Wyczynowe wędrownictwo

Instruktorski Trop / Justyna Golitz / 11.11.2008

Późny wieczór. Grupa wędrowników z Hufca Łódź – Górna bierze udział w warsztatach wędrowniczych. To ich ostatnie zajęcia, więc są już trochę zmęczeni. Wysiłek intelektualny przychodzi im z trudem. I nagle pada pytanie…

Czym dla wędrownika jest wyczyn?

Nasuwa się mnóstwo definicji i odpowiedzi. Jedna zapada mi głęboko w pamięć: „Wyczyny jako zbiory chwil nieprzystających do codzienności. Dla niektórych jest to wędrówka, dla innych realizacja planów edukacyjnych. Istota leży bowiem nie w tym, żeby mieć wspomnienie, ale żeby na jego podstawie udało się sformułować istotne dla naszej przyszłości wnioski.” Te „nasze” wyczyny –  każdy interpretuje je po swojemu. Jedno jest pewne, wyczyn to wyzwanie, które stoi na granicy naszych możliwości. To zadanie często bardzo trudne do zrealizowania. Dlaczego więc podejmujemy się wyczynów? Co nam – wędrownikom, ale przede wszystkim ludziom dają? Czego uczą? Znacie odpowiedź na te pytania, nieraz przecież każdy z Was czuł tę satysfakcję, gdy kolejny cel, kolejne Wasze marzenie zostało zrealizowane.

My, wędrownicy, z wyczynem spotykamy się już podczas realizacji próby wędrowniczej. Jedno z wymagań na naramiennik wędrowniczy jest zazwyczaj poświęcone właśnie temu zagadnieniu: „wykona choć jedno zadanie o charakterze wyczynu.” Z pozoru proste, ale dla harcerza starszego, który wkracza w wędrownictwo wybranie odpowiedniego wyczynu może być trudnym zadaniem. Pamiętajmy, że nikt prócz nas samych z wyczynu nie będzie nas rozliczał. Oczywiście są zadania, które da się „namacalnie” zweryfikować w postaci zaświadczenia, czy innego świstka papieru, ale często nasze zadania o charakterze wyczynu to próby, które są rozliczane przez nas samych. Najważniejsze to, by podejść do próby wędrowniczej w sposób poważny, przemyśleć kolejne wymagania, poprosić o pomoc, a najlepiej wybrać opiekuna próby, który zawsze pomoże w patowej sytuacji.

Ale wyczyny to przecież nie tylko zadania, które stawia przed nami harcerstwo. To przede wszystkim wyzwania, którymi musimy sprostać w naszym codziennym życiu: olimpiada z polskiego, kursy językowe, maraton matematyczny, kurs prawa jazdy, treningi sportowe to tylko namiastka tego z czym każdy z nas musi się zmierzyć każdego dnia. Wyczyny to również walka z codziennymi słabościami: notoryczne spóźnianie się na wykłady, odkładanie obowiązków na rzecz przyjemności, jedzenie słodyczy w niezdrowym nadmiarze, mogłabym tak wymieniać… I pamiętajmy, że wyczyny są naszymi wyzwaniami, bowiem każdy z nas jest indywidualnością. Każdy ma swoją własną granicę możliwości. I nie mówię tutaj o zadaniach typowo fizycznych, ale przede wszystkim o zmaganiach ducha i umysłu. Wyczyn to nasza walka z tym co dla nas trudne; dla jednych jest to wyjazd na ekstremalny rajd, a dla drugich opanowanie tremy podczas publicznych wystąpień. Pamiętajmy również, że realizacja wyczynu z próby wędrowniczej to początek naszej drogi, a nie koniec. Jako prawdziwi wędrownicy powinniśmy pracować nad sobą nieustannie, szukając coraz to nowych wyzwań. Dlaczego?

Zadania, które możemy podejmować, wyczyny, z którymi chcemy się zmierzyć kształtują nasz charakter i osobowość, niwelując to co chcieliśmy zwalczyć, czy poprawić. Nic tak nie działa budująco, jak dobrze wykonane zadanie, które docenimy zarówno my sami, a jeśli dodatkowo pochwalą nas inni, to czujemy, że to faktycznie miało sens. Dlatego tak ważne jest, aby po zakończeniu próby wędrowniczej szukać dla siebie nowych zadań, dalej pracować nad sobą, doskonalić się i rozwijać, i to nie tylko w tym, czym jesteśmy faktycznie dobrzy, ale poszukać kierunków i dziedzin, w których zawsze chcieliśmy się sprawdzić, ale uważaliśmy, że sobie z tym nie poradzimy. Pomyślcie jaką odczujecie satysfakcję, gdy Wam się uda!

Nie stójmy w miejscu, nie bójmy się nowych funkcji w ZHP, możliwości awansu w pracy, kierowania szkolnym projektem, czy poprowadzenia wykładu na studiach. Pracujmy tak, jak powinni pracować wędrownicy! A jak nawet czasami się coś nie uda, to ważne, że spróbowaliśmy i teraz wiemy, na ile nas stać. Niezależnie więc od wyniku zadania, wzbogaci nas ono o pewne doświadczenie, da satysfakcję ze sprostania wyzwaniu lub poznania swoich możliwości. Niemniej jednak niezwykle istotne jest, by dołożyć wszelkich starań, by zadanie zostało zrealizowane. Wyczyn ma udowodnić, że jesteśmy w stanie pokonać własne słabości i realizować założone cele.

Jak na nas, wędrowników wpływają wyczyny, co nam dają? To pytanie zadałam wędrownikom z mojego namiestnictwa. Przeczytajcie sami, jak oni wspominają swój pierwszy wyczyn:

Zacznijmy od Asi, która jest, jak sama mawia, „wędrowniczką z krwi i kości”. Swoją harcerską przygodę rozpoczęła bowiem będąc już w gimnazjum. Trafiła do grona wędrowników, którzy znali się jeszcze z drużyny harcerskiej. Mimo iż grupa wydawała się przyjazna, to aby znaleźć sobie w niej miejsce, nie wystarczała sama obecność. Asia dobrze o tym wiedziała, dlatego… stojąc pod zamkiem w Chęcinach miała łzy w oczach. Za nią i jej drużyną były trzy dni wędrowania i obcowania z Górami Świętokrzyskimi. Jej wyczyn na „naramiennik”. Sama wyznaczyła trasę, sprawdziła pociągi i zarezerwowała nocleg. Teraz wyprawa dobiegała końca. Przed nią najważniejszy moment całego weekendowego wyjazdu. Naramiennik wędrowniczy – symbol wyczynu, samorealizacji i  pracy nad sobą. Wiele wspomnień, zdjęć i anegdot… Lecz to nie był tylko kolejny element scalający środowisko, ale jeden z najważniejszych momentów jej wędrowniczej drogi…

– Naszym wyczynem było pojechanie na Wędrowniczą Watrę – mówi Wiktor. – I było to niezwykle ciężkie doświadczenie, a zaczęło się od samego początku, czyli od przygotowań – już samo przekonanie ludzi okazało się niełatwe. I tak od października trwały zmagania z niełatwymi wyborami, a skończyło się na tym, że zdecydowali się na najtrudniejszą trasę. – Szliśmy  od samego rana w błocie, w deszczu, wprawdzie z jedzeniem… za to w mokrych plecakach. Udało nam się zwiedzić dom Majora Ponurego, co było dla nas bardzo ważne. W końcu doszliśmy i już wtedy wiedzieliśmy, że było warto.

Wojtek powędrował samotnie… w góry. Wśród zieleni łąk i śpiewu ptaków przemierzył Beskid Sądecki, Pieniny, by dotrzeć do podnóża Tatr. Nie stawiał sobie za cel realizacji punktu próby, po prostu szedł i odpoczywał od codziennych trosk.  Pojechał tam i wrócił, a życie toczyło się dalej. Czy się wzbogacił? Co do tego nie ma wątpliwości – pozwolił sobie bowiem na to, by wiatr świeżości rozwiał mu skłębione myśli. Odetchnął więc z ulgą bo wiedział, że skoro mu się udało, może wędrować dalej i z optymizmem patrzeć w przyszłość…

Wyczyny – każdy jest inny, ale każdy tak samo dobry.  Asia, Wiktor i Wojtek wiedzą, że nic  tak nie uczy jak nowe wyzwania. Z perspektywy czasu, te wyczyny już nie są takie trudne jak się im wydawało, gdy zaczynali ich realizację, ale wspomnienia o nich pozostały głęboko w sercu. A teraz czas na nowe…„Bądź niczym bijące źródło, nie zaś jak staw, w którym zawsze stoi ta sama woda.” Nie zamykajmy
się na nowe cele, nowe marzenia i kolejne wyzwania. One bowiem nas rozwijają i uczą, jak przezwyciężać swoje słabości i wady. Bądźmy źródłem, a nie stawem! Sprawmy, aby wędrownictwo stało się WYCZYNowe!

Justyna Golitz - namiestniczka wędrownicza hufca Łódź - Górna, zastępca Komendanta Szczepu Harcerskiego „Skrzydło” ds. programowych. Studentka IV roku Ochrony Środowiska na Wydziale Biotechnologii i Nauk o Żywności Politechniki Łódzkiej. Jej zainteresowania to dobra książka, kino, teatr, gra w tenisa ziemnego, górskie wędrówki.