2010 jest Wasz!

Archiwum / 13.09.2007

Wybrany obrazCzekam na Kraków. W 2010 na pewno się pojawię – czytamy na forum Zlotu w Kielcach. Jesteś wędrownikiem, uczestnikiem tegorocznego zlotu? Zapamiętaj wszystkie dobre i złe wspomnienia. Przydadzą się.

 

 

 

 

 

 

 

Dziś masz 17, 18, 19 lat. Z drużyną wędrowniczą przyjechałeś na zlot. Brałeś udział we wszystkich możliwych zajęciach. Jedne były super, inne… no cóż, nie zawsze ma się szczęście. Wcześniej byliście na jamboree, gdzie zaobserwowałeś mnóstwo fajnych pomysłów. U nas też było nieźle, ale kilka rzeczy można było rozwiązać inaczej. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny zlot będzie lepszy. Oczywiście, że będzie, ponieważ Ty będziesz jego organizatorem!

 

Za trzy lata to Wy, wędrownicy, wejdziecie w skład komend gniazd zlotowych, będziecie prowadzić zajęcia, organizować koncerty i wędrówki. Będziecie odpowiadać za logistykę i wydawać zlotowe gazety. Jeśli po Zlocie w Kielcach, oprócz wspaniałej atmosfery, niepowtarzalnego chlupotu wody w butach i jedynej w swoim rodzaju zabawy w berka, zachowasz w pamięci trochę więcej, a w dodatku wyciągniesz mądre wniosi, to jest to najprostsza droga do tego, by kolejne zloty były coraz lepsze.

 

Wędrówki były świetne (choćby dlatego, że ominęły nas krokiety), widoki niezapomniane i ogólnie było genialnie.

 

Kilkudziesięciu wędrowników przez wiele godzin czekało na autokar, który miał zabrać ich na teren obozu. Spóźnili się na koncert „Pereł i Łotrów”, przygotowany specjalnie dla nich, na zakończenie wędrówek. Ogniobranie, które miało być uroczystym ich zwieńczeniem, w ogóle się nie odbyło. Mimo to z autokaru wysiadali roześmiani. – Wróciliśmy zmęczeni, ale zadowoleni, było bardzo fajnie. Niesamowita satysfakcja – opowiadali. Taka cudowna właściwość wędrownika, że przeważnie zewsząd przywozi dobre wspomnienia. Wystarczy popatrzeć na komentarze na zlotowym forum. – Bo liczy się dobra zabawa, bo spotkał fantastycznych ludzi, bo ledwo przeszedł te ostatnie kilometry i nawet mokre buty i nędzne jedzenie – to też są super wspomnienia, o których godzinami można opowiadać. A dodatkowo wieczorna, zbiorowa głupawka szybko zrekompensuje wszystkie niedogodności minionego dnia. I już można ruszać w dalszą drogę.

 

Moknięcie podczas marszu na mszę niedzielną było jednym z lepszych momentów zlotu. Dawno nie byłam tam mokra i tak szczęśliwa.

 

 „Nie straszne nam wichry i burze”, kiedy są przyjaciele, kiedy jest zabawa. Wędrownik z uśmiechem zniesie wiele przeciwności losu. To jednak nie powód, żeby z góry zakładać, że „jakoś to będzie”. Nie jest powiedziane, że podobny entuzjazm wobec przemoczonego śpiwora wykaże mały harcerz, nie mówiąc już o jego rodzicach, którzy jak wiadomo „teraz są inni, niż w czasach kiedy my jeździliśmy na obozy…”.

 

Siedzimy z redakcją w biurze gniazda wielkopolskiego. Strugi wody leją się z nieba. Uczestnicy zlotu od dwóch godzin mokną na mszy św., niedługo będą pewnie wracać, po raz kolejny przemoczeni do suchej nitki. Komenda gniazda dwoi się i troi, żeby przed powrotem harcerzy wszystko było gotowe. – Szykujemy wrzątek. Ubrania od razu do suszenia. Dzieciaki pakować do śpiworów – słychać wokół.

 

Kadra gniazda wielkopolskiego to uczestnicy poprzednich zlotów ZHP, gdzie byli drużynowymi lub po prostu normalnymi uczestnikami. Swoje doświadczenia starają się wykorzystać, pamiętając czego kiedyś oczekiwali od kadry. Dlatego umożliwili komendantom obozów wizytę na terenie zlotu w kwietniu i wybranie sobie miejsc, w których chcieliby rozbić namioty. Dlatego na każdy obóz przyjeżdżający do Kielc czekał „anioł stróż”, którego zadaniem było pilotowanie autobusu do miejsca obozowania, a później pomoc w rozbiciu obozu i załatwieniu wszystkich formalności w biurze zlotowym. Dlatego postarali się, by każdy dostał koszulki zlotowe w odpowiednim rozmiarze. Dlatego biuro gniazda wielkopolskiego czynne było 24 godziny na dobę, udzielając wsparcia nie tylko kadrze obozów wielkopolskich, ale gdy była taka potrzeba również kadrze gniazd programowych, czy redakcji Na Tropie. Najważniejsze dla nas – mówi komendant gniazda hm. Ryszard Polaszewski – jest to, by uczestnicy zlotu mogli jak najbardziej skorzystać z programu imprezy. Przez kilka miesięcy intensywnie pracowaliśmy nad stworzeniem takiego gniazda, żeby wszyscy czuli się w nim jak najlepiej.  

 

Nie w tym rzecz, by przed każdą imprezą pytać wróżbitów o nadchodzące kataklizmy. Wiadomo, że są nieprzewidziane sytuacje, niejeden „deszcz” może nas zaskoczyć. Czasem jednak wystarczy kubek herbaty i przyjazny gest, by katastrofę załagodzić. Takie zwykłe poczucie, że ktoś się o mnie troszczy – i już jest lepiej.

 

Pomysł tej służby był fenomenalny. Efekty naszej wizyty były widoczne od razu.

 

Zarówno mój subcamp na Jambo, jak i gniazdo na zlocie w Kielcach było królikiem doświadczalnym, jeśli chodzi o służbę na rzecz regionu – opowiada Sylwia Kowalczuk, uczestniczka zlotu w Kielcach oraz tegorocznego Jamboree. – Niestety w Kielcach połowa osób musiała zostać w obozie, bo nie było miejsc w autokarach. Na przebieg służby nikt nie narzekał nigdzie. Sylwia zwraca jednak uwagę na sprawdzoną na Jambo zasadę – ile pracy, tyle odpoczynku. – Gdy dotarliśmy na farmę Armii Zbawienia, zostaliśmy podzieleni na dwie grupy. Jedna pracowała przed południem, druga w tym czasie mogła zwiedzać farmę i ruiny pobliskiego zamku. Po południu następowała zmiana, ale każdy oprócz pracy mógł jeszcze dodatkowo coś zobaczyć. Prawda, że o wiele przyjemniejsze od nauki na własnych błędach, jest wyciąganie wniosk
ów z czyichś sukcesów? Okazuje się, że okazji do nauki, choćby podczas Jamboree w Chelmsford, było więcej.

 

Jeśli jest fajna ekipa ludzi, to zawsze da się zrobić coś fajnego i nawet krokietowe szaleństwa tego nie dadzą popsuć.

 

Kielce starały się naśladować skautowy obóz, ale bez większego powodzenia – twierdzi Sylwia. Wspomina, że podczas Jambo każdy zastęp gotował sobie sam. Wiązało się to na pewno z większym wysiłkiem ze strony organizatorów, którzy między innymi, przy wsparciu sponsorów, zapewnili uczestnikom sprzęt kuchenny. – Na zlocie, zanim obiad przyjeżdżał, wielokrotnie powtarzaliśmy, że szybciej ugotowalibyśmy go sobie sami – opowiada Sylwia. Wymienia korzyści, jakie niesie ze sobą samodzielne przygotowanie posiłków – kształci umiejętności kulinarne, ale też uczy samodzielności. – I nie było koszmaru opakowań i góry śmieci – podkreśla. – Recykling, recykling i jeszcze raz recykling. W Kielcach nie istniał, a na Jambo był na każdym kroku. Po 10 dniach każdy uczestnik Jambo segregował śmieci już automatycznie.

 

Wojtek Gintowt z nieukrywanym zachwytem opowiada o obsłudze na Jambo. – Kiedy wjeżdżaliśmy na teren zlotu, już na samym początku stali ludzie w odblaskowych kamizelkach i machali na powitanie. Przy każdej bramce na „bus terminal” 10 osób w kamizelkach z czołówkami pomagało rozpakować rzeczy z autokaru. Zakładamy plecaki i 5 metrów dalej ktoś rozdaje wodę, następne 5m zatrzymuje nas ktoś z IST i pyta gdzie są nasze namioty. Jak sam twierdzi, mógłby tak wspominać w nieskończoność. Jak przyrównać to do licznych wspomnień z naszą kielecką służbą porządkową?

 

Pytam Sylwię o pozytywy z porównania Kielc i Jamboree. – Na pewno Polacy nie muszą się uczyć śpiewać od Anglików i innych skautów, bo to nam o niebo lepiej wychodzi. – Sylwia chwali zarówno festiwal jak i koncert kończący zlot. – Wszystkim miło było posłuchać, ale już brak telebimów i niska scena dały się widowni we znaki. Wiadomo, że to sprawa kosztów – przyznaje. Ale pomysł wart rozważenia w przyszłości.

 

Koncerty? Były ekstra! Wędrówka też boska. Było naprawdę świetnie. A minusy… po powrocie do domu zapomniałam o nich.

 

Nie zapominaj! Nie chodzi o to, by w nieskończoność rozpamiętywać niedociągnięcia, ale o to, by wyciągnąć z nich mądre wnioski na przyszłość. Nauka na własnych błędach jest być może niezwykle skuteczna, ale zdecydowanie najmniej przyjemna. Lepiej zacząć się uczyć już teraz.

 

 

Wybrany obrazphm. Monika Marks – w redakcji "Na Tropie" odpowiedzialna za pozyskiwanie autorów spoza ZHP, namiestniczka wędrownicza hufca Warszawa Żoliborz, była drużynowa 127 Warszawskiej Drużyny Wędrowniczej "Plejady", studentka geografii na Uniwersytecie Warszawskim.

 

z wizją i wsparciem Zuzy Zaleskiej

 

Cytaty w śródtytułach pochodzą z http://forum.zhp.pl.