(nie)wiara dla każdego

Ważny Trop / Tomasz Detlaf / 21.06.2020

Ksiądz może być mistrzem zen, chrześcijanin lepiej zrozumieć swoją wiarę dzięki ateiście, a ateista mieć postawę godną człowieka głęboko wierzącego. Trzeba tylko się otworzyć.

Wydaje się, że stosunek ludzi do religii najczęściej przyjmuje jedną z dwóch stereotypowych postaci. Pierwszą postawę reprezentują wyznawcy jakiejś religii, którzy wiedzą o niej co nieco, ale nie poświęcają wiele czasu na zgłębianie jej historii i doktryny, tym bardziej nie interesują się innymi religiami. Drugą możemy zauważyć wśród osób, które nie wyznają żadnej religii i nie obchodzą ich sprawy związane z czymkolwiek, co religijne. W zasadzie obie te stereotypowe postawy niewiele się różnią – obie stają po stronie niewiedzy i ignorancji.

Niezależnie od tego, czy ktoś jest wyznawcą jakiejś religii, czy nie i niezależnie od tego, czy wierzy w jakiegoś Boga, czy nie, zajęcie się różnymi religiami jest rozwijające i pożyteczne.

Oczywistym jest, że z takiego zainteresowania wypłynie pogłębiona wiedza historyczno-kulturowa, zrozumienie tradycji, w której się żyje czy wielkich dzieł sztuki, które powstały w związku z celami religijnymi. To jednak tylko mniej ważna korzyść – ważniejsze jest to, że otwarcie się na poznawanie różnych religii pozwala zmienić swoją postawę – względem siebie, względem innych i względem świata.

Empatia

Zagadnienia nawet luźno związane z religią budzą duże emocje. Dzieje się tak, bo wchodzą na tereny najgłębszych przekonań człowieka, które są fundamentami jego tożsamości, często dotyczą moralności, a nierzadko ocierają się o politykę. Dlatego zdarza się, że osoby niewierzące uważają tych, którzy wierzą w Boga, za ofiary manipulacji, a nawet za po prostu głupie. Z kolei dla wierzącego fakt, że inni nie podzielają tej samej wiary co on, może być świadectwem ich totalnego zagubienia, z którego trzeba jak najszybciej ich wyprowadzić.

Włożenie wysiłku w zrozumienie innego człowieka, z pewnością będzie lekcją otwartości

Samo zdobywanie wiedzy o religiach, ale też o różnych formach niewiary i wiary niereligijnej (np. panteizm – Bóg jest całym światem, deizm – Bóg stworzył świat, ale w niego nie ingeruje) zmusza człowieka do otwarcia się na zupełnie inną wizję świata i to właśnie w tym bardzo czułym i kontrowersyjnym punkcie. Uczciwe włożenie wysiłku w zrozumienie innego człowieka, z którym dzielą nas poglądy na właśnie takie sprawy, z pewnością będzie lekcją otwartości na inność, która zawsze jest potrzebna, ale dzisiaj – gdy kontakty międzykulturowe są powszechne jak nigdy wcześniej, a wielu krajach rośnie nietolerancja dla innych – wyjątkowo.

Dialog

Świetnym przykładem tego, jak otwarte podejście do innej tradycji religijnej pozwala lepiej zrozumieć własną, jest katolicko-luterańska Wspólna deklaracja w sprawie nauki o usprawiedliwieniu. Jedną z fundamentalnych różnic dzielących katolików i luteran przez stulecia były odmienne odpowiedzi na pytanie, czy na zbawienie człowiek może sobie, przynajmniej częściowo, zasłużyć przez swoje uczynki, czy jest to od niego w pełni niezależne i wyłącznie łaska Boga ma na to wpływ. W 1999 roku teologowie obu wyznań po długim dialogu uznali, że nakładane na siebie nawzajem potępienia były raczej wyrazem nieporozumień i kierowania się retoryką, która ukrywała prawdziwą treść koncepcji. Choć pewne różnice między oboma wyznaniami istnieją, to zasadnicza doktryna obu wyznań w tej materii jest taka sama – człowiek sam nie może zasłużyć na zbawienie, potrzebna jest do tego łaska, a uczynki są właśnie jej owocami i znakami. Dzięki podjęciu dialogu z tymi, których wcześniej uważano za heretyków, zarówno luteranie, jak i katolicy osiągnęli lepsze zrozumienie swojej wiary.

Istnieją katoliccy księża będący mistrzami zen

Taki dialog nie musi ograniczać się do jednej dużej religii i spraw doktrynalnych. Może się to wydać zaskakujące, ale istnieją katoliccy księża będący mistrzami zen. Ta pochodząca z buddyzmu praktyka medytacyjna zdaniem wielu może być praktykowana przez każdego, nie tylko buddystę. Ksiądz-mistrz zen Robert Kenney powiedział, że trochę praktyki zen jest dobre dla każdego. […] Na przykład katolikom może pomóc bardziej uważnie przeżywać Eucharystię. Spytany jak to trochę praktyki wygląda, odpowiedział: usiąść na chwilę, pozostając skupionym na oddechu. Z góry określić czas i nie przerywać wcześniej. Wyprostować kręgosłup. Nie zamykać oczu, spoglądać w jedno miejsce, mniej więcej dwa metry przed sobą. Tylko oddech, żadnych słów.  Z pewnością nie brzmi to jak coś, co może odwieść kogoś od jego wcześniejszej wiary, a przecież może pomóc. Inny, korzystający z dorobku buddyzmu, ksiądz, jezuita Anthony de Mello, napisał wiele poczytnych książek, w których przedstawiał opowieści, nawiązujące do bardzo różnych tradycji religijnych. Zamiast je omawiać po prostu przytoczę jedną z nich, która wyjaśnia czemu tego nie zrobię i czemu warto samemu korzystać z różnych tradycji.

Pewnego razu uczeń skarżył się mistrzowi: – Opowiadasz nam różne historie, a nigdy nie odkryjesz ich znaczenia. Mistrz odpowiedział: – Czy byłbyś zadowolony, gdyby ci ktoś ofiarował owoc i pogryzł go przedtem? (Anthony de Mello, Śpiew ptaka)

Z buddyjskich praktyk z pożytkiem dla siebie korzystają głęboko wierzący chrześcijanie i mam nadzieję, że przedstawione przykłady pokazują, że osoby niewierzące też mogą z nich czerpać. A czy niewierzący mogą też czerpać z tradycji chrześcijańskiej? I czy chrześcijanie mogą się czegoś nauczyć od niewierzących?

Wiara–niewiara, czy to ważne?

Przeciwieństwem wiary nie jest niewiara, a bałwochwalstwo

Jeden z największych współczesnych teologów katolickich ks. prof. Tomáš Halík pokazuje, że przeciwieństwem wiary nie jest niewiara, a bałwochwalstwo. Wiara i niewiara wzajemnie siebie potrzebują. Wiara, która nie wątpi, jest martwa, a zacięte krytyki ateistycznych myślicieli są – jego zdaniem – osobom wierzącym bardzo potrzebne, bo pomagają im oczyścić ich wiarę (np. z naleciałości myślenia magicznego) i lepiej dostrzec jej istotę. Z drugiej strony całkowita niewiara jest niemożliwa – człowiek zawsze coś przyjmuje na wiarę, nigdy nie polega w całości na własnym rozumie. Skoro w życiu każdego człowieka – niezależnie od tego, jak określa on swój stosunek do Boga i religii – pojawia się zarówno wiara, jak i niewiara, to ten podział nie jest przydatny.

Innym podziałem, który – według czeskiego duchownego – jest tym, co adekwatnie oddaje różnicę między postawą człowieka prawdziwie wierzącego i postawą przeciwną, jest podział na dialog i monolog. W monologu żyje ten, kto w życiu słucha wyłącznie siebie, nie jest otwarty na to, co może mu pokazać inny człowiek i życiowe wydarzenia, twardo stoi przy swoich przekonaniach i nie dopuszcza wątpliwości. W dialogu żyje ten, kto chce i umie odczytywać innych ludzi i świat jako teksty pełne znaczeń, kto potrafi wątpić i zmieniać samego siebie.

Okazuje się więc, że dokładnie te same cechy charakteru i umiejętności, do których  rozwijania namawiają kaznodzieje mówiący o znakach Boga w świecie i objawieniu dokonującym się w drugim człowieku, można opisywać zupełnie innym językiem, wolnym od zakładania prawdziwości którejś z religii, a nawet istnienia Boga.

Dla wielu język religii brzmi zniechęcająco. Jednak dziedzictwo tradycji religijnych, które rozwijały się przez tysiące lat, zawiera wiele cennych wskazówek, myśli i inspiracji, które pomogą – każdemu, niezależnie od poglądów – być lepszym człowiekiem i prowadzić lepsze życie.

 

Przeczytaj też:

Tomasz Detlaf - w harcerstwie głównie działa na rzecz wychowania duchowego. Pasjonuje się filozofią, nauczaniem innych i wszystkim, co leży na styku różnych dziedzin. Studiuje na Międzyobszarowych Indywidualnych Studiach Humanistycznych i Społecznych UW. Gdyby miał opisać to, co lubi najbardziej, to byłoby to zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi.