Podwójne życie Pomarańczarni
– W ogóle nie czujemy tego, że jesteśmy z różnych organizacji. Każdy wie, że jest jedna „Pomarańczarnia”, jeden szczep, jedne barwy. Nie wyobrażamy sobie, żeby było inaczej – o nietypowym szczepie opowiadają jego dwie (!) komendantki.
Czym Wasz szczep wyróżnia się spośród innych szczepów?
Helena: Nasz szczep działa zarówno w ZHP i ZHR. Poza tym ma 87 lat, ale takich jest zdecydowanie więcej. No więc współpracujemy w ramach dwóch organizacji jako jeden szczep.
Jesteście ewenementem?
Nie, są jeszcze Dziewiętnastki z Krakowa, w Hufcu Warszawa Wola jest szczep, w którym jedna drużyna jest w ZHR, no i 62 z Pragi-Północ, którzy niedawno w połowie przeszli do ZHR.
Opowiedzcie o swoim szczepie.
W części ZHR mamy dwie gromady zuchowe żeńskie, dwie drużyny harcerek i jedną męską i dwie wędrowniczek. Oprócz tego w ZHP – jedną harcerek, jedną harcerzy i trzy koedukacyjne drużyny wędrownicze. Oprócz tego mamy jeszcze kapitułę stopni w ZHP i drugą w ZHR. Mamy wspólne imprezy, nie tylko obóz czy zimowisko. Mamy wspólną chatę w Sokołówce. I krąg zasłużonych i harcerską fundację turystyczną Pomarańczarni…
Jak to wszystko rozwiązujecie formalnie?
Formalnie to mamy dwa szczepy. Ale wybieramy sobie jednego wspólnego komendanta i jednego wspólnego zastępcę. Jeden jest z jednej organizacji, a drugi z drugiej. To jest zapisane w konstytucji. Głosują wszyscy drużynowi i tylko oni.
Jak to się stało, że powstała „podwójna” Pomarańczarnia?
Helena: Przez 70 lat wszyscy byliśmy w ZHP, bo było tylko ZHP. W 1991 roku zostały trzy drużyny i one przeszły do ZHR. ZHR był wówczas dla nich bardzo atrakcyjny, bardzo naciskał na to Orsza, który był mocno związany z naszym szczepem. Sejmik szczepu postanowił, że wszyscy przejdziemy do ZHR. No ale mieliśmy drużyny koedukacyjne. One sobie działały w ramach eksperymentu metodycznego w Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy. Harcerki zdobywały tam tez męskie stopnie, np. wywiadowcę, ćwika…
Marta: A potem instruktorki z innego środowiska założyły drużynę żeńską – Skałę. To była pierwsza taka „pierwotna” drużyna żeńska w ZHR-owej Pomarańczarni. Potem powstała drużyna męska – Grań.
Helena: Ten eksperyment metodyczny tak sobie trwał. Nagle okazało się, że komendant chorągwi kazał rozdzielić drużyny koedukacyjne albo odejść. Wtedy Płomień zdecydował, że odejdzie do ZHP. A potem druga drużyna starszoharcerska, która w międzyczasie przestała działać, odtworzyła się już w hufcu ZHP Warszawa Mokotów.
Marta: Pozostałe drużyny zostały w ZHR, były z nim bliżej związane, poza tym działały na Pradze, daleko od Mokotowa. Potem jeszcze trzecia drużyna starszoharcerska przeszła do ZHP. Obie części się rozwijały, powstawały nowe drużyny i gromady zuchowe. Mocno upraszczamy tę historię, ale nie jest to przecież główny przedmiot naszej rozmowy.
Helena: W międzyczasie szczep się trochę rozdzielił, działaliśmy w zasadzie osobno. Dopiero gdy przyszły nowe komendantki, zintegrowały szczep, napisaliśmy wspólnie konstytucję. Teraz ja jestem komendantką całego szczepu, a Marta jest moim pierwszym zastępcą, też dla całego szczepu.
Jednym z głównych zadań szczepu, jest utrzymanie ciągu wychowawczego. U Was to chyba nie działa tak w poprzek organizacji?
Marta: Nie działa, ale moim zdaniem problem nie leży w zmianie organizacji tylko w lokalizacji. Dzieci z Pragi nie zaczną nagle dojeżdżać na zbiórki na Mokotów. To kwestia odległości, jaka nas dzieli. Ludzie i tak czują, że to jest jedna Pomarańczarnia. Te same barwy i te same plakietki. Organizacja schodzi na drugi plan. Zdarza nam się mieć wspólny podobóz latem i nie ma z tym żadnego problemu.
Gdzieś w takim razie widać ewidentny rozdział? Są takie sfery, w których wychodzi na wierzch, że jesteście z różnych organizacji?
Helena: Nasi instruktorzy, po obu stronach, są już zaangażowani nie tylko w szczep. Są hufcowymi, przewodniczącymi obwodów, członkami komend, instruktorami GK. Oni przede wszystkim są bardziej związani z organizacją.
Marta: Natomiast w kwestii światopoglądu, systemu wartości w zasadzie nie widać specjalnych różnic. W warstwie, powiedzmy, ideowej nie dochodzi nigdy do żadnych spięć.
Jak Was odbierają na zewnątrz?
Helena: Pytają czasem, czy nie mamy jakiejś schizofrenii, czy nam to nie przeszkadza.
Marta: U nas to jest odbierane z wielką ciekawością, ale bardzo pozytywną.
Helena: W ZHP podobnie, chociaż czasem trzeba wtedy opowiedzieć, że ZHR nie gryzie i jest fajny…
Marta: U nas tak nie ma! Coraz częściej tak jest, że instruktorzy ZHP prowadzą zajęcia na naszych kursach. I to jest odbierane całkiem naturalnie. Wydaje mi się że ten kontakt między instruktorami jest bardzo cenny. Pamiętam jedno święto szczepu, podczas którego przyszedł komendant męskiej chorągwi ZHR i powiedział, że dobrze, że istnieje taki szczep, który daje świadectwo, że między ZHR a ZHP można nawiązać więź przyjaźni, można współdziałać.
Helena: Nasz komendant hufca też się do tego bardzo pozytywnie odnosił. Że można nas pokazywać jako przykład dobrej współpracy ponad podziałami.
Czy ten model ma jakieś wady? Coś Was uwiera?
Helena: To, co nas uwiera, nie jest związane z działaniem w ZHP i ZHR, tylko z wielkością szczepu i ilością jednostek. No i dochodzi kwestia działania w kilku hufcach – w samym ZHR drużyny żeńskie działają w 2 różnych hufcach, a męska w swoim. To wychodzi chociażby przy układaniu terminarza wspólnych spotkań instruktorskich.
W takim razie mówcie o zaletach.
Marta: Ja się cieszę, bo jeszcze niedawno ten szczep był bardzo podzielony. Teraz już dochodzi do tego, że drużyny za sobą tęsknią! Chcą się spotykać, spotykają się czasem bez naszej wiedzy, na przykład jadą razem na biwak. Mi się bardzo podoba ten model.
Helena: Poza tym harcerze z ZHP nie tylko słyszą o ZHR, ale też sami go poznają. Nie żyją stereotypami. Potrafią powiedzieć: „nieprawda, ja wiem jak wygląda ZHR, jest fajny, normalny”. To uczy w pewien sposób tolerancji i otwartości. Wyrabia poczucie, że tak naprawdę harcerstwo jest jedno. Uczymy się od siebie nawzajem. Od drużyn w ZHR my możemy się na przykład uczyć pracy z obrzędowością. Ja mogę sobie, jako instruktorka ZHP, porozmawiać o swoim obozie z komendantką Mazowieckiej Chorągwi Harcerek, poznać po prostu kolejną doświadczoną instruktorkę.
W ZHR jest taka super forma obozowa wychowania duchowego – nazywa się Duszochwaty. To są takie rekolekcje w formie gry. Wszyscy, nawet niewierzący czy poszukujący, mogą się w nich odnaleźć. Niesamowita sprawa. Wychowanie duchowe i religijne jest bardzo ważne w ZHR. Drużynowi ZHP też wiedzą, że jest ważne, ale często nie mają pomysłu na to, jak to zrobić. No to wystarczy pójść do sąsiedniego obozu i zapytać.
Marta: Fajnie tak czasem zajrzeć, co oni robią. To ma mnóstwo plusów, takie wzajemne oddziaływanie. Poza tym widzą to też środowiska, które z nami coś wspólnie robią. I to naprawdę nikomu nie przeszkadza. W ogóle o czym
my mówimy, nie ma żadnych różnic. Wcale nie czuję, że ona jest z innej organizacji. Nie wyobrażam sobie Pomarańczarni bez ZHP!
Helena: Ja sobie bez ZHR też nie wyobrażam!
phm. Helena Jędrzejczak – komendantka szczepu 23 WDHiZ „Pomarańczarnia”, instruktorka Wydziału Badań i Analiz GK, studentka socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. |
pwd. Marta Doniec (ZHR) – prowadziła 23 WGZ-ek „Słoneczny Ogród”, od kilku miesięcy jest wiceszczepową „Pomarańczarni”. Studiuje w Szkole Głównej Handlowej, lubi tulipany i zdjęcia. |
Rozmawiała Monika Marks