Piloci kapsuł czasu

Archiwum / Filip Springer / 29.03.2007

Do kapsuły czasu wsiadają w wieku 11, 12, 13 lat. Lecą czasem dekadę, czasem krócej. I oto staje się cud! Wysiadając z kapsuły nadal mają 11, 12, 13 lat! A teren, na jakim lądują, jest dla niektórych tak obcy jak planeta z innej galaktyki. Dziecko sobie tu na pewno nie poradzi.

Zaopatrzeni w śmieszne skafandry wychodzą z kapsuły, jeden po drugim; gdy ostatni zejdzie z trapu, maszyna z zaskakującą sprawnością uniesie się i zanim się obejrzą, zniknie wśród gwiazd. Zostaną sami. Choć na pierwszy rzut oka planeta wygląda tak jak nasza poczciwa Ziemia, oni na wszelki wypadek nie podniosą przyłbic swoich ochronnych kombinezonów. Zrobią to dopiero wtedy, gdy zobaczą bociana. Ale wtedy najczęściej jest już za późno.

Tak się wyśpisz…

Swojego czasu posłowie jednej z partii upodobali sobie mówić o projekcie jakiejś ustawy, że jest ona przygotowana „po harcersku”. Czyli jak? Wnosząc po ironicznych uśmieszkach przedstawicieli narodu można sądzić, że nie mieli tu na myśli takich sformułowań jak: z pasją, z troską o dobro wspólne, z młodzieńczym zapałem, z bezinteresowną nadzieją na poprawę rzeczywistości. Słowa „po harcersku” traktowali z radością podobną tej, jaka towarzyszy jakiemuś odkryciu. Oto odkryli kolejne wspaniałe narzędzie do psucia krwi kolegom z drugiego końca sejmowej sali.

Pamiętam oburzenie, jakie podniosło się wtedy wśród niektórych instruktorów. Oburzenie jak najbardziej uzasadnione. Wszak po raz pierwszy w środkach masowego przekazu idea, która zjednoczyła miliony ludzi na całym świecie, została w jawny sposób wyśmiana, skarykaturowana i w instrumentalny sposób wykorzystana.  „Po harcersku” czyli byle jak, idiotycznie i to jeszcze w jakiś skryty sposób – zupełnie jak w czasie harcerskich podchodów (podczas których, jak wiemy, harcerze biegają po lesie w krótkich spodenkach). Każdy, komu harcerskie ideały są bliskie, poczuł się nieprzyjemnie – jak bardzo, to zależy, jak to zwykle w takich przypadkach, nie od tego, jak bliskie są mu te ideały, a od tego, ile ma dystansu do siebie i do panów z budynku na Wiejskiej.

…„po harcersku” nabiera z czasem kolejnych negatywnych znaczeń.

Okazuje się jednak, że sformułowanie „po harcersku” nabiera z czasem kolejnych negatywnych znaczeń. Ostatnio dzięki jednemu z harcerzy, z którymi miałem przyjemność pracować – na zupełnie zawodowej stopie – poznałem nowe znaczenie tych słów. Semantyka tego sformułowania jego zdaniem w prostej linii wynika z postaw, jakie powinny być bliskie każdemu harcerzowi. Tu zgoda. Jakie to postawy? Ano na przykład zgoda na wykorzystywanie moich umiejętności, czasu i energii i zaniechanie jakiegokolwiek wynagrodzenia za tę ciężką pracę. Ot, po prostu, jestem harcerzem, więc zrobię wszystko najlepiej jak umiem, podziękuję, że mogłem pomóc i ukarzę sam siebie za to, że przez myśl przeszło mi, by wziąć za moją pracę pieniądze (w tym celu wykonam 10 pompek i obiegnę dom z plecakiem pełnym szyszek). Przecież pracując świetnie się bawiłem, dlaczego miałbym oczekiwać za zabawę wynagrodzenia? Słuchałem rzeczonego harcerza i przecierałem oczy ze zdumienia! Kto mu takich głupot naopowiadał? Kto zrobił mu krzywdę? I ilu jest takich jak on?

…jak sobie pościelisz

W uczeniu ludzi wielkiego altruizmu powinniśmy pamiętać o tym, by zadbali także o siebie.

Uczymy ludzi służby. Wspaniale. Uczymy, że nie wolno zostawić drugiego człowieka w potrzebie. Pięknie. Pamiętajmy jednak o podstawowej zasadzie obowiązującej wśród ratowników medycznych. Martwy ratownik nikomu nie pomoże, najpierw musi dbać o własne bezpieczeństwo, by nieść pomoc innym. Dlatego w uczeniu ludzi wielkiego altruizmu powinniśmy pamiętać o tym, by zadbali także o siebie. I by w wolnorynkowych realiach rozumieli, że jest trzecia droga, że w walce o przyzwoity byt nie trzeba wybierać tylko między pozycją zdemoralizowanego zwycięzcy, a szlachetnej, pełnej ideałów, ale biednej jak mysz kościelna ofiary (dzięki, Olek).

Podczas ostatnich warsztatów Szarej Drużyny w Poznaniu, Ryszard Polaszewski powiedział, że jednym z zasadniczych problemów naszej organizacji jest to, że cała masa instruktorów nie rozumie, że podstawowym celem jej istnienia jest wychowywanie. To smutne, ale tysiące ludzi, którzy pracują w naszej organizacji myśli, że mamy zapewniać w bezpieczny sposób spędzanie wolnego czasu młodzieży, że jesteśmy organizacją charytatywną czy pomocową, że naszym powołaniem jest obrona kraju przed przyczajonym w krzakach wrogiem (dlatego, jak wiadomo, sami niekiedy musimy się w tych krzakach z nożem w zębach zaczaić lub „dynamicznie wejść do budynku”). Z tego niezrozumienia wynika cały katalog krzywd, jakie osoby te wyrządzają swoim podopiecznym.

Bo to właśnie ci, którzy nie rozumieją podstawowego celu naszej organizacji, kierują kapsułami, do których zabierają tych jedenasto-, dwunastolatków. Na pokładzie zabawa jest przednia. W pewnym momencie przychodzi jednak czas na lądowanie. I pasażerowie wysiadają, nadal mają 11-12 lat, choć lot trwał przecież strasznie długo. Kapsuła szybko odlatuje po nowych pasażerów, a ci, co wysiedli, zostają w zupełnie obcym sobie świecie.

Szalenie mierzi mnie widok drużynowych wędrowniczych, a znam takich całą masę, którzy oprócz tego, że są drużynowymi, nie za wiele w życiu robią, a jeśli już coś robią, to jest to zdecydowanie poniżej ich możliwości (ambicji nie mają). Trudno ocenić krzywdę, jaką wyrządzają swoim podopiecznym, pokazując abnegacki stosunek do wykształcenia czy realizacji swoich ról społecznych.

To oni często kierują tymi kapsułami, do których zabierają dzieciaki. Lecą kilka-, kilkanaście lat, mają przy tym niezły ubaw, wpajają im jakieś pseudoharcerskie brednie, sami nie robią ze swoim życiem nic. I gdy przychodzi czas wysiadać, klepią delikwenta w plecy, mówiąc: „Dasz radę, masz moralny kręgosłup”.

Filip Springer - redaktor naczelny Na Tropie, szef zespołu promocji Wyprawy Wędrowniczej 2007, były drużynowy 79 Poznańskiej Drużyny Harcerskiej „Wilki”. Dziennikarz i fotoreporter Polskiej Agencji Fotografów FORUM i Głosu Wielkopolskiego.