza. Jednocześnie konsekwentnie odmawiamy tego innym.

Bilans a samoocena

To takie oczywiste, że nawet nie przyszło nam do głowy się z tego ucieszyć.

Nie mogąc się doczekać dobrego słowa od innych i żałując go sobie, odcinamy sobie dopływ „paliwa”, które pozwala naszemu przeładowanemu samochodzikowi dalej rozwozić ładunek. Powoduje to, że zniechęceni porzucamy nagle nasze obowiązki i „wyrywamy” się z magicznego kręgu złej samooceny porzucając środowisko, które je powoduje. Nie zdajemy sobie sprawy, że wystarczyłaby chwila rzeczowej rozmowy z samym sobą, by okazało się, że jednak mamy jakieś osiągnięcia, a i to co robimy nie należy do spraw małych. Wystarczyć bowiem siąść z kartką i długopisem w ręku i rozliczyć się ze swoich aktywności, co zapewne doprowadzi do stwierdzenia, że ,,nic nie zrobiłem” to o ,,cztery za mało” w jednej sprawie, a ,,za mało starań” w innej to ,,aż nad to” w tej pierwszej. Czyli wcale nie jesteśmy tacy najgorsi. Wręcz przeciwnie, okaże się, załatwiliśmy masę rzeczy. Ale to takie oczywiste, że nawet nie przyszło nam do głowy się z tego ucieszyć.

Kogo jak kogo, ale siebie samych nie oszukamy. Dlatego też czasem lepiej jest powiedzieć sobie otwarcie, że zgubiliśmy jakiś ładunek z naszej bagażówki, niż udawać, że nic się nie stało i realizować kurs, który już nic nie przyniesie dobrego. Jest to często przykra konstatacja, jednak potrzebna, by żyć w zgodzie ze sobą. W takim przypadku nie można jednak przejść nad nią do porządku dziennego, tylko zastanowić się, co zrobić, by sytuacja się nie powtórzyła w przyszłości. Czasem jest to po prostu asertywne powiedzenie, że już nie damy rady przyjąć na siebie organizacji kolejnego przedsięwzięcia lub pełnienia kolejnej funkcji. Każda bagażówka – nawet chińska – ma swoją ograniczoną wytrzymałość i kiedyś może mieć już po prostu dość.

Warto popracować nad tym, by widzieć swoje zalety.

Warto popracować nad tym, by widzieć swoje zalety. Zobaczyć wady to żadna sztuka. One mają to do siebie, że same rzucają się w oczy. Stąd też warto od czasu do czasu pochwalić samego siebie i nie szczędzić również słusznych pochwał innym lub zwykłego „dziękuję, zrobiłeś dobrą robotę”. Wydaje się, że gdzieś w pogoni za doskonałością w ciągłym poczuciu misji zbawiania świata i naszej organizacji zatraciliśmy umiejętność cieszenia się z drobnych sukcesów, bo przecież jeszcze tyle jest do zrobienia… Ta uwaga odnosi się przede wszystkim do tych z nas, którzy kierują pracą innych od patrolowego po komendanta czegokolwiek. Dobra praca i zaangażowana służba powinny być zawsze nagrodzone, choćby dobrym słowem. To tak niewiele, a z drugiej strony: jak bardzo ładuje akumulatory! Ktoś pewnie powie, że wszystko co napisałem to truizmy. Tylko dlaczego tak rzadko wykorzystujemy wynikające z nich prawdy?

Marek Piegat - kierownik Zespołu Wędrowniczego Wydziału Metodycznego GK ZHP, były redaktor naczelny Na Tropie, kierownik referatu wędrowniczego Chorągwi Wielkopolskiej, komendant Wyprawy Wędrowniczej 2007. Pracuje w Prokuraturze Apelacyjnej w Poznaniu, ukończył aplikację prokuratorską.