Na szlaku noworocznego postanowienia

Archiwum / 09.01.2008

Ilu z nas nie ma czasem takiej chwili, kiedy wstając rano, z zaspanym wzrokiem spogląda w lustro i myśli: chciałbym być kimś innym, lepszym. Jednak atmosfera śpiochów pod oczami oraz wspomnienie ciepłego łóżka stanowczo potrafi z nas wybić motywację do zmieniania siebie.

Swoją drogą, takich okazji do pracy nad sobą, do postanawiania zmian nie brakuje. Wystarczy się rozejrzeć i już na pierwszy rzut oka widać, że ledwo co skończył się Adwent, a już w perspektywie jawi się Wielki Post, zaś w drzwiach stoi młodziuśki Nowy Rok. Może to trochę dziwne, ale pośrodku huku i świateł fajerwerków, wystrzale z korków od szampana, uściskach przyjaciół i najbliższych, czasem także w deszczu konfetti, przy głośnej muzyce oraz w zapatrzeniu skierowanym na karnawał, spora część mieszkańców naszej planety rozpoczyna swoją ascetyczną przygodę. Postanawia, wyrzeka się, nakłada na siebie zobowiązanie, że uczyni to i tamto. Lecz kiedy po sylwestrowych balach przychodzi codzienność porannego wstawania i rutyna następujących po nim spraw, wielkie chęci, marzenia często się rozmywają i giną w marazmie następujących po sobie zwyczajnych dni.

Jednak można spróbować inaczej, na przykład napisać sobie taki:
„Rozkaz
Mam wstać na dzwonek budzący o godzinie 5.30.
Umyć się do pasa w zimnej wodzie.
Modlitwa krótka w kościele.”1

Wcale bym się nie zdziwił, gdyby ktoś, kto przeczytałby powyższy cytat, popukał się w głowę i stwierdził: „Po co? Po co się tak umęczać? Po co się zadręczać? To nie dla mnie. Przecież można normalnie, zwyczajnie, jak wszyscy…” Jednak autor powyższych słów myślał zdecydowanie inaczej. Dla niego było oczywiste: takie poczynania mają sens. W nich nie liczyła się wygoda ani pragmatyzm, lecz pozyskanie silnej woli, ukształtowanie charakteru. Dlatego autor tego rozkazu chętnie startował co rusz z jakimś nowym stawianym przed sobą zadaniem na wypróbowanie samego siebie. Oto więc, niejaki Andrzej Juliusz Małkowski, wpadał na pomysły, by wyznaczyć sobie chociażby dni milczenia (gdzie poza koniecznymi momentami dosłownie nie puszczał pary z ust), dni głodowania, lub pisał sam dla siebie takie właśnie rozkazy jak przytoczony powyżej. A wszystko to, by ujarzmić swoją wolę.

Czasem, gdy myślę o tej jego postawie, to zdecydowanie zazdroszczę mu takiego uporu i wytrwałości. Trzeba przyznać: trening czyni mistrza. Umiejętnie się zmotywować do takiego wysiłku to często więcej niż połowa sukcesu. Druh Andrzej i na to, by wytrwać i nie zapomnieć o postanowieniu, miał swoje sposoby. W pracy nad sobą zdał się na sprawdzony sposób, notowanie swoich postanowień i dokładne spisywanie ich realizacji. Przeglądając jego notatki można dojrzeć choćby takie zapisy:
„Być poważnym i opanowanym,
27/I – plus
28/I – minus
29/I – minus
30/I plus?
31/I – ?
1/II plus” 2
Całomiesięczne wykresy zmagań, utkanych ze zwycięstw i porażek dawały przegląd wewnętrznych ćwiczeń, pokazywały sprawę czarno na białym: co poprawić, co zostawić, co uznać za zrealizowane.

Takie konsekwentne sprawdzanie siebie może być naprawę mobilizujące. Przecież w sumie, w postanowieniu, czy to noworocznym, czy w jakimkolwiek innym, nie tyle liczy się czy w 100% wygramy (choć byłoby super, gdyby mieć na swym koncie same takie zwycięstwa), lecz idzie tu o smak walki, o ostateczne zwycięstwo. Swoiste zmaganie się samego ze sobą, stawanie do rywalizacji z własną przyziemnością i swojską naturą usprawiedliwienia się, co jest nie lada wyczynem.

Dobre postanowienia są jak górskie szczyty: napawają uznaniem. W codzienności wędrowca są przygodą i znajomą normą zachwytu, lecz już z perspektywy turysty, stojącego na solidnie wybrukowanym punkcie widokowym, są nie do ogarnięcia przez obiektyw aparatu. W takim zamyśle i zamiarze chodzi o to, by samotnie i dobrowolnie wybrać się na ekspedycję badawczą swojego wnętrza, w świat swych mocnych i słabych stron. By zobaczyć to, co w nas cenne i to, nad czym jeszcze trzeba popracować, albo czemu nadać większy blask. By pomyśleć, co zmienić, czego zaniechać, a co jeszcze bardziej udoskonalić i uszlachetnić. By pomóc samemu sobie, w siebie samego zainwestować, a przez to wszystkim innym być pomocą i przykładem. Dobre postanowienie to takie, które napawa dreszczem emocji, przydanym wewnętrznym konfliktem. To takie, które da się ująć w ramy znanych nam często skądinąd technik w stylu SMART: sprecyzowane, mierzalne, ambitne, realistyczne i terminowe. Bowiem chętniej zrealizujemy coś, co jest możliwe, co sobie możemy wyobrazić, coś, co będzie miało dla nas cel, niż coś, co jest sztuką dla sztuki. W podejmowaniu i realizacji takiej decyzji sprawdza się nasza umiejętność orlego szybowania, które potrafi zaprzęgnąć siłę ciała i rozumu na rzecz rozwoju mężnego ducha.

Może więc warto odrzucić to, co nas często tak przyjemnie zniewala, zatrzymuje. Może warto zamiast wylegiwać się w pościeli swych wygód wstać na dźwięk budzika, wziąć zimny prysznic prawdy o sobie i wybrać się skoro świt na wędrówkę: szlakiem noworocznego postanowienia, po ukształtowany charakter i silną wolę? Bowiem, jak to twierdził inny skautowy mistrz Robert Baden-Powell: „Jeśli masz wolę gdzieś dotrzeć, uczynisz to, bez względu na przeszkody. Pokonasz swego smoka jak św. Jerzy. Tam gdzie silna wola, zawsze znajdzie się droga.” 3

  phm. Michał Gławdel HR