Pieniądze leżą na ulicy!

Archiwum / Krzysztof Manista / 02.11.2009

Czemu są drużyny, które mają pieniądze, podczas gdy inne nie mają ich wcale? Co różni te środowiska, często działające w tych samych warunkach i mające podobną ilość członków? Jak zdobyć fundusze na realizację planów drużyny? Oto, jak zrobiła to krotoszyńska drużyna „Skaut”.

Dlaczego są takie drużyny, które mają pieniądze, podczas gdy inne nie mogą ich zdobyć? Co różni te środowiska, że często działając w tych samych warunkach i mając podobną liczbę członków, są pod tym względem tak odmienne? Sam się zacząłem zastanawiać, dlaczego tak jest… Przecież moja 23 Drużyna Starszoharcerska „Skaut” działająca w Krotoszynie, które jest raczej niewielkim miasteczkiem bez dużych firm i bardzo bogatych ludzi, dzisiaj ma niezłe dochody i majątek porównywalny z niektórymi hufcami.

Początki american story

Historia krotoszyńskiego „Skauta” jest trochę jak z przysłowiowej Ameryki. Często przytaczane są niesamowite opowieści o ludziach, którzy rozpoczynali z dolarem w kieszeni i po jakimś czasie zostawali milionerami, szefami wielkich firm, osiągnęli sukces. Z nami było trochę podobnie, tyle że w mikroskali.

Swoją drużynę prowadzę już bardzo długo; początki były zaledwie przeciętne. Przez pierwsze lata działałem tak samo jak większość drużynowych. Biedowaliśmy, ledwo starczało nam na opłacenie składek, nie można było marzyć o zakupie sprzętu czy dofinansowaniu kogokolwiek.

…wychowanie gospodarcze musi iść w parze z normalną działalnością harcerską.

Ale pewnego roku przyszedł czas na zmiany, pierwszy raz zaczęliśmy racjonalnie planować swoją działalność. Stworzyliśmy wizję drużyny, jak ona ma wyglądać, co ma sobą reprezentować. Plany były ambitne, pomysły leciały jeden za drugim, ale cały problem polegał na tym, że taka reforma była kosztowna. Można było oczywiście pozostać na etapie wizji, przecież marzenia są piękne. Tak pewnie robi większość drużyn i te zawsze będą biedne. Dla nas wizja wspaniałego „Skauta” stała się motorem do poszukiwań. Od wizji przeszliśmy do planu działania, podzielony on został na część rozwijającą nasz wizerunek i postawę harcerską oraz część gospodarczą. W ten sposób uzmysłowiliśmy sobie, że wychowanie gospodarcze musi iść w parze z normalną działalnością harcerską. Ba, nawet więcej – że wychowanie ekonomiczne to część składowa harcerskiego wychowania … Wszak Harcerz jest oszczędny i ofiarny.

Przede wszystkim rozpoczęliśmy współpracę z rodzicami – to oni byli i są podstawą ekonomii naszej drużyny. Zaprosiliśmy ich na pierwszą zbiórkę, opowiedzieliśmy, co chcemy osiągnąć, i okazało się, że rodzice chcą pomagać, interesuje ich to, co robią ich dzieci, i chętnie w miarę swoich możliwości jakoś dopomogą. Ważne było, aby rodzice wiedzieli, czego oczekuje od nich drużyna i co daje ich dzieciakom. W ten sposób szybko poprawiliśmy nasze umundurowanie, radykalnie poprawiło się nam wyżywienie na wyjazdach, mieliśmy pod dostatkiem placków, przygotowanych w słoikach kotletów; rodzice przywozili na biwaki kartony pachnących pączków. Znikły problemy z dowożeniem namiotów, plecaków i samych harcerzy.

Współpraca nie tylko gospodarcza

Jakim miłym zaskoczeniem był fakt, że składka biwakowa zaczęła zostawać praktycznie niewykorzystana. Wtedy też stwierdziliśmy, że nie będziemy robić darmowych biwaków, ale zbierane pieniądze przeznaczymy na poprawienie atrakcyjności programowej naszych wyjazdów. Kupiliśmy wtedy pierwsze mapy, kompasy. Mogliśmy też wreszcie pomóc harcerzom, którzy nie mogli zapłacić za wyjazd na biwak.

Świadoma współpraca z rodzicami spowodowała likwidację problemów z wszelkiego rodzaju składkami.

Świadoma współpraca z rodzicami spowodowała likwidację problemów z wszelkiego rodzaju składkami, tymi harcerskimi i tymi okazjonalnymi na wyjazdy i inne przedsięwzięcia. Zależało nam, aby rodzice byli zawsze dobrze poinformowani, ale przecież nie sposób było organizować przy każdym przedsięwzięciu spotkania. Wtedy też wszedł w użytek, tzw. system kartkowy. Polegał on na opracowywaniu każdego wyjazdu z odpowiednim wyprzedzeniem i informowaniu rodziców o jego przygotowaniu, przebiegu, potrzebach i terminach. Dla rodziców był to pozytywny szok, w ich rozumieniu – pełen profesjonalizm. Wiedzieli wszystko z pierwszej ręki, mieli pewność, że ich dzieci są bezpieczne i pod dobrą opieką.

Na efekty takiej współpracy długo nie czekaliśmy. Czasem na kartkach pisaliśmy, że czegoś nie mamy, że czegoś potrzebujemy, np. transportu czy sprzętu pionierskiego. Okazało się, że rodzice to nieprzebrana skarbnica kontaktów: znalazły się kontakty do przysłowiowego wujka z wojska, który pomógł pozyskać menażki, pałatki, ktoś podarował sprzęt pionierski z działki, ktoś inny zostawił nam w spadku wózek, aby nie targać sprzętu w plecakach. Jak widzicie, cały czas drużyna nie miała dochodów finansowych, przynajmniej stałych. Trzeba było wykonać krok dalej…

Postaw na pomysł!

Wymyśliliśmy, że poprzez organizację biwaku, potem rajdu, na który zaprosimy innych harcerzy czy też klasę szkolną, da się zarobić. I faktycznie, biwaki dla klas stały się niezłym zarobkiem, a przy okazji dobrym sposobem na nabór. Przez parę lat sztandarowym przedsięwzięciem drużyny było organizowanie rajdu – na początku hufcowego, lecz potem poszliśmy dalej, zapraszając harcerzy z wielu zaprzyjaźnionych drużyn z całej Polski. Rajd nie przynosił gigantycznych zysków finansowych, ale dawał duży prestiż. (W ten sposób zaczęliśmy budować wizerunek drużyny.) Przedsięwzięcie się rozrastało, pisała o nim prasa lokalna i harcerska, za czym poszli sponsorzy. Drużyna wzbogacała się z każdym rajdem o nowe kontakty, piekarnie dawały nam chleb, sklepy spożywcze wyżywienie dla organizatorów, stacje benzynowe paliwo do prywatnych samochodów obsługujących trasy, robiliśmy też niekonwencjonalne nagrody kute przez kowala czy robione przez myśliwych z rogów.

Znalazł się transport za darmo lub za paliwo, ogromna ilość jedzenia, sprzęt pionierski, miejsce na obóz też było darmowe…

Kolejnym krokiem było organizowanie samodzielnego obozu drużyny. Pierwsze obozy robiliśmy w myśl wcześniej wypracowanej filozofii, aby pozyskać od rodziców i sponsorów jak największe wsparcie. Znalazł się transport za darmo lub za paliwo, ogromna ilość jedzenia, sprzęt pionierski, miejsce na obóz też było darmowe, bo ktoś z rodziny polecił nas znajomemu leśniczemu, a drewno na pionierkę udało się odpracować w lesie. Miło było, gdy ze skompletowaniem wolontariacko pracującej kadry nie było problemu. Starszy brat pojechał jako ratownik, jakaś mama postanowiła nam gotować, a jakiś tata woził jedzenie. Tak jest w drużynie do dzisiaj. Procentowały systematycznie pisane kartki do rodziców i będące już stałą pozycją w kalendarzu drużyny spotkania piknikowe z całymi rodzinami na Dzień Matki i przy okazji świąt.

Obozy były tanie, ale też samodzielny obóz zawsze wymagał zakupów różnorodnego sprzętu, który zostawał w drużynie. Organizacja rajdu i obozu w pewnym momencie się splotła, bo kolejne drużyny prosiły nas o wspólne obozowanie i pomoc programową. Przy wspólnym obozowaniu malały koszty, a też zawsze udało się coś zarobić, bo przecież organizowaliśmy innym wypoczynek. Dzięki organizacji biwaków, rajdu i obozu uzyskaliśmy stabilizację finansową i pierwszy raz mogliśmy rozpocząć kolejny rok harcerski z dołączeniem do planu pracy budżetu drużyny.

Per aspera ad astra

Potem poszło już lawinowo: kolejne obozy przyniosły własny sprzęt obozowy, prestiż środowiska spowodował zapraszanie nas do współpracy przez hufce, chorągiew, a wreszcie przez Główną Kwaterę. Działania na arenie ogólnopolskiej i wyjazdy zagraniczne zyskały uznanie władz samorządowych i ich sponsoring. Lata współpracy z Nadleśnictwem Krotoszyn zaowocowały pozyskaniem starej leśniczówki, którą wyremontowaliśmy i przerobiliśmy na własną stanicę drużyny, w której odbywa się ponad 70 biwaków rocznie.

Gdy dostaliśmy leśniczówkę, nie usiedliśmy na laurach i nie ograniczyliśmy się do jednego pewnego źródła dochodu. Organizujemy każdego roku akcję sprzedaży zniczy i obsługę parkingów w ramach Akcji Znicz, piszemy w porozumieniu z hufcem kilka grantów w ramach otwartych konkursów ofert ogłaszanych przez gminę i powiat, prowadzimy szkolenia, wypożyczamy posiadany sprzęt, ostatnio zagraliśmy w filmie realizowanym przez TVP, a czasem jeszcze coś szalonego nam wpadnie do głowy, np. kiedyś napisaliśmy wniosek do jednej z fundacji bankowych i ku zaskoczeniu dostaliśmy kilka tysięcy złotych wsparcia.

Od dwóch lat wykorzystujemy to, co dało nam członkostwo w ZHP, czyli bycie organizacją pożytku publicznego. Udało nam się zwolnić nasza stanicę z opłat podatkowych, a co ważniejsze, „weszliśmy” w 1% dla ZHP. Ta akcja – nie ukrywam – opiera się także na rodzicach i naszych byłych harcerzach. Dzięki dobrej współpracy i genialnemu wręcz przepływowi informacji okazało się, że jeden z rodziców prowadzi biuro rachunkowe. Właśnie ten człowiek stał się „drzwiami” do kolejnego źródła finansowego. Nie poprzestaliśmy na jego biurze podatkowym. On zareklamował nas swoim kolegom z „branży”, jego syn będący u nas w drużynie przeszedł się z naszymi reklamówkami po wszystkich biurach rachunkowych w mieście i lawina powoli ruszyła. W 2008 roku byliśmy drużyną, która miała największą liczbę wpłat na swoim koncie w Chorągwi Wielkopolskiej.

Dzisiaj drużyna ma własny sprzęt obozowy i praktycznie sama może zorganizować stacjonarny obóz w dowolnym miejscu! Mamy własną stanicę z pełnym wyposażeniem, którą obsługuje zatrudniony pracownik, kupiliśmy samochód terenowy Land Rover. Wypracowaliśmy system współfinansowania umundurowania członkom drużyny, każdorazowo dokładamy po kilkaset złotych do obozu każdemu harcerzowi, dajemy też możliwość zarobienia reszty pieniędzy na obóz, jeśli jest taka potrzeba. Mamy własne konto bankowe, wydajemy foldery reklamowe drużyny i Leśniczówki.

Wędrowniczki i wędrownicy w drużynie wiedzą, że możemy zrobić bardzo wiele. Wszyscy są świadomi, że drużyna daje ogromnie dużo, ale też ogromnie wiele wymaga. Bycie w „Skaucie” to ciężka praca, prestiż, ale też przygoda, wyczyn i szkoła życia, która procentuje w dorosłym życiu. A wszystko dzięki temu, że uwierzyliśmy, iż damy radę, oraz dzięki współpracy z rodzicami!

Krzysztof Manista - drużynowy 23 DSH „Skaut” z Hufca Krotoszyn, członek KSI przy GK ZHP, z pasji i zawodu pedagog.