Nie licz na ZHP
Ewa Wozińska
Nie wątpiąc, że akurat Asia potrafi dokonać tego wszystkiego, zaczęłam zastanawiać się, jakie praktyczne umiejętności ja oraz moi znajomi wynieśliśmy z czasów harcerskich. Podkreślam od razu, że chodzi mi o „praktyczne umiejętności”, bo jak wiadomo w organizacji można nauczyć się wielu szalonych rzeczy, o których wiedzy nie uzyskalibyśmy gdzie indziej. Ale czy naprawdę, jak to się czasem chętnie podkreśla, to właśnie na obozie nauczyliście się prać/gotować/ szyć/wykonywać prace stolarskie/itp./itd.? Im więcej myślę, tym bardziej mi się wydaje, że drużyny ZHP są trochę jak hiszpańska oberża: najesz się tylko tym, co sam sobie przyniesiesz. Innymi słowy, to nie harcerstwo uczy samodzielności, choć jest to jeden ze sloganów, do którego powtarzania przywykliśmy.
Pogadanki
Owszem organizacja dostarczy Ci przygód, dobrej zabawy, pokaże rzeczy nietypowe, wszystkie te liny, bunkry i spadochrony, ale jeśli chodzi o codzienne czynności, raczej nie licz na ZHP. Z zajęć teoretycznych na zbiórkach pamiętam co najwyżej pogadanki o chlubnej historii skautingu polskiego i pierwszej pomocy. Żadnego klecenia karmników dla sikorek, które uskuteczniają zuchy w książeczkach. Podobnie obozy. Czy Wy naprawdę sami budujecie sobie łóżka (mam nadzieję, że nie, bo to bardzo nieekologiczne) czy raczej czekają już na Was kanadyjki lub karimaty? Stawiacie sami kuchnie obozowe i latryny – to chyba już nie te czasy, co?
Koronki i paprotki
Umiejętności praktyczne powinno się uzyskiwać wypełniając zadania z karty próby. Zwykle jednak jest w nich tyle punktów, że zamiast naprawdę czegoś się porządnie nauczyć, biedni druhowie wymyślają najdziwaczniejsze rzeczy do wykonania. Mój kumpel, skądinąd bardzo zaangażowany harcersko, biegał do cioci, żeby wyhaftowała mu koronki. Inny pożyczał od znajomego paproć, bo drużynowy przychodził z wizytacją, zobaczyć czy hoduje roślinkę, tak jak to wpisał na karcie.
Banany na obiad
Najstraszniej robi mi się jednak, gdy przypomnę sobie własne obozowe wyczyny kulinarne. Co gorsza, boję się, że żenującą zupę na smalcu (bo zgubiliśmy gdzieś żeberka, potem okazało się, że wpadły za lodówkę), która wyglądała jak średniowieczna breja z kaszy, mogą pamiętać też inni. Choć nie tak, jak anegdotyczną wyprawę po mięso na obiad dla całej drużyny, z której, gdy rzeźnik był zamknięty, powróciłam z kiściami bananów. Bo wydawało mi się, że banany mają dużo kalorii… Obiad na 100 osób? Ja mam trudności z ugotowaniem go dla jednej. Zbić samodzielnie półkę? Prędzej zbiłabym sobie palce. Osobiście opuściłam harcerstwo jako ta sama życiowa ofiara losu, która się do niego zapisywała.
A Ty, czego Ciebie nauczyło harcerstwo?