Co by było, gdyby…

Wyjdź w Świat / Agata Luśtyk / 06.11.2009

W Szwajcarii dopadły mnie pewne rozmyślania – co by było, gdyby Polska nie należała do międzynarodowych organizacji skautowych? Jak wyglądałby nasz związek? Czy w ogóle coś by się zmieniło?

Podczas kursu w Kanderstagu, o którym pisałam w dziale „Byłem, widziałem”, już ostatecznie dałam się wciągnąć w działkę zagraniczną. Od paru lat jestem już zainteresowana taką właśnie działalnością – jeżdżę na międzynarodowe zloty, mam kontakty ze skautami itp. W Szwajcarii dopadły mnie pewne rozmyślania – co by było, gdyby Polska nie należała do międzynarodowych organizacji skautowych? Jak wyglądałby nasz związek? Czy w ogóle coś by się zmieniło? Warto wyjść od tego, jak wygląda ta cała nasza przynależność.

Od samego początku, czyli od lat dwudziestych XX w. (jednakże z długą przerwą), Polska przynależy do Światowej Organizacji Ruchu Skautowego i Światowego Stowarzyszenia Przewodniczek i Skautek (WOSM i WAGGGS). Nie będę się rozwodzić o tym, jakie są misje obu organizacji ani jak działają i jak można do nich dołączyć. To wszystko dostępne jest na www.skauting.zhp.pl. Wszystko ładnie, pięknie, podniosłe słowa, patetyczne gesty, każdy zachwycony taką inicjatywą. Miny jednak rzedną, gdy – jak zwykle – dochodzi się do spraw finansowych. Wszak przynależność kosztuje! A Polska, jak to Polska, zawsze ma jakieś dziwne przeświadczenie o tym, że wszystko powinno być dla niej za darmo. Może dlatego ostatnio słychać, że członkostwo w WAGGGS-ie i WOSM-ie nam się po prostu nie opłaca.

Jak wygląda nasze płacenie? Choć chyba powinnam napisać niepłacenie – w tym roku ponownie zostaliśmy zawieszeni w prawach członka WOSM i WAGGGS i musieliśmy podjąć negocjacje z władzami obu organizacji światowych (szczegóły dotyczące naliczania składek można znaleźć na podanej wcześniej stronie). Do WOSM-u i WAGGGS-u należeć może tylko jedna organizacja z każdego kraju. Dla większości harcerzy, którzy mają jednak słabą świadomość przynależności do ruchu skautowego, członkostwo oznacza noszenie odpowiedniej plakietki na mundurze. Jakże boleśnie nikły jest procent druhen i druhów, którzy pełnymi garściami potrafią korzystać z tak doskonałej możliwości poznawania skautowego świata! Członkostwo oferuje nam międzynarodowe zloty na naprawdę wysokim poziomie, możliwość korzystania z ośrodków skautowych w różnych częściach globu, dostęp do programów, publikacji czy szkoleń. Za tych kilka złotych rocznie (które niestety nie wszyscy pamiętają wpłacić…) mamy otwarte drzwi na świat. Drzwi, które zostałyby prawie zupełnie zamknięte, gdybyśmy wystąpili z tych organizacji. Zapewne taką sytuację wykorzystałaby bratnia organizacja, która chętnie wskoczyłaby na nasze miejsce. Bo kto by nie chciał? A wtedy my nie moglibyśmy tam już tak po prostu wrócić.

Snuję rozmyślania teoretyczne, mam nadzieję. Tak dla przypomnienia, że należymy do potężnego ruchu, który daje fantastyczne możliwości rozwoju. I jak bardzo nam się to opłaca. Spotkajcie kogokolwiek, kto odważył się przekroczyć granicę. Zapewne wielu z Was teraz myśli – łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Bo pieniądze, bo zawsze coś. Powodów zawsze znajdzie się wiele, jednak najprostsze rozwiązania najtrudniej przychodzą do głowy. Na szczęście mamy Wydział Zagraniczny w Głównej Kwaterze, mamy chorągwianych pełnomocników ds. zagranicznych. Tam pukajcie po pomoc, a oni pokażą Wam coś zupełnie nowego i niezmiernie ekscytującego.

Potraficie wyobrazić sobie odprucie koniczynki czy lilijki z munduru? Dla mnie to jak wyciąć sobie kawałek skóry. Nie pozwalajmy sobie więc nawet o tym myśleć, niech w zarodku giną takie pomysły.