Magdalena w furze
Marzyła o nim szczególnie.. Dla niej było czymś więcej niż tylko zalaminowanym kawałkiem plastiku ze zdjęciem. Dla niej było symbolem.. I wiedziała, że musi je zdobyć, wiedziała, że wypełniona niepodważalnymi zasadami, droga do niego będzie trudna i pełna niebezpieczeństw..
Epizod I
Było ciepłe, jesienne popołudnie w mieście pamiętającym czasy Piastów, nadwarciańskim grodzie, który wiele już widział i wiele przetrwał (min. potop szwedzki i rozwiązanie chóru „Polskie Słowiki”). Przechodnie z minami, które wskazywały na to, że nie zawsze są świadomi historii ziemi po, której właśnie stąpają, omijali bez większych refleksji kolejne wystawy sklepowe krzyczące do nich kolorowymi ofertami wyprzedaży, zaglądając w witryny tylko dlatego, że dobrze umyte szyby ukazywały odbicia ich znudzonych twarzy…Zegarek na ręce pryszczatego sprzedawcy w pobliskiej restauracji McDonald’s pokazywał, że lada moment… już za chwilę… NADEJDZIE… nikt się tego nie spodziewał.. to wykraczało poza wyobrażenia większości z NICH…
Gdy ta niepozorna istota wyłoniła się z czeluści podziemnego tunelu, nadal nikt nie podejrzewał, jak się TO zakończy. Jej blond włosy delikatnie połyskiwały w promieniach słońca, a neon hotelu Merkury rzucał cień na prawy pas jezdni.. swym błyskotliwym spojrzeniem szybko odszukała JEGO. Taaak jest czerwony i ma wypustki.. hmmm, tak jak się spodziewałam- pomyślała. I szybkim, pełnym gracji krokiem przemierzyła odcinek dzielący ich DWOJE.. (biorąc pod uwagę kąt nachylenia ziemi względem słońca, długość wektora prędkości niepodkutego mustanga, ilość KJ (kilodżuli) energii wykorzystanych przez płonącą żyrafę, stopień zużycia podeszw jej butów i ich tarcie o płyty chodnikowe z betonu klasy CDX290 – było to jakieś 20m). Bez skrępowania podeszła od strony maski i przejechała dłonią po jego gładkiej nagrzanej od ostatnich promyków ciepła, powierzchni. Jak zwykle delikatnie spóźniona zrozumiała, że to czas by zaczynać. Nadeszła nowa era i miała ona zmienić jej dotychczasowe życie… Moment, który trwale odwróci historię motoryzacji, a data 9 listopada roku pańskiego 2006 odnotowywana będzie w podręcznikach historii po wsze czasy. Zgasił papierosa, a jego kryptonim „Pan Leszek” wrył się na zawsze w jej pamięć.
Nieee, nie tak od razu pozwolił jej wziąć stery i panować nad przyszłością jego istnienia.. Gdy, ruszał poczuła delikatne wibracje i siłę 150 dzikich koni nacierających z impetem w stronę nieprzetartych chaszczy i wyklętych zakątków metropolii. Świadkiem jej debiutu i pierwszego dotyku kierownicy był już tylko zapomniany dukt, pożółkłe liście i ogołocone drzewa wspominające ostatnie dni lata (noo może jeszcze pan wysiadający z innego samochodu, którego drzwi o mały włos nie zostały urwane przez jakże jeszcze niedoświadczonego adepta, byłaby to pierwsza i nader chwalebna ofiara złożona na ołtarzu automobilizmu).
Nauka przychodziła jej z łatwością, gdyż chłonna była jak gąbka, a także rządna wiedzy i panowania nad jego monstrualnym cielskiem. Gdy jej stropy zaczęły z łatwością odnajdywać przypisane im miejsca, gdy wiedziała jakie przyciski, w jaki sposób i z jaką intensywnością należy nadusić by wszystko działało się po jej myśli, kiedy dłonie odnajdywały z wyczuciem należytą pozycję drążka i potrafiły nadać mu odpowiednich obrotów, a uszy wychwytywały najmniejsze szumy informujące o potrzebie redukcji, i zarazem rozpoznawały klasyczny dźwięk utworu Bacha płynącego z komórki „pana Leszka” gdy dobijał się do niego następny „niewtajemniczony”, oraz nuty modnego przeboju Mandaryny płynącego z głośnika.
Rozpoczęło się to na co czekała, chwila skupienia, kilka sprawnych ruchów, szybkie reakcje, refleks wystawiony na próbę jednak nie zawiódł, trafiła tam gdzie mogła zmierzyć się z konkurencją, zwieńczeniem całej niebezpiecznej wyprawy było przemierzenie głównego miejskiego traktu, w oknach monumentalnego zamku widziała tłum- tłum uśmiechniętych twarzy dopingujących ją na finiszu, ludzi skandujących na ulicy jej imię, gapiów wchodzących pod koła i zaciekawionych właścicieli budek z kurczakami, których siecią będzie w przyszłości zarządzać. Dokonała TEGO choć nikt w nią nie wierzył, wykazała się wielką siłą charakteru i pokazała, IM kto tak naprawdę rządzi w mieście..
Po skończonej misji, sama jakby we śnie, wracała przedzierając się przez ludzkie masy, nie dowierzając jak wiele dokonała. Brnęła zmęczona do domu i widziała podziw na twarzach przechodniów… i tych którzy ośmielili się wątpić, kosmyk jej włosów pachnących dymem z papierosa spadł na jej czoło i to właśnie wtedy poczuła słodki smak zwycięstwa.
Było to jednak dopiero pierwsze zwycięstwo, które odniosła w straszliwej serii batalii, które jeszcze przyjdzie jej stoczyć… Bądź czujny…W kolejnym numerze, następna relacja z pola bitwy z przytłaczającą technologią ukryta pod niewinną maską czerwonego Grande Punto. Nie przegap…