Egzemplarz promocyjny
Jakiś czas temu rozmawiając ze znajomymi zeszło na „harcerzykowanie”. Ich wyobrażenie odnosi się do ”biegania po lesie w krótkich majtkach” i pieczeniu ziemniaków w ognisku. Ze wszystkich sił starałam się przekonać ich, że harcowanie jest zupełnie inne. Poległam.
Wróciłam ze zlotu w Kielcach, sięgnęłam do wyprawki i przesłuchałam „Egzemplarz promocyjny – do użytku wewnętrznego”, a mianowicie płytę zlotową. Później zamieniłam po 2 słowa z moimi współtowarzyszami zlotowej przygody i nasza ocena „egzemplarza promocyjnego” była (niestety) fatalna.
Zastanawiam się nad określeniem dla tego egzemplarza promocyjnego? Zawsze myślałam, że promocja ma… promować, chwytać za serca tłumy, pokazywać to co najlepsze, czasami schlebiać gustom odbiorców… Niestety nie mogę się dopatrzeć tej promocji. Nie wydaje mi się, że stosunkowo smętne kawałki porwą dzieciaki, które wróciły z Kielc. Chyba zabrakło mi tu analizy gustów adresatów, do których dedykowana była płyta. Coś nawaliło…
Niemniej nie to mnie zasmuciło jeszcze bardziej. Przejrzałam swój śpiewnik i się przeraziłam. Większość piosenek, takich prawdziwie harcerskich, to muzyczny kicz. Harmonia zbudowana na 4 maksymalnie 8 funkcjach harmonicznych. G-dur, e-moll, C-dur, D-dur… Podstawowe chwyty, na których można prześpiewać piosenki podczas wielu ognisk. O żadnej wirtuozerii nie ma tu mowy. Do linii melodycznej i jej skomplikowania również można mieć wiele do życzenia. Oczywiście można powiedzieć, że prosty motyw podchwyci młody harcerz i nie będzie się krępował swoich umiejętności wokalnych. Zgadzam się, jednak ile można śpiewać „Biedronkę”? Repertuar „poezji śpiewanej” w drużynach często uważany jest za wyższą półkę, do której dostęp mają tylko Ci, co umieją śpiewać. Dlaczego jednak nie podejmujemy w większości takich wypadków trudu, sięgnięcia po drabinę, która nam pomoże wejść na ten regał? Czy jesteśmy wtórnymi analfabetami muzycznymi? Wydaje mi się, że jedyny element muzyki, jaki potrafimy w pełni wyeksponować to dynamika. Potrafimy być głośni, niezależnie od tego jakie dźwięki wydobywamy z siebie. Jednak czy to co robimy można nazwać muzyką?
Co raz częściej zauważam, że stawiamy na kicz i tandetę w naszym działaniu. Chociaż to też nie jest do końca to o czym mówię, bo kicz powinien być komercyjny… A czy nasza płyta taka jest?
phm. Ewa Sidor, Szczep 72 WDHiGZ "Ostoja", studentka Muzykologii Stosowanej UW
Dlaczego nie słucham harcerskich piosenek?
Ewa dotknęła istotnego problemu. Ja również stałem się dumnym posiadaczem płytki zlotowej. Co więcej, miałem to szczęście w nieszczęściu, iż uczestniczyłem podczas Zlotu w kilku koncertach. I przyznam, że jestem skonfundowany. Bo z jednej strony byłem świadkiem korowodu piosenek tanecznego nurtu harco- polo. Pełnego kiczu, sztucznego. Z bohaterskimi „Dziećmi Płocka” na czele, które w estetyce festiwalowej połowy lat 80tych wykonywały swoje przeboje. I choć doceniam wysiłek osób, które uczestniczyły w tym przedsięwzięciu, to na usta ciśnie mi się jedno słowo: sztuczność. Sztuczne ruchy, sztuczne piosenki. Bo kto dziś słucha takiej muzyki? Jaki zespół młodzieżowy paraduje podczas śpiewania z nadmuchiwanymi piłkami? Chyba, że coś mi umknęło. I mamy w misji naszej organizacji zapis brzmiący mniej więcej tak: „Dba o zachowanie historycznych form muzycznych. Wielbi estetykę kiczu”.
Dzieląc się swymi uwagami spotkałem się kilkakrotnie z odpowiedzią: „Przecież młodzież dobrze się bawiła.” Czas więc rozwiać ten mit. Po pierwsze: na zlocie stopień tzw. „fazy” i integracji powoduje, że uczestnicy będą się bawić nawet przy weselnym zespole grającym zazwyczaj do przysłowiowego kotleta. A jak zaobserwowałem na koncercie „Wołosatek”, więcej w reakcji publiczności było nutek szydery niż uwielbienia. I choć doceniam wysiłek, jaki zespół wkłada w przygotowanie się do koncertu, to jak mawia mój przyjaciel: ”Jeśli kobieta, po 3 godzinnym przygotowaniu się wystąpi na balu w kreacji uważanej za szczyt obciachu, to nikt jej nie oszczędzi.”
Coś nam umknęło. Mamy w Polsce świetnie rozwijający się ruch muzyki szantowej. Utrzymuje się cały czas na wysoki poziomie nurt tzw. „poezji śpiewanej” czy też „turystycznej”. I starzy mistrzowie (jak np.”SDM) nadal nagrywają wartościowe płyty, współistnieją jednak wśród godnych naśladowców (jak choćby „Dom o zielonych progach” czy inne grupy związane z projektem „W górach jest wszystko co kocham”). Tymczasem organizatorzy koncertów na Zlocie w Kielcach zdawali się tego nie dostrzegać. Chlubnym wyjątkiem były „Perły i Łotry” (jak zawsze ekipa „Doktora” pokazała klasę), koncertowych wyjadaczy z EKT-Gdynia i zespołu Zakaz Wyprzedzania.
Jest jednak światełko w tunelu. Miałem to szczęście mieszkać w okolicach Chorągwi Śląskiej i pewnego ranka, przystanąłem z wrażenia wsłuchując się w dochodzące stamtąd dźwięki muzyki. Piosenka „Jeden świat, jedno przyrzeczenie” – z prostym instrumentarium, z głosami, którym daleko od scenicznej doskonałości. A jednocześnie chwytliwa melodia i słowa, od których słuchacz nie może się uwolnić. Czyli, jednak można.
http://www.wrzuta.pl/audio/xWsUl8fVbl/jeden_swiat_jedno_przyrzeczenie – link do piosenki. Polecam lekturę komentarzy.
Dowodem, na to, iż nie był to odosobniony przypadek, był zaśpiew (bo ciężko to jednak nazwać piosenką) „Podbijamy Kielce” pochodzący z tej samej chorągwi:
http://www.wrzuta.pl/audio/aYM7tLxmy6/podbijamy-kielce
Chciałbym powrócić jeszcze do koncertu zespołu „Zakaz wyprzedzania”. Skłonił mnie on do kilku przemyśleń. Istnieje w Polsce sporo zespołów, które nie należą do pierwszej ligi, a jednocześnie ich piosenki znalazły swe miejsce w większości harcerskich śpiewników. Dobrym przykładem jest tu bielski „Akurat”. Dla tych zespołów Zlot byłby świetnym miejscem na zaistnienie w szerszej grupie odbiorców. Ich występy nie wiązałyby się też z wysokimi kosztami. Skorzystaliby wszyscy. Zespoły miałyby darmową promocję. Harcerze mieliby kontakt z muzyka niebanalną. Tą drogą zresztą idziemy od lat w moim macierzystym hufcu, organizując co roku finały WOŚP.
A więc do zobaczenia na następnym Zlocie. Na którym doczekamy się koncertu „Pidżamy Porno” i „HappySad”. A jako suport przygrywać będą zwycięzcy Yapy w nowej odnowionej formule „Wołosatki”.
Czego Wam wszystkim życz
ę.
phm. Rafał Suchocki – szef działu Gorąco Polecam Magazynu Wędrowniczego Na Tropie, były współpracownik Wydziału Wędrowniczego GK ZHP, członek Zespołu Kształcenia Hufca Warszawa Praga Północ. Sudent Filologii Polskiej w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie