Pochwały są miłe, ale nie o to chodzi

Archiwum / 12.03.2008

"Co nas motywuje? Co nas motywuje? Właśnie tego potrzebuję. Motywacji, inspiracji, właśnie tego potrzebuję. Właśnie tego"- śpiewał zespół MorW.A. Mogłabym zapytać: co motywuje Cię do działania? Mogłabym, ale z dużym prawdopodobieństwem potrafię już teraz przewidzieć odpowiedź.

 – Będziesz opowiadać o tym, jak ważna jest dla Ciebie satysfakcja z wykonanej pracy i radość z każdego, nawet najdrobniejszego sukcesu. Będziesz mówić o niesamowitym poczuciu spełnienia, które nakręca Cię do podejmowania dalszych wyzwań. Dowiem się też pewnie, jakie znaczenie ma dla Ciebie możliwość ciągłego rozwijania się, świadomość dobrze wykonanej roboty, czy też pozostawienia świata choć odrobinę lepszym. Być może będziesz mnie zapewniać, że pochwały i nagrody w ogóle się dla Ciebie nie liczą. Że nie sprawia Ci różnicy, czy ktoś Ci za tę pracę podziękuje, czy nie, bo to oczywiście miłe, ale przecież nie niezbędne do tego, żebyś solidnie przyłożył się do zadania. Nie zależy Ci przecież na uznaniu otoczenia. Uczysz się dla siebie. Pracujesz dla siebie. To Twoja inwestycja we własną przyszłość i innym nic do tego. A jeśli dodatkowo masz okazję robić coś, co lubisz i co sprawia Ci przyjemność, to jest już w ogóle wspaniale i żadnej dodatkowej motywacji Ci nie potrzeba.

Czy na pewno? Czy faktycznie łatwo wyizolować się z otoczenia i uodpornić na zewnętrzne (de)motywatory? Na krzywe spojrzenie przełożonego, opryskliwych współpracowników, na brak informacji zwrotnej o jakości naszej pracy? Czy mimo tego potrafimy pracować pełną parą i z pełnym zaangażowaniem? Być może, tylko jak długo?

– Ludzie wokół mają bardzo niewielki wpływ na moją motywację – twierdzi Marta, ale zaraz potem przyznaje: – Oczywiście chętniej przychodzę do pracy jeśli wiem, że będą tam ludzie, z którymi mam wspólne tematy do rozmowy. Do miejsca, w którym wszyscy się lubią, rozmawiają ze sobą i tworzą zgraną paczkę miło się przychodzi nawet o wczesnej porze i nawet wysiedzenie 12 godzin nie jest straszne.
Marta ma 22 lata, studiuje i jednocześnie pracuje w dużej firmie outsourcingowej. Do podjęcia pracy skłoniła ją chęć uniezależnienia się od rodziców i podtrzymania kontaktu z językiem francuskim, którego się uczyła. I jeszcze – to trzeba dodać – atrakcyjne wynagrodzenie.

Zapytana o dobrą atmosferę w pracy przyznaje, że ta faktycznie, działa na nią motywująco. Narzeka na przełożonego, którego się boi – znów okazuje się, że taki „ludzki szef” na pewno sprawiłby, że pracowałaby chętniej. Marta chciałaby też, żeby jej pracodawca umożliwiał jej rozwój. No i gdyby traktował pracowników z szacunkiem… Wychodzi na to, że to otoczenie nie pozostaje tak zupełnie bez znaczenia.

Bo docenić trzeba też dobre kontakty ze współpracownikami. – Tak, wzajemne wspieranie się i możliwość wymiany doświadczeń też są ważne – mówi Marta. – Chociaż są wyjątki – dodaje – czasem mam dosyć pytających o wszystko nowych pracowników.
Poza środowiskiem firmy czasami motywuje ją chłopak albo siostra, którzy w trudnych momentach mówią, że da radę. Może jeszcze znajomi, którzy dają do zrozumienia, że imponuje im niezależność Marty.

Iza w tym roku kończy studia klimatologiczne. Pisze pracę magisterską o burzach. Pracuje w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Trudno się nie domyślić, że największym motywatorem do pracy jest dla niej fakt, że udało się jej połączyć pracę z pasją i wszystkie sfery swojego życia skupić wokół tego, co naprawdę ją interesuje. – Moim marzeniem było znalezienie pracy w zawodzie – opowiada. – Udało się. Mam pracę, o której marzyłam. Robię to, co lubię, płacą mi za to i to jest chyba największa motywacja.

Iza nie zaprzecza jednak wcale, że równie duże znaczenie ma dla niej to, z kim i dla kogo ma okazję pracować. – Jest dużo łatwiej robić coś w gronie osób zadowolonych ze swojej pracy, niż ciągle narzekających – tłumaczy. Sama miała szczęście i trafiła do pracy w życzliwym zespole, co bardzo ułatwiło jej tzw. „normalne” funkcjonowanie. Przypuszcza też, że gdyby sytuacja była odwrotna byłoby jej dużo trudniej zmotywować się do działania. – Przychodzenie do pracy nie byłoby dla mnie taką przyjemnością. A przełożony? – Motywuje pozytywnym nastawieniem do pracowników. W razie problemów wiem, że mogę zwrócić się o radę lub pomoc – czego chcieć więcej?

Jest coś, co Iza przyznaje równie stanowczo, jak Marta. Studia, praca magisterska, praca na pełny etat, utrzymywanie kontaktu ze znajomymi, chwila na odpoczynek – wszystko to bardzo trudno pogodzić. Zdarzają się lepsze i gorsze chwile. – W tych gorszych przydaje się mój chłopak, który w odpowiednim momencie potrafi mnie zmobilizować do dalszego działania.

– Z natury jestem leniwy – wyznaje Tymek, choć może trudno w to uwierzyć, bo studiuje na dwóch kierunkach. – Najlepiej mi się pracuje, kiedy zbliża się deadline. Wtedy potrafię się zmobilizować, sprężyć i błyskawicznie (a przy tym dobrze) zrealizować cel. Gdy mam za dużo czasu, to się on rozpływa, najczęściej go marnuję na zupełnie nieprzydatne rzeczy, symulując pracę. Wiemy już, że aby zmotywować Tymka do zadania z kategorii „obowiązkowe, niekoniecznie dobrowolne”, trzeba mu wyznaczyć ścisły, najlepiej nieodległy termin. Co innego, jeśli zadanie go „kręci”. Wtedy w zasadzie napędza się sam.
– Pierwszy kierunek studiów wybierałem z myślą o przyszłości, karierze zawodowej – opowiada Tymek, wspominając czasy SGH. Po pewnym czasie stwierdził jednak, że ekonomia go nie interesuje. Wylądował na geografii, gdzie przez pierwsze trzy lata krystalizowały jego zainteresowania. Wreszcie równolegle rozpoczął studia na kierunku gospodarka przestrzenna. – Zwyciężyły zainteresowania. Już wiem, że nie będę się uczył czegoś, co mnie nie interesuje, nawet gdyby mi obiecywali po tym złote góry.

Tymek podobnie podchodzi do poszczególnych przedmiotów. Jeżeli dany przedmiot jest typową zapchajdziurą, albo też zupełnie nie trafia w jego gusta, to nie poświęci mu zbyt dużo czasu – tylko tyle, żeby zaliczyć. Jeśli jednak coś go interesuje – to chętnie sobie doczytam coś nawet poza tym, co jest w programie – zapewnia.
Do wytężonej pracy może go też zmotywować wykładowca. Wtedy, kiedy potrafi zainteresować tematem, gdy widać, że wykłada z pasją. – Doceniam zaangażowanie – zapewnia. – Jak wykładowca gada bez sensu, nie zna się na tym co wykłada, albo po prostu straszliwie smęci, to zdecydowanie zniechęca mnie do nauki. Tymek dorzuci jeszcze, że zdecydowanie woli, kiedy wykładowca jest bardziej partnerem niż nieosiągalnym absolutem, kiedy jasno określa zasady współpracy i konsekwentnie je stosuje. I kiedy nie przeszkadza w rozwijaniu Tymka zainteresowań.

Tymkowi w motywowaniu przydaje się też rodzina. I nie o pochwały chodzi. – Jak się jest oczkiem (trochę kaprawym, ale zawsze) w głowie rodziny, to chwalą prawie za wszystko. Potrzebny jest autorytet, wzór do naśladowania, a także akceptacja moich wyborów i decyzji. A wsparcie, takie codzienne? – Wystarczy, jeśli nie przeszkadzają

Motywowanie to nie tylko wręczanie pochwał i prezentów. To zapewnienie drugiej osobie poczucia, że wierzę w jej sukces, że ma sens to, co robi i że może ona
liczyć na moje wsparcie. To także otwieranie przed człowiekiem ścieżek rozwoju i stawianie przed nim coraz to nowych, ciekawych wyzwań. Niezależnie od tego jak głęboko przekonani jesteśmy, że na nas tego rodzaju gesty nie robią wrażenia, warto wziąć pod uwagę, że nasza postawa może mieć kolosalne znaczenie w motywowaniu innych do działania. Oczywiście jako lider wędrowników, czy szef zespołu instruktorskiego jesteś z „motywowanym” w nieco innej relacji niż pracodawca, nauczyciel czy rodzic. Ale to przecież te same czynniki – nasze zaangażowanie, atmosfera pracy, pozytywne nastawienie, wzajemne wsparcie – i wiele innych, pozornie błahych, mogą zdziałać więcej, niż pochwała z wpisem do książeczki, więcej niż złota odznaka zasłużonego, a nawet więcej niż służbowy telefon.

  phm. Monika Marks – zastępczyni redaktora naczelnego Magazynu Wędrowniczego Na Tropie, namiestniczka wędrownicza w Hufcu Warszawa – Żoliborz, była drużynowa 127 WDW "Plejady". Studentka V roku geografii na Uniwersytecie Warszawskim