Fortiter in re

Archiwum / 19.01.2011

Dyplomacja jako służba pokoju i zgody, pośredniczka porozumienia, strażniczka międzynarodowego prawa. Dyplomata niczym Gabriel zwiastujący światu pojednanie i spokój, który to słowem broń z rąk wytrąca, przychodzi jako apostoł zgody i pokoju. Tak XVI-wieczną dyplomację opisał w „De legato et legatione” Krzysztof Warszewicki – bohater piątego odcinka cyklu Rzeczpospolita Szlachetna.

Dyplomacja kojarzy nam się chyba trochę inaczej. Jakoś tak trochę jako gra pozorów: wykwintny bal, eleganckie fraki, wieczorowe suknie, fałszywe uśmiechy, wzajemna kurtuazja – jako środek do osiągnięcia celu. Coś nieoczywistego, nieharcerskiego – taka „mokra robota” pod płaszczykiem wzajemnej sympatii i zabawy. Wielki bal wielkich ludzi załatwiających wielkie sprawy za pomocą „małych kłamstw”. A fe! – myślę z odrazą. Jednak gdy emocje już opadną, w głowie pojawia się refleksja studenta, którego nawet trochę o tej dyplomacji uczą. Stereotypy mają to do siebie, że tyle samo w nich racji, ile nieprawdy. Innymi słowy – prawdziwe nie są. Krzysztof Warszewicki w „De legato et legatione” zajmuje się postacią dyplomaty. Służba zagraniczna w Polsce często bywała zaniedbywana. Jak pisał kardynał Granvelle do hetmana Tarnowskiego: „cesarz życzyłby sobie mieć z Polski posłów zaopatrzonych w instrukcje i pełnomocnictwa, a nie paradne stroje i przybory”. Z jednej strony polscy dyplomaci byli krytykowani za brak kompetencji i przesadne przywiązywanie uwagi do wystawnego i hulaszczego trybu życia, a z drugiej – często narzekano na brak obycia i nieznajomość etykiety u ambasadorów znad Wisły. Krzysztof Warszewicki, chcąc przyczynić się do popraw jakości polskich poselstw zagranicznych, opisał, jaki powinien być dobry dyplomata. Są to zagadnienia nie tyle z zakresu polityki międzynarodowej, co raczej szeroko rozumianego protokołu dyplomatycznego. Kilka praktycznych wskazówek, które oprócz tego, że są szalenie ciekawe, to jeszcze przydatne nie tylko dla ambasadora. Wszak dyplomatą można być na co dzień – niekoniecznie za granicą. Godnie reprezentować swój kraj należy nie tylko od święta.

Prawidła postępowania w towarzystwie

Zawód dyplomaty polega na pracy z ludźmi. Sfera towarzyska to główna przestrzeń, w której obraca się przedstawiciel państwa. Zdaniem Warszewickiego to właśnie od umiejętności zjednywania sobie ludzi w dużej mierze zależy sukces misji. Niezwykle istotne jest zachowanie umiaru – złotego środka.

„Nie żeby był piękny jak lalka, ale żeby miał postawę szlachetną i wspaniałą”.

Dyplomata ma być duszą towarzystwa: często organizować bale, wystawne obiady – jak również samemu nie odmawiać zaproszeń. Jednak bardzo ważne jest pewne wyczucie: musi być zawsze grzeczny i otwarty, rozmowny, lecz w sprawach dotyczących jego misji skryty, stanowczy – ale zawsze kulturalny i uprzejmy. Co to oznacza w praktyce? Chyba to, że po prostu ma być dobrym człowiekiem. Dyplomację kształtują ludzie oddychający tym samym powietrzem, co my. W wielu przypadkach od rzetelnego wykształcenia i dobrego nazwiska ważniejsza jest po prostu takie ludzkie wyczucie. Oczywiście edukacja jest bardzo ważna i niezbędna, ale nawet najlepiej wykształcony doktór czy profesór będzie słabym dyplomatą, jeśli nie będzie lubił ludzi. Dyplomata buduje mosty, porozumienie. Relacje między państwami bywają analogiczne do relacji między ludźmi. Pewne wzajemne zażyłości, wspólne przejścia, sympatie są bardzo istotne. Dyplomata musi umieć je wydobyć. Innymi słowy, musi być charyzmatyczny, wzbudzać sympatię, podziw, a jednocześnie nie być zarozumiałym, aroganckim, zuchwałym, próżnym. Zachowywać się ostrożnie, być łagodnym i gotowym do podjęcia dialogu.

Warszewicki przestrzega również przed prowadzącą do zguby zarozumiałością narodową. Dyplomata – oprócz tego, że wykonuje służbę dla swojej ojczyzny – jest jednocześnie gościem w innym państwie. Jego zadaniem jest nawiązanie przyjaźni, zbudowanie porozumienia. Nie może traktować innych narodów z poczuciem wyższości. To tak jakbyśmy będąc na obiedzie u sąsiada, po zjedzonym posiłku skomentowali: „może i dobry ten rosół, ale u mnie to lepszy”. Dyplomata musi być powściągliwy, powstrzymywać się od złośliwości, za wszelką cenę dążyć do porozumienia. To jest jego rola. Musi być „fortier in re, in modo suavieter” – w czynie mocny, ale łagodny w sposobie. To wymaga naturalnego talentu.

Ważnej rady udziela też Warszewicki specjalnie dla panów. Otóż panowie, wystrzegajcie się pięknych cudzoziemek! Gdy wpadniemy w ich sidła, w mig wyjawimy im wszystkie sekrety naszego kraju. Nawet nie wiedząc kiedy. A do tego dopuścić nie można. Wobec tego miejmy baczenie na podejrzliwie piękne i złowieszczo zalotne kobiety! Dyplomacja wymaga powściągliwości i poświęceń. No niestety – służba.

Jak się zachować wobec obcego króla?

Dyplomacie nieraz przychodzi stanąć oko w oko z monarchą. Aby taki polski przedstawiciel nie zemdlał na sam widok chodzącego majestatu w koronie, a co gorsza, żeby przypadkiem nie powiedział nic obraźliwego, Warszewicki radzi nam, jak się mamy zachowywać w obliczu takiego zaszczytu. My w naszym codziennym życiu minidyplomaty raczej nie stykamy się z królami, ale na wszelki wypadek – gdyby ktoś przypadkiem wyjeżdżając na ferie zimowe, spotkał się na stoku z jakąś koronowaną głową, warto zapoznać się z tymi wskazówkami.

Rzecz podstawowa – do króla należy zwracać się w jego ojczystym języku. Zniewagą jest rozpoczęcie rozmowy w naszym narzeczu. W ogóle rozpoczynanie rozmowy jest zniewagą. To znaczy, że do króla nie można tak po prostu zagadać – nawet na stoku. To król decyduje, z kim rozmawia, to król w swojej łaskawości może nas przyjąć na audiencję. Kolejna ważna rada to taka, że monarcha musi się „wygadać”. Nie można mu wchodzić w słowo ani dopowiadać, tylko cierpliwie wysłuchać. Jednak przy okazji nie należy utracić „przytomności umysłu”. To taka próba charakteru. Z jednej strony trzeba wszystkiego starannie słuchać, a z drugiej być czujnym, uważnym i rozważnym. Co istotne, zawsze musimy stosować się do etykiety dworu, na którym jesteśmy przyjmowani. Oznacza to również, że musimy dysponować znajomością tejże etykiety. Jest to o tyle istotne, że bywało tak w przeszłości: jak na przykład na dworze Iwana IV Groźnego, iż rozmawiać z królem godziło się jedynie w pozycji… horyzontalnej. Inna pozycja – nawet najbardziej uniżona – była traktowana jak obraza. A przecież nikt z nas króla nie chce rozzłościć.

Jak znosić się z własnym rządem?

Wbrew pozorom to właśnie przy opisywaniu relacji dyplomaty z własnym rządem Warszawicki zawarł najbardziej interesujące nas zagadnienia. Nawet czytając jedynie hasła, dowiadujemy się wiele o tym, jakim człowiekiem powinien być dyplomata. Rzetelny, prawdomówny, bystry, szczegółowy, obiecujący tyle, ile jest w stanie zagwarantować… I tak można by długo… Jednym słowem, dyplomata to chodzący ideał. Ma do spełnienia misję, a przy okazji jest wizytówką swojego państwa za granicą. To trochę tak, gdy my podróżujemy po obcych nam krainach i spotykamy tubylców. Polska będzie im się kojarzyć z nami – niezależnie od tego, co usłyszą w telewizji itp. Jeśli okażemy się sympatyczni, to od tej pory Polska będzie dla nich krajem ludzi sympatycznych, a gdy ukradniemy im samochód, to nawet stu kolejnych najsympatyczniejszych Polaków będzie dla nich złodziejami. Złowieszcza magia stereotypów.
Ważne też, żeby unikać krytykowania własnego państwa za granicą. Dyplomata, mimo że ma świadomość wielu niedoskonałości własnego kraju, to jednak jako przedstawiciel własnego rządu za granicą, o swoim państwie mówi tylko i wyłącznie w superlatywach. Taka jest jego rola. Wady swojego państwa powinno się omawiać wewnątrz. To tak jakby w relacjach międzyludzkich – o problemach we własnym domu mówić na głos u sąsiada. Jest to nieeleganckie, a na pewno niepotrzebne.

Dlaczego?

To jest dobre pytanie. Po co w ogóle o tym pisać, po co czytać o tym, jaki ma być dyplomata? Otóż nie trzeba być przedstawicielem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, aby być dyplomatą. Nawet niekoniecznie trzeba wyjeżdżać za granicę. Na nas, na ludziach młodych, zwłaszcza tych zrzeszonych pod sztandarami ZHP, spoczywa obowiązek bycia przykładem dla innych. Dyplomata ma misję do spełnienia – tak jak harcerz. Tak jak dyplomata za granicą ma świadczyć o państwie, z którego przyjeżdża, tak samo my wewnątrz naszego kraju świećmy przykładem. To na nas spoczywa obowiązek kształtowania naszego państwa, jego wizerunku. Każdy harcerz jest dyplomatą swojej organizacji. W dużej mierze od nas zależy, jak będziemy postrzegani. Zatem weźmy sobie do serca rady Warszewickiego: przełamujmy stereotypy, a przynajmniej starajmy się być „fortiter in re – in modo suavieter”.