Harcerskie tabu

Archiwum / 22.11.2010

Są takie rzeczy, o których wszyscy wiedzą, często szepczą o nich po kątach, ale nikt z nimi nic nie robi. Harcerskie tabu zatruwają wychowawczy potencjał naszej organizacji.

Choć dla każdego harcerskiego środowiska kanon tabu byłby nieco inny – każdy przecież ukrywa w szafie swoje własne, „nazwane z imienia i nazwiska” trupy. Niemniej w skali Związku da się zaobserwować kilka powtarzających się wzorców niemoralnych, acz niewymawialnych zachowań.

Wśród czołówki „tych, których imienia nie wolno wymawiać” znajduje się tolerowanie inicjacji seksualnej harcerek i harcerzy na rajdach, biwakach i obozach. Zbyt wiele 14- i 15-latek wchodzi w pierwsze relacje seksualne właśnie pod naszą opieką. Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze, na harcerskich wyjazdach nie ma rodziców, którzy zawsze wszystkiego zabraniają i przez samą swoją obecność nie należą, delikatnie mówiąc, do afrodyzjaków. Po drugie, jest grupa rówieśnicza nastolatków, w których krew buzuje, a częste dzielenie miejsc spoczynku z osobami przeciwnej płci jeszcze dodatkowo podkręca napięcie. Po trzecie (i tu wkraczamy na teren zaniedbań i grzechów opiekunów), kadra z rzadka reaguje na przesadne „migdalenie się” harcerzy czy rozmawia z nimi szczerze o sferze seksualności, a czasem w ogóle nie ingeruje w to, co się dzieje po ciszy nocnej. Czasem z braku świadomości możliwości zaistnienia takiego problemu (szczególnie u osób, które 15 lat miały naprawdę dawno temu), a czasem dlatego, że kadrówka to istna Sodoma i Gomora i nie starcza już czasu na sprawdzanie najmłodszych.

Koedukacyjne kadrówki to w ZHP norma, która często prowadzi do dużych nadużyć. Jeśli komukolwiek z was wydawało się, że tego, co za zamkniętymi drzwiami kadrówki nie widać lub nie słychać, to jest w wielkim błędzie. Dzieci wszystko widzą i wszystko naśladują. Póki więc nie przestaniemy pobłażać sobie, nie damy dobrego przykładu tym, za których jesteśmy odpowiedzialni.

Drugie powiązane z poprzednim tabu to związki uczuciowo-cielesne pomiędzy podopiecznym i opiekunem – z reguły z dużą różnicą wieku w tle. I znów wszyscy wiedzą, że „ten i ta” są razem, ale nikt nie reaguje, bo „na miłość nie ma rady”. Tymczasem takie sprawy nigdy nie przechodzą bez echa. Podświadome faworyzowanie swojej dziewczyny czy chłopaka to jedna z łagodniejszych konsekwencji. Dużo trudniej wytłumaczyć pozostałym członkom drużyny/szczepu czemu młoda druhna drużynowa urodzi dziecko druhowi szczepowemu…

Ostatnim tabu, jakie chciałabym przywołać, są używki na wyjazdach harcerskich. Ileż to razy świecimy przed dzieciakami oczyma, gdy w harcerskim ośrodku znajdą pełną popielniczkę? Ile razy kryjemy siebie lub innych głupimi kłamstwami, że „druh X cierpi na zatrucie pokarmowe i dlatego tak solidnie wymiotuje za namiotem”. Nietrzeźwość opiekuna nieletnich jest ścigana prawem, ale nie widziałam jeszcze instruktora, którego wydałaby jego własna ekipa. Ba, widziałam takich, co wieczory na Zjeździe ZHP umilali sobie przy butelce. A wszyscy milczeli. I nieraz sobie wymawiam, że i ja nic nie powiedziałam, ale patrząc na utytułowanych stopniem i funkcją, którzy są „ślepi i głusi”, nie miałam odwagi zagrać Don Kichota.

Takie tabu trzeba rozbijać od góry. Zacząć zauważać, reagować i wyciągać konsekwencje. Ich tolerowanie nie tylko psuje markę harcerza w społeczeństwie, ale przede wszystkich niweluje wychowawcze znaczenie harcerstwa w życiu wielu młodych osób. Jeśli biwak czy obóz to tylko czas na beztroskie zażywanie rozkoszy cielesnych i wypad z kadrą, która „nie kryje swoich słabości”, to równie dobrze możemy się przemianować na klub turystyczny. Jeśli nie pokazujemy naszym podopiecznym ścieżki bardziej wyboistej, ale wartościowszej, na której hartuje się charakter, to na nic zdadzą się zdobyte stopnie i sprawności. Najważniejszy cel zostanie nietknięty – nie zostaną lepszymi ludźmi.