Słabszy partner
W wielu środowiskach harcerskich panuje przekonanie, że harcerz za żadne grzechy nie powinien plugawić swojej panterki czy namiotu przyklejeniem reklamy. Tak robią tylko komercyjni sprzedawczycy, a do tych przecież każdemu prawdziwemu wędrownikowi daleko.
pwd. Filip Springer
Przekonanie to bierze się najprawdopodobniej z utopijnej wizji ZHP jako organizacji, której się należy bo ona wychowuje. Przyjmujemy w nasze szeregi dzieciaki, staramy się z nich zrobić ludzi, sami nic z tego nie mamy, nie zarabiamy na tym, ot po prostu takie z nas świry, które chcą by na świecie było trochę lepiej. Skoro więc jesteśmy tacy wspaniałomyślni to wręcz nietaktem byłoby oczekiwanie wdzięczności za przekazane nam dary. A tym bardziej wymaganie czegoś tak „szalenie nieharcerskiego” jak reklama.(autentyczne słowa).
Niestety zderzenie tej wizji z realiami powoduje, ze środowiska tkwiące w takim przekonaniu cierpią na permanentną niemoc. Brak środków paraliżuje bowiem ich działania. Czas więc chyba zastanowić się nad takim podejściem do zagadnień sponsoringu, w którym stajemy się partnerem dla potencjalnego sponsora. Jak możemy tego dokonać?
Przede wszystkim powinniśmy wiedzieć co chcemy zrobić. A jeśli już to wymyślimy sprawdźmy czy nasz pomysł zainteresuje kogokolwiek spoza ZHP. Czy jest spektakularny, widowiskowy. Czy łatwo się sprzeda w mediach? Czy jego założenia nie odbiegając od harcerskich ideałów będą czytelne i zrozumiałe dla „cywilów”. Jeśli odpowiedź na wszystkie te pytania jest pozytywna możemy zacząć rozglądać się za kimś kto z chęcią nam w tym pomoże. A dlaczego pomoże? Bo oprócz tej „satysfakcji z pomocy harcerzom” na którą się wszyscy powołujemy w rozmowach z ofiarodawcami, będzie wiedział, że na pewno na tym nie straci. A być może zyska.
Jeśli natomiast odpowiedź na jakiekolwiek z tych pytań jest negatywna to może warto zastanowić się nad zmianami. To kolejny mit w jakim tkwią harcerze. „Niczego nie zmieniamy dla kasy”. A szkoda, bo niekiedy drobna korekta, przeniesienie imprezy z obrzeży miasta do jego centrum powoduje, że sponsorzy nagle się znajdują.
Ta „satysfakcja z pomocy harcerzom” jest jednym z naszych głównych problemów. Oto bowiem jest sobie w mieście X sklep turystyczny XYZ, do którego średnio co miesiąc przychodzą harcerze z prośbą o sponsoring ich rajdu, gry czy Bóg wie jeden czego. Nawet jeśli odpowie tylko na niewielką część tych próśb to poziom jego satysfakcji z pomocy ZHP(oferowanej przez wszystkich organizatorów) będzie tak wysoki, że po roku nie będzie chciało mu się pomagać następnym. Przecież będzie „usatysfakcjonowany”. Satysfakcja będzie mu się uszami wylewać.
To oczywiście ironia ale mająca na celu podkreślić, że oprócz tej sakramentalnej formuły na końcu każdego pisma powinniśmy sponsorowi zaoferować konkretne warunki. Musi on wiedzieć ile osób bierze w imprezie, ile będzie ją oglądało i jakie media się nią zainteresowały.
To oczywiście ironia ale mająca na celu podkreślić, że oprócz tej sakramentalnej formuły na końcu każdego pisma powinniśmy sponsorowi zaoferować konkretne warunki. Musi on wiedzieć ile osób bierze w imprezie, ile będzie ją oglądało i jakie media się nią zainteresowały.
Przyglądając się najlepszej ostatnio imprezie harcerskiej na jakiej miałem okazję być- rajdowi Wędrownicze Wyzwanie 2006 projektu NonStop Adventure łatwo odkryć tajemnicę sukcesu, także finansowego tej imprezy. Logotypy sponsorów były tam na mapach, banerach , numerach startowych i koszulkach. I wiem z jaką pieczołowitością organizatorzy dbali o sponsorów, jak szybko logo kolejnych firm i instytucji pojawiały się na stronie internetowej. To budzi szacunek, a także powoduje, że sponsor przestaje nas traktować jak dzieciaki w krótkich spodenkach. Powoli stajemy się dla niego partnerami, którzy wiedzą czego chcą i o czym mówią.
Właśnie tego profesjonalnego, poważnego podejścia brakuje nam chyba najbardziej we współpracy, przede wszystkim drużyn i szczepów ze sponsorami. Nie staramy się zrobić na nich dobrego wrażenia, chcemy raczej wyprosić wsparcie. A poważne traktowanie samych siebie jest warunkiem koniecznym by poważnie traktowano nas na zewnątrz.
Z drugiej jednak strony ktoś kto przeczyta powyższe uwagi uzna, że drużyna harcerska organizująca nawet ogólnopolską imprezę jest dla sponsora równorzędnym partnerem. Otóż nie jest. Od razu przypomina mi się sytuacja sprzed ponad roku gdy wraz z moją drużyną organizowałem spływ tratwą rzeką Wartą przez całą niemal wielkopolską część jej biegu. W imprezę zaangażowane były media, samorządy lokalne, organizacje pozarządowe. Aby mieć co jeść nawiązaliśmy kontakt z firmą produkującą pasztety. Moje elaboraty wysyłane do tej firmy pocztą elektroniczną spotykały się z przychylnością wyrażaną w kilku słowach: „Ok., ile pasztetów chcecie?”- koniec maila. „Ok., gdzie przywieźć pasztety”- koniec następnego. „Ok., nie ma za co”- koniec korespondencji. Sytuacja była na tyle komiczna, że miałem wrażenie że koresponduję z robotem, a nie żywym człowiekiem siedzącym na drugim końcu kabla. Co ciekawe firma ta choć swym zasięgiem obejmowała dokładnie teren naszego przedsięwzięcia nie była w ogóle zainteresowana przesłaniem nam swego logotypu czy materiałów promujących jej produkty.
Sytuacja ta obrazuje podejście wielu sponsorów do projektów harcerskich. W przeważającej większości przypadków nie mamy sponsorowi zbyt wiele do zaoferowania bo mieć nie możemy. Nawet jeśli bowiem okleimy się od stóp do głów jego reklamami to imprezy harcerskie są na tyle niszowe, że zobaczy je niewielu ludzi. Dlatego często sponsorzy chcą pomóc nie oczekując niczego specjalnego w zamian;wiedzą, że nie możemy im tego dać. Nie zwalnia nas to jednak z obowiązku sytuowania się w miejscu partnera, a nie żebraka.
pwd. Filip Springer– redaktor naczelny Na Tropie, szef zespołu promocji Wyprawy Wędrowniczej 2007, były drużynowy 79 Poznańskiej Drużyny Harcerskiej „Wilki”. Dziennikarz i fotoreporter Polskiej Agencji Fotografów FORUM i Gazety Poznańskiej