Kofifi – dla dzieci, ich rodziców i dla mnie
Któregoś pięknego dnia Ola zaproponowała mi spotkanie. Miało być bardzo zuchowo, ale nie spodziewałam się, że do tego stopnia.
Jest na warszawskim Żoliborzu taki miły park dla dzieciaków, a zaraz obok niewinnie bije fioletem kawiarenka. To właśnie tam zabrała mnie Ola. Zupełnie nie byłam gotowa na taki widok. Wyobraźcie sobie: cała lada wielkich słoików z żelkami, lizakami i (co najważniejsze) z gumą arbuzową!
Zamówiłyśmy więc kawę a do niej, z miną znawcy, wybrałam syrop pistacjowy i kilka lizaków z „Muminkami”. Nie pomyliłam się. Idealne połączenie. W Kofifi jest mnóstwo syropów, ale nie jest mi dane sprawdzić jak smakują. Zawsze wygrywa pistacjowy. Poza kawą i lizakami jest tu mnóstwo fajowych rzeczy. Dla osób o delikatnym podniebieniu – mleko z syropem, dla łasuchów – domowe ciastko, dla indywidualistów – jakieś sto rodzajów żelków (polecam truskaweczki – faworyt jednej z kelnerek), a dla głodomorów po prostu kanapki. Raj dla dzieci – mnóstwo zabawek i tajemnicze piętro ze wstępem tylko dla nich – żadnych rodziców! Okropnie żałuję, że nie mogę go tu opisać, ale nigdy tam nie byłam z wiadomych przyczyn.
Można tu też poczytać trochę literatury dziecięcej i nabyć zabawki Kalimby (zaprojektowane przez Natkę Luniak) oraz książeczki w sklepiku obok. Gorąco polecam zwierzakowe pacynki.
Odnajduję w tym miejscu inspirację jako zuchowiec.
Dzieci, które przychodzą do Kofifi, są o dziwo w miarę grzeczne, więc można w spokoju porozmawiać. Pod warunkiem, że obsługa (zresztą przemiła) nie śpiewa właśnie francuskich piosenek przy mopie. Jedynym mankamentem są dość wysokie ceny, typowo warszawskie (duże latte z syropem – 11 zł). Ale wszystko rekompensuje wielka zebra w łazience.
Jest tu kameralnie, słodko i miło (nie przychodzić z drużyną!). I czego chcieć więcej?
Polecamy także młodym rodzicom. W końcu i tacy się znajdą w wieku wędrowniczym :)