Drogi pamiętniczku

Archiwum / 12.04.2008

Niemalże każdy z nas miał kiedyś pamiętniczek, w którym wpisywał swoje przemyślenia. Ja takowego nie miałem, ale swoje rozważania i refleksje wpisywałem do specjalnego zeszytu, który zawsze mi się walał i zanim zacząłem pisać, musiałem przetrząsnąć cały pokój. Jeżeli macie jeszcze swoje złote myśli, dzienniczki lub kapowniczki, zajrzyjcie do nich – to świetny podręcznik na temat rozwoju człowieka.

 

 

Moja “współpraca” z kapowniczkiem zaczęła się po pierwszej zbiórce 2 Gromady Zuchowej “Skrzacia Rodzina”, gdzie napisałem: “Dzisiaj byłem na pierwszej zbiórce harcerskiej. Było fajnie, za tydzień przyjdę też!”. Oczywiście znalazło się tam kilka błędów ortograficznych i interpunkcyjnych… Tak! Kilka! Byłem w drugiej klasie szkoły podstawowej… Na następnych kartkach mogę przeczytać, że wszyscy moi kumple, tacy prawdziwi, nalezą również do gromady i świetnie się bawimy. Po latach mogę śmiało powiedzieć, że środowisko szkolne nie miało wspływu na kształtowanie się mojej postawy harcerskiej. Było wręcz przeciwnie, bo gry i zabawy wyniesione ze zbiórek rozprzestrzeniały się na podwórku z niebywałym tempem. Niedużo czasu minęło, zanim do gromady wstąpiła większa część mojej klasy. Byłem z siebie dumny, że byłem jednym z pierwszych!

 

Ale wszystko co dobre, szybko się kończy. Przyszła czwarta klasa podstawówki, a wraz z nią kilka nowych twarzy w klasie oraz więcej obowiązków szkolnych. Nie były to czynności zabierające cały polekcyjny czas, ale mimo to wielu z moich kolegów zrezygnowało z uczestnictwa w zbiórkach, a szkoda, bo to właśnie teraz zaczęła się prawdziwa harcerska przygoda! W końcu porzuciliśmy tę obciachową nazwę gromady i staliśmy się harcerzami, znanymi dotąd tylko z opowieści kadry oraz wiele razy oglądanych “Czarnych Stóp”. W tym czasie też próbowałem zachęcić znajomych do oddania się ideom harcerskim, lecz większość z nich wybrało karate albo służenie na mszach w kościele. Ja również nie uległem wpływom kolegów. Znałem swoje miejsce, chociaż jeszcze nie do końca wiedziałem, po co to robię. Wiedziałem tylko, ze moja drużynowa – dh Ola – jest świetna i chcę być taki, jak ona! Dużo opowiadałem o niej kolegom i wychowawczyni. Była moim pierwszym i zarazem największym autorytetem.

 

Pod koniec podstawówki, kiedy jedynymi zajęciami pozalekcyjnymi, na jakie uczęszczali moi znajomi, były lekcje języka angielskiego, gry na gitarze lub SKS-y, zacząłem się w końcu poważnie zastanawiać, co mnie tu właściwie trzyma. Byłem już wywiadowcą, więc świetnie znałem Prawo i Przyrzeczenie Harcerskie oraz główne zasady ideowe, ale jednak słysząc nieraz obraźliwe teksty na temat harcerzy, stale zastanawiałem się, czy idee Baden-Powella są tego warte. Nawet zapisałem to w kapowniku: “Po co? Po co kolejny rok przychodziłem na zbiórki, kiedy mogłem walić w piłkę z kumplami. Albo lepiej się przygotować na sprawdzian… (…) Ale przecież jestem tu już 5 lat!”. W tym czasie próbowałem poukładać sobie hierarchię wartości. Tak… Próbowałem… Bo jak tylko wszystko sobie poukładałem, stało się coś, co wywróciło wszystko do góry nogami.

 

“Podstawówka już skończona! Nareszcie! (…) Za dwa tygodnie jadę na obóz, a później poznam swoją nową klasę! Ciekawe, czy będą w niej jacyś harcerze! A może i harcerki?!”. Tak, tak… Nadszedł czas pierwszych miłości i sympatii… Ale zanim poznałem swoja nową paczkę, świetnie bawiłem się na obozie harcerskim. W ferworze zabawy i niekończącej się przygody miałem dowiedzieć się, że to będzie mój ostatni obóz harcerski jako uczestnik. Od przyszłego roku miałem bowiem zostać przybocznym 15 Gromady Zuchowej. Nie zastanawiając się długo, zgodziłem się, zawsze bowiem chciałem być w kadrze, nie wiedziałem jeszcze wtedy, na co się zdecydowałem. We wrześniu poznałem wiele nowych osób, każda miała inny charakter, inne zainteresowania, ale co zrobić, żeby im się przypodobać? Z początku zdecydowałem się ukryć to, że jestem harcerzem. Przecież znajomi z podstawówki śmiali się ze mnie, a ja muszę najpierw wyrobić sobie pozycję w zespole, jaki stanowi klasa. Niestety, mój plan nie został do końca spełniony, gdyż niefortunnie w budynku, w którym znajdowało się gimnazjum, była też podstawówka, w której mieliśmy przeprowadzić akcję nabór. Po tym, jak klasa dowiedziała się o tym, że jestem harcerzem, okazało się, że mam w klasie harcerkę z dobrze znanego mi środowiska. Dodatkowo była bardzo ładna. Od razu zwróciła moją uwagę . Pomimo tego, że od razu się z nią zakolegowałem, było już tylko gorzej.

 

Nowi znajomi często się wyśmiewali ze mnie i zasad panujących w „sferach” harcerskich. A ja za wszelką cenę chciałem im zaimponować. Niestety, stwierdziłem, że to nie ma sensu dopiero wtedy, kiedy rodzice poczuli ode mnie zapach piwa, a komendant szczepu zagroził mi, że nie pojadę na kolonię zuchową, jeżeli nie zacznę pracować w gromadzie. Gimnazjum miało niestety na mnie bardzo zły wpływ, ale udało mi się wszystko wyprostować i wszystko było po staremu. Wtedy również odkryłem, do czego właściwie służy harcerska metoda wychowawcza. Byłem szczęśliwy, że otaczają mnie ludzie, na których mogę liczyć. Wspomniana dziewczyna wkrótce stała mi się bliższa i to również dzięki niej jestem tu nadal. Byłem bardzo dumny, mogąc przynieść dyrektorce szkoły Betlejemskie Światło Pokoju i nie obchodziły mnie za bardzo szydercze uśmiechy moich znajomych. Wiedziałem, że nie jestem harcerzem z przypadku.

 

Po gimnazjum przyszło liceum, a wraz z nim nowa drużyna – 16 DW “KATHARSIS”. Było to coś zupełnie nowego. W końcu rozmowy na poważne tematy, pomoc ze strony drużyny w najważniejszych i najbardziej błahych problemach. Dopiero ta drużyna była prawdziwą nierozerwalną jednością. Ale oprócz życia harcerskiego, które do czasów gimnazjum było moim jedynym życiem, wykształciło się również życie towarzyskie, któremu także poświęcałem masę czasu. Po rozpoczęciu roku szkolnego od razu pochwaliłem się moim członkostwem w Związku Harcerstwa Polskiego. Niestety, tym razem nie miałem żadnego harcerza w klasie. Również nowi znajomi nie mieli zbyt dużego kontaktu z harcerzami, byłem więc bardzo ciekawym osobnikiem w tej małej społeczności. Udało mi się nawet zaprosić kilku kolegów na zbiórkę drużyny, niestety żaden z nich nie jest teraz wędrownikiem. Gdy koledzy pytali mnie o różne kwestie natury harcerskiej, czasami nie miałem wyrobionego zdania, powtarzałem to, co mówili znajomi instruktorzy lub to, co wyczytałem w Internecie. Zmusiło mnie to, aby zacząć naprawdę zastanawiać się nad ważnymi kwestiami, jak np. wychowanie młodego człowieka, rola wędrownika w organizacji itp.

 

Podjąłem również decyzję o tym, że nie chcę do końca życia tkwić w drużynie lub szczepie, dlatego m.in. zacząłem na poważnie współpracować z hufcem oraz później z zespołem Wortalu Wędrowniczego.

 

Od czasów liceum wiele razy zmieniałem poglądy w różnych kwestiach, ale dużego wpływu nie miało na to środowisko zewnętrzne. Nie zmieniłem nastawienia do wartości oraz idei skautowych, jednak bardzo umocniła się moja więź ze znajomymi, którzy tak samo, jak ja, są harcerzami.

Podane wspomnienia są moimi prawdziwymi wspomnieniami, jednak podejrzewam, że każdy może w ten sam sposób opisać swoją ścieżkę, którą musiał przejść, aby móc dzisiaj przeczytać ten artykuł. Niezaprzeczalne jest to, że środowisko zewnętrzne, a w dużej mierze środowisko szkolne i jego zmiana, ma duży wpływ na kształtowanie się naszych poglądów, relacji międzyludzkich oraz, co za tym idzie, postawy harcerskiej.

Zdjęcie: http://www.coventrygangshow.co.uk/fckeditor/UserFiles/Image/diary.jpg

 

  Tomasz Pawlisiak – członek Zespołu Promocji i Informacji Hufca ZHP Katowice, członek 16 Drużyny Wędrowniczej “KATHARSIS”. Student Makrokierunku na wydziale Automatyki, Elektroniki i Informatyki Politechniki Śląskiej.