Upcycling

Archiwum / 05.09.2009

Składowiska odpadów, wysypiska – są to miejsca o których człowiek woli nie myśleć. Jak już zaczyna o tym myśleć, to bardzo rzadko i zazwyczaj z niechęcią. W zasadzie mogłyby nie istnieć w naszej świadomości. Zepsuta, niepotrzebna rzecz ląduje w koszu. Wynoszę worek ze śmieciami do zsypu lub osiedlowego kontenera. Gdzieś za miastem jest takie miejsce, gdzie śmieciarki zwożą nasze codzienne odpady. Gdzieś tam kończy się ten śmierdzący problem. Czy na pewno?

Niestety, większość z nas nie zdaje sobie sprawy z tego, gdzie ten problem się kończy, a przede wszystkim – gdzie zaczyna. Zazwyczaj nas to nie obchodzi, mimo że bardzo dotyczy. Każdy z nas jest producentem odpadów – czy tego chce, czy nie. I jest dla nas oczywiste, że wczorajsza gazeta, nadpsute jabłko, foliówka po zakupach czy puszka po napoju powinny wylądować w koszu. Bo czy można z tymi rzeczami, a właściwie odpadami zrobić coś innego niż tylko wyrzucić?

Nie chodzi mi o to, by nauczyć was wszystkich, jak segregować odpady, czy nawoływać do kolejnych akcji „Sprzątania świata”. Zapewne ze względu na słabą coroczną organizację ekoimprez i brak trwałych efektów do następnej akcji gotowi bylibyście wyłączyć ten artykuł. Chcę jednak pokazać problem i rozwiązanie z zupełnie innej strony.  

Każdego roku przeciętny Kowalski mieszkający w mieście wyrzuca ponad 300 kg odpadów komunalnych (Warszawa – 522 kg, Kraków – 363 kg, Wrocław – 400 kg, Lublin – 283 kg; GUS 2007 r.). Na każde 20 wiaderek wyrzucanych śmieci tylko jedno zawiera odpady przesegregowane, reszta nieodwracalnie trafia na składowisko. Aby bardziej podziałać wam na wyobraźnię: gdyby odpady wszystkich Polaków w ciągu jednego roku zgromadzić w piramidzie o podstawie kwadratu 1 km2, to miałaby ona 190 m wysokości, co odpowiada wysokości Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie lub 60-piętrowemu wieżowcowi. Dużo?

Lubimy się  otaczać rzeczami – nowy sprzęt górski, nowe ubrania, nowy sprzęt grający. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, co się z nimi stanie za 5, 10, 15 lat? Czy będziemy w stanie odzyskać z nich surowiec, z którego zostały zrobione? Czy będziemy mogli komuś je oddać, zanim skończą w koszu na śmieci? Pamiętajmy, że to, co dla nas jest bezużyteczne i już niepotrzebne, dla innych może być potrzebne, wartościowe i cenne. Temu hołduje zasada 3R: Reduce – Reuse – Recycle, w której myśl powinniśmy redukować powstawanie odpadów na etapie podejmowania decyzji o zakupie w sklepie (Reduce), używać ponownie tych rzeczy, które na pozór wydają się być jednorazowe, by przedłużyć długość życia danego produktu i nie dopuścić tak szybko do obciążenia środowiska, wyrzucając je bezpowrotnie do kosza (Reuse), a także ponownie stosować produkty, tyle że na poziomie surowca z którego dany produkt pochodzi (Recycle). Zasada 3R to przekonanie, że nasze proekologiczne konsumenckie wybory mają wpływ na środowisko. Najważniejsze to niekupowanie tego, co tylko wydaje nam się potrzebne – wpierw zastanówmy się nad tym, czy ulegliśmy reklamie i czy jesteśmy w pełni przekonani co do słuszności zakupu. Unikajmy produktów nadmiernie opakowanych, nośmy ze sobą wielorazową torbę na zakupy, nie używajmy plastikowych sztućców i kubków w szkole i w pracy. Oddajmy nienoszone już od dłuższego czasu ubrania, pożyczajmy książki, czasopisma, używajmy pojemników po lodach i słoików do zrobienia domowych przetworów i mrożonek. Proste? Nie wspominałam, że będzie trudno – bo nie jest. Wystarczy naprawdę niewiele, by wyhamować konsumpcyjny pęd choć odrobinę, a wkrótce dostrzeżemy efekty – przede wszystkim ekonomiczne. Bo żyć w zgodzie z zasadą 3R to żyć oszczędnie.

Najbardziej ciekawą formą ponownego użycia (druga literka R –  Reuse) jest nadawanie przedmiotom, rzeczom zupełnie nowych funkcji – upcycling. To trochę jak w tym powiedzeniu, że Nescafe jest wiodącym producentem słoików do bułki tartej… Można zacząć niewinnie: przerabiając słoiki i obtłuczone kubki w pojemniki na długopisy i inne biurowo-szkolne przybory. Tu wystarczy trochę wodoodpornych farb, kawałki materiałów i… nasza wyobraźnia. Przypominają się zajęcia z plastyki? Niektóre firmy posunęły się trochę dalej. W Polsce można spotkać wiele sklepów (zwłaszcza internetowych), gdzie można znaleźć przerobione znaleziska ze strychów i z szaf naszych babć. Stare zasłonki służą jako etui na laptopy, a stary płaszcz jest teraz torebką na ramię. Istnieje również firma, która zajmuje się przemienianiem starych plandek i bannerów reklamowych w torby, torebki, portfele, torby kurierskie i inne gadżety. Ostatnio znalazłam w sklepie internetowym z biżuterią ciekawe zastosowania dla sprężynek z długopisów, klawiszy klawiatury i przepalonych diod – stały się ciekawymi elementami wiszącymi kolczyków, a mechanizm od zegarka stał się zwracającą na siebie uwagę broszką.  

Upcycling sięga dalej – można znaleźć wśród artystów zachodniej Europy pomysły na zagospodarowanie np. wytłoczek na jajka jako siedziska, kawałki zrecyklingowanych plastikowych elementów budujących konstrukcje fotela czy też szafki i półki z wycinanych fragmentów kontenerów, w których kiedyś przewożono towary.

Może to nowy trend, może przedmioty z odzysku są chwilową modą, a może po prostu zaczynamy sobie zdawać w końcu sprawę, że możemy się pogubić i zasypać w tej ogromnej ilości odpadów i w naszych – niekoniecznie ekologicznych – konsumenckich zachowaniach.

 

  pwd. Magdalena Noszczyk – komendantka Krakowskiego Harcerskiego Kręgu Akademickiego "Diablak".   Pracuje w organizacji ekologicznej Polska Zielona Sieć promując zrównoważoną i odpowiedzialną konsumpcję, studiuje na Uniwersytecie Rolniczym, lubi międzynarodowe spotkania skautowe, kreatywne sposoby na spędzanie wolnego czasu i kawę Fairtrade.