Lamus pełen pereł: Ulotny zapach Czarnych stóp
Sobota wieczór. Czas w którym statystyczna polska rodzina oddaje się wysublimowanym rozrywkom. Teatr? Opera? Przycinanie drzewek Bonsai? Dziś rządzi Pan Telewizor. Jak nie poddać się jego wpływowi? Artykułem tym ropoczynamy cykl, który pomóc ma Wam odkryć filmy cenne i wartościowe. Zaczynamy od klasyki.
Niewiele jest filmów, które tak są nam tak bliskie, jak właśnie „Czarne Stopy”. Żaden reżyser, ani przedtem, ani potem nie zmierzył się z harcerska tematyką – tak kompleksowo i (nie)prawdziwie. Bez wszechobecnej martyrologii przywołującej coraz „kadr, jak z Wajdy: człowiek, sztandar, dymu chmury”. Bo choć przecież film ten wywołuje na naszych ustach uśmiech politowania – to jednak gdzieś za warstwą wszechobecnej szydery, pojawiają się głębsze uczucia, nostalgia za taką „czarnostopową” wizją harcerstwa. Wizją, której nieodłączne elementy – dziarski drużynowy, prawdziwy wódź, groźny oboźny, piesze wędrówki ze śpiewem na ustach – składają się na obraz harcerskiej Arkadii.
Nie ma sensu streszczać treści filmu. Jeśli nawet mało kto czytał książkę Seweryny Szmaglewskiej, z której to ekranizacją mamy do czynienia to sam film oglądał chyba każdy. Jeśli zaś nie, zaprawdę nie jest godzien zabierać głosu w tym temacie.
Spróbujmy pochylić się nad fenomenem tego filmu. Pierwszą rzeczą, którą zauważy starszy wiekiem instruktor, jest nagromadzenie fetyszy. Składane saperki wojskowe, NRD-owskie kompasy, plastykowe bidony w uprzężach ze skai, chlebaki, – większość tych rzeczy odeszło już w Krainę Wiecznych Łowów. O niektórych (jak np. sienniki) mało kto słyszał. Współczesny widz pozbawiony jest emocji, jakie wiązały się ze zdobyciem finek- w które wyposażeni są bohaterowie filmu. Opowieści o kolejkach w Centralnej Składnicy Harcerskiej, traktuje na równi z kolejną emisją „Czterech Pancernych” – jako nudne kombatanctwo. I pozostaje nam tylko z tego się cieszyć.
Kadra obozu. Wojciech Malajkat i Cezary Pazura – to instruktorzy idealni. Zawsze służący dobrą radą i wsparciem. Surowi i sprawiedliwi niczym obecny Prokurator Generalny. A jednocześnie łagodni jak Marek Jurek w studiu Telewizji Trwam. U Pazury możemy zauważyć bodajże pierwszy w polskiej kinematografii „product placement” z prawdziwego zdarzenia. Chodzi mi oczywiście o firmową koszulkę z napisem „Puma”, która w połączeniu z błyszczącymi spodenkami „Polsport” stanowi obiekt westchnień każdego metroseksualnego szpanera.
Interesująco przedstawiają się w filmie także kwestie klimatyczno-geograficzne. Po analizie plakietek, łatwo możemy dojść do wniosku, że prezentowane środowisko pochodzi z Hufca Łódź Polesie. Harcerze na obóz wyruszają zaś z okolic Placu Zbawiciela w Warszawie. Wygląda to raczej na pomyłkę realizatorów niż celowe działanie. Co do klimatu. Ostatnie lata przyniosły w Polsce nieznaczny wzrost temperatury, jednak nadal pierwszą myślą, która nawiedza mnie na obozie, po wyjściu ze śpiwora jest: „Gdzie jest mój polar”. Tymczasem bohaterowie, nie dość iż nie słyszeli nigdy o puchowych śpiworach, to całe dnie spędzają w krótkich harcerskich spodenkach, popularnie zwanych jako „jajkościski” lub „kulognioty”. Podziwu godny hart ducha – czy też ciała.
Warto także przyjrzeć się kwestiom logistycznym. Niezłym szokiem byłby dla Pań z SANEPID-u widok kucharza czerpiącego wodę do posiłków z pobliskiego strumienia. Pomimo wielokrotnego oglądania nie udało mi się wypatrzeć na filmie latryny. Program obozu to tzw „klasyk”. Zwiady, chrzest obozowy, wykradanie proporca, ognisko zakończone Przyrzeczeniem. I choć odbywa się ono w towarzystwie tłumu zaproszonych gości, to jednak jestem wstanie uwierzyć, iż było to dla chłopców spore przeżycie.
Mam głęboką nadzieje, iż Akademia kiedyś dostrzeże to genialne, acz mało znane arcydzieło i będziemy świadkami od dawna zasłużonego sukcesu polskiej kinematografii:
Najlepsza rola drugoplanowa – Cezary Pazura
Najlepszy scenariusz adaptowany – Seweryna Szmaglewska, Waldemar Podgórski
Najlepszy aktor pierwszoplanowy – Marcin Kowalczyk,
Najlepszy Film (oraz efekty specjalne i dekoracja) "Czarne Stopy"
Najlepszy gadżet – bidon w szelkach ze skai, który odbierze nagrodę wraz z chlebakiem.
I wtedy doczekamy się:
"The new sign of Black Foot's" – 2009
(w którym bohaterowie poprzez, pogłębienie ich postaci, uzyskają całkowicie nowy rys psychologiczny – planowany wielki come back Kevina Costnera w roli zaginionego "The Forest Eye")
"Black Foot’s Forever" – 2010
– czysto komercyjna produkcja w reżyserii Rolanda Emmericha, w której efekty specjalne ( największe ognisko w historii kinematografii!!! – to trzeba zobaczyć!!!), przysłonią całkowicie fabułę. Mimo miażdżących recenzji krytyków, film pobije rekord otwarcia.
oraz
"Black Foot's – The Jugment Day – 2011
– czyli bohaterski zastępowy Arnie w charakterystycznej ciemnej bundheswerce (która jako gadżet zrobi karierę równą bandamce Rambo) kontra grupa bezdusznych robotów z przeszłości (konkretnie z wczesnych lat 70-tych) typ: KDH-1000.
Na koniec niespodzianka. W 2002 roku na grupie pl.rec.harcerstwo dyskutowałem o tym filmie z gronem instruktorów. Bardzo ciekawie napisał o tym filmie jeden z dyskutantów. Tekst jego wypowiedzi pozwalam sobie w całości zacytować:
To może trochę o historii tego filmu. Był on kręcony w początkach lat 80-tych, biorą w nim udział harcerze z 28 ŁDH-y ( działa do dziś w ZHR ) oraz harcerki z żeńskiej drużyny z Zamościa ( zaginęła gdzieś w pomroce dziejów), która była "bratnią" drużyną 28 ŁDH-y w ramach Ruchu. Ciekawostką z filmu jest to, ze brał w nim udział późniejszy Naczelnik OH-y ZHR hm. Adam Komorowski – jeszcze jako młody przewodnik, dwóch późniejszych komendantów Chorągwi Łódzkiej ZHR, Przewodniczący Łódzkiego Okregu ZHR oraz kilkunastu instruktorów i instruktorek KIHAMu z Łodzi i Zamościa. Cała przygoda zaczęła się od Wojtka Malajkata, który był przybocznym 28 ŁDH-y i studiował w filmówce w Łodzi – gra w filmie drużynowego. Przez niego reżyser dotarł do normalnego środowiska harcerskiego i zrobił film pokazujący jak na tamte czasy zupełnie inne harcerstwo. No bo jak dużo działało wtedy samodzielnych młodszych ( harcerskich ) drużyn monopłciowych, ile drużyn wyjeżdżało na samodzielne obozy z własną kuchnią, ile było jednolicie i pełnie umundurowanych. W filmie wszyscy harcerze wys
tępują we własnych mundurach a na prośbę prawdziwego drużynowego, filmowcy zakupili tylko takie same buty bo przy ówczesnych kłopotach z zaopatrzeniem była to nieczęsta okazja pozyskać tak deficytowy towar. Film spotkał sie z protestem Głównej Kwatery ZHP bowiem np. pokazywał samodzielną pracę zastępu łącznie z samodzielnymi wyjściami do lasu a wtedy system zastępowy nie był za bardzo lubiany oraz obowiązywały bardzo drastyczne regulaminy np regulamin wyjść do lasu. Film był kręcony w Rebizantach na Roztoczu a chrzest obozowy w starej elektrowni wodnej koło Suśca ( teraz wyremontowanej i działającej ). No i pokazywał prawdziwy obóz 28 ŁDH, łącznie z tym czerpaniem wody ze strumyka bowiem zdjęcia odbywały się w sierpniu, po normalnym lipcowym obozie harcerskim.
A co do Przyrzeczenia Harcerskiego … -:) w 28 ŁDH obowiązywała rota przedwojenna i chłopcy kategorycznie nie zgodzili się na wymówienie oficjalnie obowiązującego, nawet do filmu. Urwanie tekstu było po prostu kompromisem względem cenzury. Podobnie było z niedomówieniem postaci "Leśnego Oka" – cenzura chciała aby był żołnierzem AL i nie nosił amerykańskiej kurtki wojskowej ….
pozdrawiam
phm. Marcin M.
phm. Rafał Suchocki – szef działu Gorąco Polecam, Magazynu Wędrowniczego Na Tropie, były współpracownik Wydziału Wędrowniczego GK ZHP, członek Zespołu Kształcenia Hufca Warszawa Praga Północ. Sudent Filologii Polskiej w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.