Harcerska bandera

Archiwum / 17.03.2011

Wbrew intencjom redakcji, niewiele tu napiszę o planach na przyszłość. A to dlatego, że trochę zniechęciłem się do przekonywania, że coś tam dobrego chcemy zrobić. Lepiej gdy po owocach poznacie.

W zamian kilka słów o przeszłości. Rzecz miała miejsce bodaj dwa sezony temu, w prestiżowym miejscu Gdyni – w basenie Prezydenta. Tak, tak, to tam gdzie stoi ORP Błyskawica, Dar Pomorza, Dar Młodzieży. Tam również jest tradycyjne miejsce flagowego jachtu ZHP s/y Zawisza Czarny. Czas: niedzielne popołudnie. Spaceruję po kei z rodziną – oglądamy stojące jednostki. Jest i Zawisza. Jest harcerska bandera. A na pokładzie: grill z kiełbaskami, beczka z nalewakiem piwa i grono rozanielonych, hałaśliwych mężczyzn.  Harcerze?

Może to ten widok zmobilizował mnie do zainteresowania się losem legendarnego żaglowca i jego armatora – Centrum Wychowania Morskiego ZHP. Może to wtedy właśnie zakiełkował we mnie pomysł przywrócenia harcerzom ich morskiej bazy  i znalezienia dla nich strategicznego partnera. Partnera naprawdę zainteresowanego realizacją morskich programów wychowawczych  i restauracją zasobów ośrodka: floty i budynku – z przeznaczeniem dla młodzieży.

Więc o co chodzi ? Na pewno po części o to, że GK-a przygotowując i realizując projekt zmian w zarządzaniu CWM-em popełniła błędy komunikacyjne. Pojawiły się takie zarzuty i z częścią z nich należy się zgodzić. Ale dlaczego równocześnie z tymi zarzutami ruszyła cała ofensywa propagandowa niosąca z sobą masę niedopowiedzeń, a często zwykłych kłamstw – tego nie wiem. Nie wiem na przykład dlaczego tak beztrosko wypisywano zupełnie nieprawdziwe rzeczy na temat mojej wiedzy, doświadczenia czy co gorsza intencji. Czym sobie zasłużyłem? Nie rozumiem dlaczego tak łatwo formułowano podejrzenia o istnieniu układu korupcyjnego z miastem Gdynia i tak lekko mnożono insynuacje na temat ciemnego interesu, który chcą tu zapewne ubić władze samorządowe. No i jeszcze co naprawdę znaczyły te głosy oburzenia, że jakim prawem ja, osoba z zewnątrz ZHP, wypowiadam się na temat kondycji, dotychczasowej harcerskości CWM, a także – potrzeby zmian. Przez litość oszczędzę nazwisk i cytatów , pozostawiając w przestrzeni refleksję na temat tego, co przeżyć musieli w swojej organizacji uczestnicy internetowych dyskusji, skoro teraz tak łatwo i tak bezrefleksyjnie podobną miarę przyłożyli do poczynań GK-i.

Kilka słów o zarzutach. Dlaczego uważałem, że konieczne są głębokie zmiany i przywrócenie do CWM harcerstwa? Otóż realia jakie napotkaliśmy w Gdyni wyglądają następująco: główne dobro CWM, którym jest żaglowiec Zawisza Czarny pływa przede wszystkim w rejsach komercyjnych. Na 30 rejsów odbytych w roku ubiegłym tylko jeden był rejsem harcerskim i tylko jeden był organizowany przez CWM. Wszystkie pozostałe to rejsy o charakterze czarterowym. Ani śladu planów jakichś ciekawych, ambitnych wypraw.

Pozostała flota również nie zaspakaja ambicji. Na dziewięć (oprócz Zawiszy) pozostałych w CWM jachtów, w roku ubiegłym pływały tylko dwa: Zjawa IV i Polski Len. Niestety zresztą oba jachty są obecnie zdewastowane i wymagają kapitalnego remontu.

Co do innych działań programowych, no cóż: w roku 2010 nie odbył się w Centrum Wychowania Morskiego żaden organizowany dla harcerzy przez CWM kurs.  Ba, w cennikach stosowanych w rejsach Zawiszy i pozostałych jachtów nie stosowano nawet zniżek dla harcerzy.

Zniżki przewidziano na noclegi. Cóż skoro obiekt noclegowy, będący  zresztą w stanie bardzo zaniedbanym, był wykorzystywany sporadycznie i to na poły nielegalnie, bo bez jakichkolwiek odbiorów instalacji elektrycznej, zabezpieczeń ppoż czy też protokołów Sanepidu. Nie do pozazdroszczenia jest też sytuacja finansowa. Z protokołu zdawczoodbiorczego podpisanego przez poprzednią i obecną dyrekcję wynika, że strata za rok 2010 wyniosła ok. 400 000 PLN, a zobowiązania do uregulowania za ten rok to prawie 300 000.

Czy to o czym piszę ma być oskarżeniem poprzedniej dyrekcji ? Nie, wcale nie. Myślę, że dotychczasowy dyrektor starał się utrzymać substancję CWM na tyle, na ile było to możliwe. Ale został w tym dziele pozostawiony sam. I przez władze Związku i przez wodniaków.

Napisałem na początku o zniechęceniu do mówienia o planach. Dlaczego? Otóż po fali plotek i przeróżnych insynuacji odbyło się kilka rozmów i spotkań mających przybliżyć stan faktyczny CWM i związane z nim plany. W tym odbyło się jedno duże spotkanie w Gdyni, na które zaproszono wszystkich zainteresowanych i zatroskanych przyszłością Centrum. Dużo tam mówiliśmy o faktach, o realiach i o planach. Odpowiadaliśmy na wszelkie pytania. Niestety efekt nie był zachwycający.  W szczególności zawiedziony byłem komentarzami najbardziej zainteresowanych, tzn. wodniaków. Były one, oględnie mówiąc tendencyjne i programowo nieżyczliwe – wybierano z moich słów pojedyncze zdania mające stanowić ilustrację wcześniejszych teorii spiskowych, relacjonowano niesprawiedliwie i z założoną z góry tezą. Jednym z jaskrawych przykładów była sprawa wolontariatu. Na spotkaniu w CWM poinformowałem, że chcemy stworzyć możliwość pracy przy sprzęcie dla wolontariuszy, co ma być sposobem na obniżenie kosztów opłat za rejsy.  Zapis jaki znalazłem później w sieci, będący wypowiedzią jednego z uczestników spotkania sugerował jakoby praca przy sprzęcie była od teraz warunkiem uczestnictwa w rejsach harcerzy. Nie „możliwością”, a „warunkiem”. Wprost  nie mogłem wyjść z podziwu, ile w tych komentarzach było złej woli i braku obiektywizmu oraz jaką łatwość w formułowaniu ocen i przypisywaniu intencji mieli adwersarze.

Całe szczęście jednak, Internet okazał się tylko fragmentem rzeczywistości. I to raczej tym krzywym zwierciadłem naszej społeczności, w którym na pierwszym planie dostrzec można przede wszystkim frustracje i kompleksy dyskutantów. Ważniejsze dla mnie było to, co się zdarzyło na prawdę. Czyli kontakt z żywymi ludźmi i prawdziwe działanie. I powiem od razu, że w tym obszarze sytuacja jest  zupełnie inna. Zaskakuje mnie ile w ciągu tych dwóch miesięcy doznałem (ja i CWM) zwyczajnej ludzkiej życzliwości od osób, które funkcjonują w jego otoczeniu, ale również od takich, którzy wylądowali gdzieś daleko od niego i po których najmniej mógłbym się tego spodziewać. Nie uwierzycie ilu na wieść o „przywracaniu” harcerstwa w CWM, pojawiło się dawnych, związanych z nim instruktorów, oferujących wsparcie i zaangażowanie. Szczególnie zaskoczyła mnie życzliwość i chęć wsparcia ze strony dawnych komendantów: z lat 90-tych, 80-tych, a nawet lat 70-tych (myślę tu szczególnie o jednym z budowniczych CWM, hm Stanisławie Tołwińskim). Zresztą okazało się, że polegać można nie tylko na „starych”. Pojawili się też w CWM-ie całkiem młodzi wolontariusze, i co szczególnie ważne, również takie osoby jak choćby Michał Sadowski, Pilot Chorągwi Kujawsko-Pomorskiej, który choć nie raz  krytycznie wypowiadał się na temat różnych naszych projektów, to równocześnie niestrudzenie podsuwa nam liczne wartościowe pomysły i propozycje.  Tak właśnie rozumiem harcerstwo i za to dziękuję.

Najbliższy rok będzie trudny, bo obok marnej sytuacji finansowej, ze względu na już podpisane umowy – przy najmniej na ten sezon w dużej części mamy związane ręce. Nie mniej starać się będziemy pokazać pierwsze efekty naszych działań już jesienią tego roku. Trzymajcie kciuki.