The Next Big Thing

Archiwum / Bartosz Myszkowski / 27.03.2013

We współczesnym świecie zawsze z niecierpliwością wypatrujemy nowości, która czeka nas tuż za rogiem.

Kiedy w ostatnich miesiącach Na Tropie zmagało się ze stworzeniem doskonałego systemu internetowych archiwów dla swoich artykułów,­­ w tych staraniach dostrzec można było charakterystyczną dla naszych czasów przypadłość. Niezależnie od tego, czy jest się internetową inicjatywą działającą non profit, czy też megakorporacją, organizacje mają skłonność do szlifowania swojego produktu kosztem finalnego użytkownika. Potrzeba ta zwykle ograniczana jest kosztami związanymi z niewypuszczaniem produktu na rynek, jeśli jednak okoliczności na to pozwalają, wchodzimy w stan permanentnej bety.

Nie mieliście dostępu do tekstów z poprzednich numerów Na Tropie, ponieważ na premierę przygotować trzeba produkt idealny. Z tego samego powodu Siri nie rozumie was, kiedy pytacie o pogodę, bo na waszą – czasem nieperfekcyjną – dykcję nakłada się wciąż trwający proces przygotowania ostatecznej wersji oprogramowania. To dominująca pozycja rynkowa pozwala Apple postępować w ten sposób. Konkurencja również pracuje podobnie, Microsoft obiecywał doskonałą integrację należącego do nich Skype z nowym Windows Phone. W tak komfortowych warunkach nie ma powodu, by spieszyć się z premierą ostatecznej wersji. Zwłaszcza że beta jest powszechnie dostępna. Fakt, że nie daje ona możliwości komfortowych rozmów z innymi użytkownikami, to koszt, który ponoszą wszyscy wcześni nabywcy *, a Skype działa lepiej na wszystkich innych platformach.

Istnieje też druga strona medalu: końcowy użytkownik także, często z niecierpliwością, oczekuje premiery nowej wersji. Tak jak osoby pracujące nad nowym produktem, karmieni informacjami o nowych funkcjonalnościach konsumenci ekscytują się wizją ledwie majaczącą na horyzoncie. Komunikacja marketingowa coraz częściej ma na celu prezentację „wizji” lub „doświadczenia”. Nadal trzeba sprzedać produkt, aby utrzymać sensowny cashflow, ale o wizerunku decydują nie produkty już dostępne, ale te wyczekiwane. Gdzieś na ziemi niczyjej, między oczekiwanymi przez użytkowników innowacjami a niespiesznym doskonaleniem przygotowywanych produktów, powstaje przestrzeń technologiczna, która decyduje o tym, jak wygląda nasza codzienność.

* Zobacz też http://aneksy.pwn.pl/marketing/?id=106

Bartosz Myszkowski - były instruktor Wydziału Wędrowniczego