Na bolące stawy albo uczucie przyjemności!
Lubisz to uczucie, kiedy oczy bolą od nadmiaru godzin spędzonych przy komputerze? Pewnie nie. Tak samo, jak zapewnie nie przepadasz za bolącymi nadgarstkami. A przecież październik to dopiero początek. Czeka cię 9 miesięcy bólu albo… przyjemności!
Rys historyczny
Pamiętam czasy podstawówki, kiedy obowiązkowo każdy miał w piórniku (najlepiej takim porysowanym) kilka kolorowych długopisów. Najlepsze były te plastikowe – słabo pisały, często się łamały, ale za to można było z nich robić plujki. Ale jeśli ktoś ich używał do pisania, to mógł mazać po zeszycie we wszystkich kolorach tęczy.
Skończyła się podstawówka, dla niektórych skończyło się też gimnazjum. Przed wszystkimi stanęły szkoły średnie, albo i nawet wyższe. Tu dopiero zaczął się prawdziwy horror – nikt nie dyktuje, trzeba notować przez dwa razy dłużej, ławki jakieś takie niewygodne i do podłogi przykręcony. Istna trauma. Duże zeszyty codziennie pokrywają się kolejnymi połaciami atramentu. Nastał rok akademicki!
Lekcja organizacyjna
Kiedy poszedłem na studia korzystałem z dobrodziejstw komputera przenośnego. Zawsze wolałem pisać na komputerze niż na kartce – pisanie długopisem kojarzyło mi się z bolącą ręką, pisanie piórem – z brudnymi od tuszu palcami. Pisanie na klawiaturze było spełnieniem marzeń – tu nie było tak, że pracują dwa palce, które sinieją od tego, jak mocno trzeba trzymać długopis; 10 palców płynie nad przyciskami, lekko je tylko naciskając – zmieniając mięśnie i nie powodując dyskomfortu. Ale dźwiganie ze sobą komputera jest mniej sensowne niż zestawu: „pióra i kartki, którym i na której piszę”. Jakiś czas później wpadłem na rewelacyjne, jak mi się wydawało, rozwiązanie – kupiłem sobie pióro!
Ale nie takie z bazaru za 5zł komplet 5 egzemplarzy. Wykosztowałem się i wydałem równowartość biletu miesięcznego na mojego Parkera. Z czasów szkolnych zostało mi, że jak ktoś pisał Parkerem, to był kimś. Teraz ja też byłem kimś. Tylko… się okazało, że ten producent to nie wykonuje jakiś high-endowych pisadeł. Ale i tak byłem zadowolony.
Mój komfort pisania zmienił się w oka mgnieniu – wszystkie reklamowe długopisy (z wyjątkiem jednego, który jest naprawdę super) popadły w niełaskę, a ja tylko dokupowałem wkłady do mojego cuda.
Typologia
Postawiłem na pióro kulkowe – nadal ciężko było mi się przekonać do klasyków ze stalówką. Chociażby złoconą. Oczywiście, dostrzegałem ich zalety, wiedziałem, że wyrabiają świetny charakter pisma, pozwalają korygować błędy, są bardzo indywidualne – dokształcają się do sposobu pisania właściciela. Wiedziałem, że nie wolno wiecznego pióra pożyczać nikomu innemu.
Wiedziałem to wszystko, ale i tak sięgnąłem po rozwiązanie, w moich oczach, bardziej moderne, kulkowca właśnie. Moje pióro, nie dość, że świetnie wyglądające – łączące elementy szczotkowanego aluminium z czarnym tworzywem, jest jeszcze wygodne – dobrze leży w dłoni i kreśli śliczne okrągłe znaki. Zgodzę się, przy dłuższym użytkowaniu ręce się pocą i pióro nie oferuje już tak pewnego chwytu, jak przy sporadycznym korzystaniu, jednak nie zamieniłbym go na nic innego.
Powiem więcej – dokupiłem długopis z tej samej serii. Tak, jak fajnie było mieć cokolwiek „wszystko z tej serii”, tak samo podoba mi się, że mam taki sam długopis i pióro. Zwracam uwagę na szczegóły, a jak! Pisałem zatem długopisem i był przyjemny, ale okazał się zupełnym hitem, kiedy zaopatrzyłem go w inny wkład. Teraz, razem z piórem, stanowią komplet, któremu nic nie brakuje. No może poza ołówkiem.
Bo ołówek to moim zdaniem bardzo przyjemne narzędzie do pisania. Całe liceum pisałem ołówkiem we wszystkich zeszytach. Walczyłem, żeby nauczyciele pozwolili mi pisać ołówkiem na sprawdzianach. Nie zgadzali się zazwyczaj. A ja załatwiłem sobie etykietę dziwaka. Ech, ciężkie jest życie geniuszy…Kiedyś usłyszałem bardzo ciekawą wypowiedź znanego polarnika, autora felietonu dla Na Tropie, Marka Kamińskiego. Zapytany, czemu pisze tylko ołówkiem, odpowiedział krótko: „Bo nie zamarza na biegunie”. Dla mnie własności moich przyborów piśmienniczych przy temperaturach -50st. nie miały specjalnie dużego znaczenia, ale często się na nią powoływałem, żeby nie musieć tłumaczyć, że pisanie ołówkiem po prostu… sprawia mi przyjemność.
Reklama zniechęcająca
Udręką było natomiast pisanie długopisami reklamowymi. Rynek artykułów reklamowych w Polsce niestety nie jest specjalnie wysublimowany, natomiast z powodzeniem można stwierdzić, że zalany tandetą. Wszystkie długopisy z wielkimi napisami „Szkoła w Pcimiu Wielkorzeckim”, „Stacja paliw Konstanty” czy „Proszek, z którym nie zobaczysz już plam! Nic nie zobaczysz!” tylko zniechęcają do korzystania z jednorazówek.
Inaczej jest w przypadku produktów firmy BIC. Znana marka wśród żaków, prowadząca zwłaszcza kampanie reklamowe z wykorzystaniem systemów POS (czyli promocji w miejscu sprzedaży), kojarzona z cienkopisami i długopisami w charakterystyczne czarno-brudnożółte wzdłużne pasy. Cienkopisy są w ogóle wdzięcznym tematem, o którym można pisać, zwłaszcza, że przyjemnie się nimi notuje. Mają jednak wadę – przy zbyt dużej sile nacisku końcówka rozpłaszcza się i cienkopis traci swoją estetykę.
Sytuacją pośrednią, tj. łączącą zalety pióra, cienkopisu i długopisu są wkłady żelowe. Przeciętnie kosztują kilka razy więcej od zwykłych, ale zapewniają wysoki komfort pracy. Muszę przyznać, że odkrycie przeze mnie wkładów żelowych do długopisu i pióra było momentem, w którym odkryłem, że mogę teraz notować bez przeszkód, mogę chcieć notować, bo każde skreślone na kartce słowo sprawia mi przyjemność. Zacząłem delektować się samą czynnością pisania. Chciałem pisać i pisać, niezależnie gdzie i co, a spożytkować tę pasję mogę utylitarnie – na uczelni. I już nie muszę pożyczać notatek!
Magia ołowiu i grafitu
Wracając jednak na chwilę do tematu ołówków, chętnie wyjaśnię, co znaczą magiczne symbole na końcach tych jednorazowych narzędzi pisarskich, jak mówi o nich literatura: najczęściej spotykane to HB, trafiają się też H, H2, H3 itd. oraz B, B2, B3 itd. Skróty oznaczają: HB – hard and black, natomiast H – poziom twardości (hard); B – poziom czerni (black). To, jak pisze się ołówkiem zależy od jego składowych. Mimo, że kiedyś produkowano go z ołowiu, teraz stosuje się miesz
ankę grafitu i kaolinu. Im więcej grafitu – ołówek pisze bardziej black i miękki (B), im więcej kaolinu – bardziej hard i szary (H). Ja preferuję ołówki B lub B2. Mimo, że łatwo się tępią (piszą szeroką kreską), zapewniają przyjemność.
Bitwa zwolenników
Każdy z nas ma swoje preferencje i przyzwyczajenia. Jedni zatrzymali się w świecie kolorowych, tandetnie wykonanych długopisów kupowanych w zgrzewkach po 124 kolory, inni wyrośli aż do poziomu sygnatariuszy wielomilionowych kontraktów i używają tylko wiecznych piór, których cena równoważy się z wartością kilkunastoletniego samochodu, jeszcze inni odkryli magię różnic w ołówkach i dobierania pióra czy długopisu właśnie pod siebie.
Życzę Wam trafnych wyborów! Od tego, czy będziecie mieli swoje notatki, czy czyjeś, może zależeć Wasza najbliższa sesja!
![]() |
pwd. Kuba Król – szef działów Wydarzenia i Sprzęt Na Tropie, drużynowy 144. PDH „SZANIEC” im. Alka Dawidowskiego, student edukacji medialnej i informatyki.