Niełatwo jest odejść
O odejściu z harcerstwa poważnie myślałam trzy razy. To dużo, jak na niespełna dziewięć lat w organizacji. Zawsze jednak znajdowałam powody, by do tego nie doszło.
Podejrzewam, że wielu z nas, instruktorów i wędrowników, myślało kiedyś o odejściu z ZHP. Oczywiście nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie – jeśli harcerz stwierdzi, iż nadszedł czas na pójście inną drogą, otwórzmy przed nim wrota. Niech idzie dalej, mając w pamięci stare, dobre, harcerskie czasy, przyjaciół, przygody, wartości i umiejętności.
Inaczej jest w przypadku, gdy harcerz lub instruktor odchodzi, nie chcąc tego. Czuje się wypalony, zniechęcony, zdemotywowany, pominięty… Ważne jest, by zatroszczyć się wówczas o taką osobę. Jednak warto pamiętać, że wiele zależy od nas samych – my możemy podjąć inicjatywę i wyjść w świat. Bierność nie jest wpisana w charakter harcerza.
Lubię zmiany i lubię wyzwania. Lubię mieć wsparcie i lubię czuć zrozumienie. Lubię być doceniana i zmotywowana. Macie podobnie? Właśnie brak tych elementów był przyczyną moich myśli o odejściu. Do tego wszystkiego dochodziły zmęczenie, znużenie i strach przed trudnymi zadaniami. W tym okresie pojawiły się w mojej głowie bardzo intensywne pomysły na życie bez harcerstwa. Obserwowałam ludzi, którzy opuścili szeregi ZHP, nawet jako instruktorzy ze sporym bagażem sukcesów i doświadczeń i, o dziwo, zauważyłam, że… żyją i są szczęśliwi. To było odkrywcze.
W myślach pisałam scenariusze życia poza harcerstwem. Zrozumiałam, iż mogę realizować punkty Prawa i Przyrzeczenia Harcerskiego nawet bez munduru. Wierzyłam, że w końcu będę miała więcej czasu na pasje, naukę, nieharcerskich przyjaciół, ukochanego, rodzinę, pracę, inną działalność, odpoczynek… Guzik! Piękne pomysły przyćmiewała perspektywa okropnej pustki. Pomyślałam, że na dzień dzisiejszy nie jestem na to gotowa i chcę coś jeszcze zrobić w organizacji. Coś mnie jeszcze tu trzyma, więc po co robić w tył zwrot?
Postanowiłam nie czekać biernie na przebieg wydarzeń i czyjąkolwiek pomocną dłoń. Wzięłam sprawy w swoje ręce, zmieniłam hufiec, otworzyłam próbę podharcmistrzowską, podjęłam nowe wyzwania i funkcje. Myśl o odejściu nie wywietrzała zupełnie, lecz przesunęła się w czasie: „Jeszcze poczekam z rok, dwa, zobaczę, co się stanie dalej”. Dałam sobie drugą szansę, choć znam wielu harcerzy, którzy tego nie zrobili i obecnie żałują swojej decyzji.
Oczywiście powyższy wywód nie czyni mnie bohaterką. Chcę Wam pokazać, że warto czasem zawalczyć o siebie, by nie żałować pochopnych decyzji. W podobnych wypadkach lepiej działać, niż zastanawiać się nad sensem lub bezsensem członkostwa w organizacji. Ile lat trwasz bez żadnej funkcji, choć mogłabyś/mógłbyś podjąć się jakiegoś, choćby drobnego zadania w hufcu lub drużynie? Kiedy ostatni raz odpoczywałaś/eś od harcerstwa? Dlaczego od pięciu czy dziesięciu lat nadal nosisz granatową podkładkę, mimo że spokojnie stać Cię na więcej? A może zawsze marzyłeś o zdobyciu jakiejś odznaki, lecz nigdy nie podjęłaś/ąłeś inicjatywy? Wszystkie te działania wymagają nieco odwagi, wytrwałości i pracy, ale przynoszą niezwykłą satysfakcję. Poza tym – nie czyńmy harcerstwa byle jakim.
Tekst został napisany przez jednego z czytelników, do istniejącego wcześniej działu „Na Próbę”.
Agnieszka Bąder - studentka, działaczka społeczna, dziennikarka, korespondentka. Instruktorka, była drużynowa wędrownicza, członek rady kręgu akademickiego, sekcyjna sekcji turystycznej, programowiec. Ukochana, przyjaciółka, idealistka, marzycielka, optymistka, siłaczka, długodystansowiec.