Ogarniasz?

Archiwum / Marta Szewczuk / 22.11.2010

Przychodzi baba do lekarza. A lekarza nie ma. I telefonu z przychodni, że go nie będzie, też nie było. A szkoda, bo by baba nie szła z kulawą nogą przez pół miasta. Będzie o tym, dlaczego „telefon z przychodni” nie dzwoni i jak bardzo paraliżuje to naszą pracę.

Żeby dobrze współpracować, trzeba niestety być człowiekiem wytrwałym, zaangażowanym, godnym zaufania…

Dawno, dawno temu, w odległej i nieznanej krainie ktoś wymyślił współpracę. Pomysł był o tyle chybiony, że od tej pory wszyscy na całym świecie musieli na sobie polegać, ufać sobie, dawać słowo, obiecywać i mieć nadzieję, że razem można wszystko. Po wielu, wielu latach, ale też już dawno, dawno temu, wyszło na jaw, że ta współpraca to twardy orzech do zgryzienia. Okazała się ona właściwie sztuką i choć wszyscy chcieli tę sztukę opanować, to tylko nielicznym udało się zrobić tak, jak to pomysłodawcy mieli w zamyśle. Żeby dobrze współpracować, trzeba niestety być człowiekiem wytrwałym, zaangażowanym, godnym zaufania, solidnym, systematycznym, konsekwentnym, rzetelnym, sumiennym, uczciwym, dobrze zorganizowanym… To nie lada wyzwanie, więc dlaczego ktoś, na litość boską, wymyślił współpracę?!

W ZHP nieustannie musimy ze sobą kooperować. „Szara druhenka” z „szarym druhem”, zastępowy z drużynowym, drużynowy z namiestnikiem, namiestnik z komendantem hufca… Potem zaczynają się poważne schody, a gdzieś na końcu okazuje się, że właściwie to każdy współpracuje z każdym, a niektórzy to nawet wbrew swojej woli. Musimy na sobie polegać przy projektach najróżniejszej maści: tych codziennych (przygotowanie zbiórki zastępu) i tych kluczowych (walka o grant). Musimy zgrać terminarze, przeznaczyć na coś swój wolny czas i żywić nadzieję, że ktoś inny przeznaczy tego czasu tyle samo (a najlepiej więcej). Musimy zgrać się charakterem, zgrać swoje wizje, postawić jeden cel, który będzie rozumiany przez wszystkich współpracujących tak samo. Podzielić się zadaniami i wierzyć, że każdy będzie w swoje zadanie zaangażowany tak bardzo, jak my (a najlepiej bardziej). Najważniejsze pytanie i najważniejsza odpowiedź brzmią: „Zrobisz to? Zrobię”.

A potem, prędzej czy później, przychodzi taki moment, że coś się sypie.

Kiedy już wszystko ustalone – każdy wie, co ma do zrobienia, każdy zapisał w swoim kalendarzu deadline – zaczyna się owocna współpraca. A potem, prędzej czy później, przychodzi taki moment, że coś się sypie. I te owoce, jeśli w ogóle się narodzą, to nierzadko są zgniłe. Dlaczego się sypie? Brnąc dalej w metaforę: ano dlatego, że ktoś nie podlał drzewka współpracy (łapiecie to jeszcze?) wtedy, kiedy miał to zrobić. Nie podlał w ogóle. Choć miał zapisane w swoim kalendarzu. I teraz – uwaga – przechodzimy do sedna sprawy. Problemem nie jest to, że ktoś nie podlał tego drzewka. Problemem jest to, że nie powiedział innym, że nie da rady. Nie uprzedził, że albo mu się woda skończyła, albo ma dziurawą konewkę, albo zabłądził w tym lesie, albo cokolwiek.

Kończąc z przenośnią: wszystko (a przynajmniej zdecydowana większość) leci na łeb na szyję nie dlatego, że ktoś nie zrealizował zadania, którego się podjął. Jasne, że jak człowiek mówi „zrobię!”, to wierzymy, że jest świadomy tego, na co się pisze. Zna swoje możliwości. I to zwyczajnie wkurza, jak jednak nie zrobi, choć przecież mówił… Zazwyczaj jednak ludzie nie są niezastąpieni i robotę zrobi kto inny za tego osiołka. No, trudno. Schody zaczynają się wtedy, gdy osiołek do końcowej fazy projektu dzielnie utrzymuje, że zadanie wykona, a w ostatniej chwili okazuje się, że jednak nie. I ściana. Bo deadline jest akurat dziś. Taki sam dla tych, którzy swoją działkę wykonali perfect, i dla tych, którzy zawiedli. I co teraz?

Teraz można usiąść i zapłakać. I powspominać. Szybko powiemy sobie: „Gdybyśmy wiedzieli wcześniej…”. To jest właśnie istota rzeczy! Gdybyśmy wiedzieli wcześniej! Można by było: a) przydzielić zadanie komu innemu, b) nieco zmienić zadanie, c) zrezygnować z tego elementu, d) przekształcić nieco projekt, e) pomóc nieszczęśnikowi, f) wykonać parę telefonów i poprzesuwać terminy oraz ewentualnie g) „rzucić tę robotę” (ale tego rozwiązania nie popieram). Tyle możliwości! Gdyby tylko ten od pełnego dobrych chęci „zrobię!” zechciał dać znać, że jednak priorytety mu się pozmieniały.

Bo gdybym wiedziała, jak bardzo nie można na tej osobie polegać, to sama bym to zrobiła, co za problem!

Miałam taką sytuację niedawno. Poprosiłam kogoś o wykonanie czegoś (znacie to, co?). Zależało mi, bo to było potrzebne, nie mogłam zrezygnować z tej części całego zadania. Ta osoba miała coś zrobić i mi wysłać w konkretnym terminie. Termin minął, więc spytałam, jak się sprawy mają. Dostałam odpowiedź, że powinnam to mieć na poczcie od wczoraj. Nic nie miałam, ale wiadomo, jak to czasem e-mail szwankuje. „Dobra, wyślę Ci dziś jeszcze raz, ale dopiero późnym wieczorem”. Okej! Po dwóch dniach (myślałam sobie, że może późny wieczór się przeciągnął, cóż, życie) pytam, gdzie TO jest. SMS-owo, na razie. Cisza. Kolejne SMS-y. Telefony nieodbierane. Już dawno minął deadline. Kolejne telefony bez odpowiedzi. Dzwonię do znajomej tej osoby – ponoć od niej też nie odbiera (w to już nie wierzę). Efekt? Jest już tydzień po czasie, ja nie mam tego, na czym mi zależało, a osoba, która podjęła się zadania, zachowała się na tyle infantylnie, że nawet utrzymywała, że robotę zrobiła, choć nawet nie zaczęła! Do dziś moje telefony pozostają bez odpowiedzi, a zadanie w jeden dzień zrobił kto inny. Szkoda, że grubo po czasie. Bo gdybym wiedziała, jak bardzo nie można na tej osobie polegać, to sama bym to zrobiła, co za problem!

Czasem stajemy przed zadaniami, które sami bardzo dobrze byśmy wykonali. Tylko stajemy przed tymi zadaniami całym zespołem. W takich sytuacjach pracę trzeba podzielić, nie ma innej możliwości. Każdy bierze na siebie odpowiedzialność i inni liczą, że dla każdego sprawa jest ważna. Więc moje rady są następujące:

a) Jeśli podejmujesz się czegoś – rób to świadomie. Określ swoje możliwości i nie przeceniaj się. Lepiej zrobić świetnie małe zadanie niż zawieść w dużym.

b) Nie bój się prosić o pomoc. Wspólny projekt to wspólny wysiłek. Wszystkim zależy na tym, żebyś i Ty dobrze wykonał swoją pracę.

c) Jeśli siada Ci motywacja – powiedz o tym. Jeśli tracisz zaangażowanie, chęci do pracy, chcesz się „wypisać” – powiedz. Znajdzie się jakaś rada.

d) Pamiętaj, że efektem współpracy jest wspólny sukces, ale też wspólna porażka. Inni będą cierpieć, jeśli Ty coś zawalisz, więc daj z siebie wszystko.

f) Swoją działkę wykonaj porządnie. Nie ma głupich, wszyscy się zorientują, że nie włożyłeś w coś serca. Ty będziesz miał z głowy, a wszyscy inni – ci zaangażowani – zostaną z uczuciem rozczarowania.

Może to dla niektórych brzmi zbyt patetycznie, dla innych jest oczywiste. Jednak z moich doświadczeń wynika, że ludzie tego nie wiedzą! Nie znają podstawowych zasad współpracy. Olewają i wychodzi klops. Najsmutniejsze jest to, że poszkodowani są ci, którzy się przyłożyli, a ci nierzetelni wzruszą tylko ramionami.

Więc powtórzę i niech się Wam to wryje w pamięć:

Nie możesz czegoś zrobić, to tego nie rób. Tylko daj znać odpowiednio wcześniej!

Proszę sobie wydrukować i powiesić nad łóżkiem, koło komputera i na lodówce. I stosować. Mam nadzieję, że teraz świat będzie lepszy.