Takie trochę żebractwo

Archiwum / 26.11.2006

Gdy w jednym ze swoich poprzednich felietonów Ewa Wozińska napisała o „faceciku w mundurze pakującym jej zakupy w markecie” w komentarzach pod tekstem podniosły się głosy krytyki i oburzenia. Co w tym złego, że drużyna chce zarabiać? Ano niekiedy złe tkwi także i w tym.



pwd. Filip Springer


Na podstawie wniosków wyciągniętych z wielu rozmów z ludźmi którzy z ZHP nie mieli absolutnie żadnego związku można by uznać, że organizacja nasza jest przedsiębiorstwem wielobranżowym, które poszukuje wykwalifikowanych pracowników trzech zawodów – stacz podpomnikowy, pakowacz marketowy oraz zniczarz listopadnik. Kłuje niemiłosiernie tak niesprawiedliwa ocena ale sami na nią intensywnie pracujemy. Żadna praca nie hańbi ale podejmując się jakiegoś zajęcia w harcerskim mundurze musimy mieć świadomość jaki skutek będzie ono miało na wizerunek całej organizacji.


Po co pracujemy

Fundamentalnym pytaniem jakie powinien zadać sobie każdy drużynowy przed rozpoczęciem akcji zarobkowej drużyny jest owo sakramentalne „po co?”. Dlaczego drużyna wędrownicza ma pozyskiwać dla siebie środki? Czy naprawdę chodzi tylko o to by wyposażyć się od stóp do głów w równe polary, spodnie, buty, plecaki i namioty? Owszem efekt daje to niezły ale czy podejmując wspólny wysiłek tylko dla takich celów nie marnujemy energii i zaangażowania wędrowników? Oczywiście marnujemy. Powiem więcej. Umyka nam z oczu cel o wiele ważniejszy. Wspólne pozyskiwanie przez drużynę środków ma bowiem nauczyć jej członków ekonomicznej samodzielności. W świecie w którym coraz większą rolę odgrywa pieniądz musimy nauczyć się obracać także nim, musimy wiedzieć, że bez niego możemy znacznie mniej. Nie wolno nam oczywiście zapomnieć, że to nie on jest najważniejszy. Jeśli jednak mamy wychować wędrowników na sprawnych i aktywnych członków społeczeństwa tego aspektu jego funkcjonowania nie wolno nam pominąć.


Od czego zacząć

O wiele łatwiej będzie nam zorganizować akcję zarobkową jeśli jasno ustalimy sobie cel na jaki chcemy pozyskać pieniądze oraz skalę naszego przedsięwzięcia. Jeśli bowiem wszyscy będziemy wiedzieli na co zarabiamy to wizja tego celu będzie dodawała nam energii do działania. Organizowanie akcji zarobkowej z założeniem – „zaróbmy ile się da, a potem zobaczymy na co wydać” jest obarczone ryzykiem, że członkowie naszej drużyny nie zaangażują się w nią w odpowiednim stopniu oraz, że jej rezultat zostanie zmarnowany. Poza tym konieczne jest określenie sobie tego ile tak naprawdę chcemy zebrać. To pozwoli nam zweryfikować nie tylko powodzenie przedsięwzięcia ale także to czy konkretne działania są wystarczająco wydajne, czy może trzeba poszukać innego, lepszego sposobu pozyskiwania środków. Kiedyś założyliśmy w mojej drużynie, że w ramach szybkiej akcji zarobkowej chcemy zarobić 300 złotych. Najpierw jednak zgodziliśmy się, że zarobimy te pieniądze roznosząc ulotki. Dopiero gdy ktoś policzył ile byśmy musieli roznieść tych ulotek żeby zarobić te 300 złotych doszliśmy do wniosku, że nasz wysiłek byłby niewspółmierny do odniesionych zysków. To ważne by realnie podchodzić do tego zagadnienia. Nietrudno bowiem sobie wyobrazić to jak bardzo spada motywacja do pracy kogoś kto roznosząc przez cały dzień ulotki wie, że drużyna będzie z tego miała mały procent założonej przed akcją sumy docelowej.

Żebractwo czy zarobek

Nie sposób opisać wszystkich potencjalnych sposobów pozyskiwania środków które mogą wykorzystywać harcerze. O wiele bardziej istotne jest jednak podkreślenie zagrożeń jakie czyhają na drużyny myślące o akcji zarobkowej. Głowę dam, że gdy zapytacie swoich wędrowników o to jak można by pozyskać kasę jedną z pierwszych propozycji będzie pakowanie zakupów w supermarketach. Pomysł prosty, stosunkowo nowy i jak dowodzi doświadczenie całkiem opłacalny, ale tylko z finansowego punktu widzenia. Sam pamiętam, że będąc drużynowym rozpatrywałem z drużyną możliwość takiej formy zarobkowania. I już mieliśmy nawet załatwiony market, już rozpisany harmonogram dyżurów( a wbić się do kas w jakimkolwiek poznańskim markecie nie jest łatwo- zajęte przez harcerzy na trzy miesiące do przodu). I pewnego razu na zbiórce poprzedzającej akcję ktoś mruknął, że „to wioska z tym marketem”, ktoś inny, że „takie sobie trochę żebractwo”. I pomysł upadł- przez co drużynowa kasa świeciła trochę dłużej pustkami, nikt jednak nie miał sobie nic do zarzucenia.


Dlaczego nie market

Jeżeli wyjdziemy z założenia, że podejmujemy się akcji zarobkowych nie tylko dla pieniędzy ale także dla wyrabiania w wędrownikach samodzielności ekonomicznej i szacunku do pracy to łatwo dojdziemy do wniosku, że akcja pakowania zakupów nieco się mija z tą ideą. Umówmy się bowiem, że harcerz stojący przy kasie i przechwytujący do foliowych worków wszystkie zakupione przez klientelę dobra nie jest elementem niezbędnym do funkcjonowania marketu. Klientela doskonale sobie poradzi bez harcerza, taniej ją to wyjdzie. Zawsze gdy robię zakupy w markecie i widzę harcerzy odnoszę wrażenie, że oni pakują te zakupy tylko dlatego, że głupio im stanąć po prostu z tą puszką i kartką na szyi „zbieramy na obóz”. Muszą „coś robić” by otrzymać za tą „pracę” wynagrodzenie.


Nie tylko kasa

Skutki jakie pociąga za  sobą taki stan rzeczy mogą być dramatyczne. Z jednej strony odzywają się głosy, że „dzieci pracują w marketach- i to w dodatku są harcerze”. Z drugiej społeczeństwo zaczyna kojarzyć naszą organizację jako podwykonawcę wynajętego przez duże sieci handlowe. Wreszcie, sami harcerze zaczynają się zachłystywać tym, że za ogłupiającą i w dużym stopniu bezsensowną pracę otrzymują niezły zarobek. Zgroza jeśli zechcą taki wzorzec przełożyć na swoje prywatne życie(i tu docieramy do problemu Gaudentego Jelonka z poprzedniego mojego felietonu, za który niektórzy nienawidzą mnie już pewnie szczerą nienawiścią).
 Znam środowisko, które sztukę pakowania w marketach opanowało do perfekcji, zarabiają na tym niesamowite pieniądze ale…praca metodyczna u nich leży, celem działania drużyny jest tylko i wyłącznie pozyskiwanie gotówki. Z „urobek” wyjeżdżają niekiedy na zimowisko, podczas którego śpią w luksusowych pensjonatach. To jest fakt, nie fikcja- oczywiście skrajność ale dobra by zobrazować niebezpieczeństwo jakie czyha na tych, którzy bezrefleksyjnie podchodzą do sprawy pozyskiwania przez drużynę środków.


Cóż więc robić?

Jeśli mamy silną świadomość celów jakie przyświecają akcji zarobkowej w drużynie wędrowniczej łatwo uda nam się wyeliminować te sposoby za
rabiania pieniędzy, które są z nimi po prostu sprzeczne. Zajęcie jakiego się podejmiecie nie może zniechęcać Was do pracy w ogóle. Poza tym nie chodzi o to by pracować, chodzi o to by pracować i coś z tego mieć. Dobrze więc jeśli wiecie jak bardzo możecie się dla tej akcji poświęcić i ile chcecie na niej zyskać. Miejcie jednak na względzie to, że to drużyny są na pierwszej  linii frontu walki o wizerunek ZHP w społeczeństwie. Podejmując się prac bezsensownych czy broń Boże dwuznacznych z moralnego punktu widzenia dokonujecie szkód niewspółmiernie większych niż zyski jakie z nich wynikną.  Jeśli na pierwszej linii coś pójdzie nie tak odwody mogą mieć problem by naprawić sytuację. Bo przecież liczy się nie tylko kasa.


pwd.Filip Springer – redaktor naczelny Na Tropie, szef zespołu promocji Wyprawy Wędrowniczej 2007, były drużynowy 79 Poznańskiej Drużyny Harcerskiej „Wilki”. Dziennikarz i fotoreporter Polskiej Agencji Fotografów FORUM i Głosu Wielkopolskiego.