Silezyjski interkulturyzm
I oto harcerskie wakacje minęły. Większość ma już plany na następne i odhacza w kalendarzu dni do czerwca 2009. Ja jeszcze wspominam i podsumowuję wielkie wydarzenie – w tym roku Polska była gospodarzem IX Zlotu Europy Środkowej, warto więc wspomnieć o niektórych jego elementach i poznać opinię zagranicznych gości na temat polskiej organizacji zlotu.
Przedzlocie zlotu
Jako członek IST na zlocie musiałam pojawić się wcześniej niż uczestnicy. Oczywiście od razu oddałam się dogłębnym obserwacjom, aby służyć harcerskiemu światu rzetelnymi informacjami. Szczerze mówiąc początkowo przypuszczałam, że będą kłopoty. Zaczęło się od tego, że nie przyjechali wszyscy wolontariusze. Jednak mimo drobnych problemów udało się zbudować i postawić wszystko to, co zbudowane i postawione być miało. Moje oburzenie powodowało jedynie położenie miejsca zlotu – chorzowski park. Wbijanie śledzi w beton nie nastrajało optymistycznie, a niezaspokojona ciekawość mieszkańców Chorzowa powodowała, że czułam się jak na wystawie – wciąż podpatrywana. Wiele osób przychodziło też do nas, by dowiedzieć się, „co tu właściwie się dzieje”. Jak się okazało, nie tylko ja miałam problem z zaakceptowaniem tej lokalizacji: „Miejsce naszego zakwaterowania nie było zbyt ciekawe – było go po prostu za mało. Namioty musieliśmy rozstawiać bardzo blisko siebie, tak żeby starczyło miejsca pozostałym uczestnikom. Sama przyznam, że wolę bardziej obozować w lesie, wtedy przynajmniej impreza ma swoją uroczą atmosferę. Widok asfaltu, brak drzew i nowoczesne budynki widziane od rana do wieczora nieco psują humor”, jak stwierdziła Eleonora Dzenisovich z Białorusi. To prawda, bliskie sąsiedztwo wszystkiego powodowało czasem, że w namiocie czuć było subtelną nutę toiki… Jednak ważniejszy okazał się panujący u nas klimat. Skaut z Omanu opisał swoje pierwsze wrażenia w ten sposób: „Od pierwszego dnia moja grupa czuła się jak u siebie w domu, wszędzie byliśmy mile widziani – pytano nas, czy podoba nam się to, co się dzieje, jeśli mieliśmy jakieś pomysły, to brano je pod uwagę… Stanowiliśmy po prostu część grupy. Na innych zlotach tak nie było”. I rzeczywiście, po kilku dniach nabraliśmy rozpędu, a cała sprawa nabrała rumieńców, gdy w zlotowym miasteczku zamieszkało 1800 skautów z 24 krajów świata.
Propozycje programowe
Program – jak wiadomo – to jedna z najważniejszych rzeczy na zlocie. Dobrze przygotowany jest gwarantem udanej imprezy. Muszę przyznać, że tym razem byłam mile zaskoczona różnorodnością – dla każdego coś się znalazło. Pytając o opinię na temat zajęć, słyszałam zazwyczaj: „Bollywood Dance rulez!”. Taniec indyjski zdecydowanie prowadził w rankingach, niektórzy pojawiali się na tych zajęciach nawet siedem razy! Na nieco niższym miejscu uplasowało się strzelanie z łuku, następnie joga i wypiekanie chleba. Wszystkie zajęcia prowadzone były w języku angielskim, co według niektórych uczestników nie do końca było dobrym pomysłem. Eleonora tłumaczy: „Część zajęć, bezspornie bardzo ciekawych, ominęła nas z powodów nieznajomości języka angielskiego, przeważnie wśród młodszych harcerzy. Może warto było postawić bardziej na przygotowanie choć części zajęć w rodzimych językach?”. Propozycja ciekawa, ale czy nie nazbyt skomplikowałaby życie organizatorom?
Jak powszechnie wiadomo, harcerze są fanami wszelkiego rodzaju integracji – jurni młodzieńcy chętnie nawiązują znajomości z wdzięcznymi dziewczętami i vice versa. Wieczorami mieli ku temu sposobność, jako że wieczorny program obfitował w różnorakie możliwości. I nie były to tylko standardowe koncerty (chociażby koncert Irish Coffee – trudno go nazwać standardowym, był zjawiskowy!) czy karaoke, ale np. salsoteka czy arabska noc, które dawały możliwość poznania różnych sposobów wyrażania siebie poprzez taniec i muzykę.
Jedność
Organizatorzy Silesii ogromny nacisk kładli na tolerancję i poczucie jedności. Wciąż trafialiśmy na dyskusje dotyczące różnic wyznaniowych, była także ukazana różnorodność religijna uczestników, przez co zachęcano nas do lepszego poznawania się nawzajem. To dość istotne, niełatwo jest dyskutować o tak delikatnej kwestii, jaką jest religia. Tę możliwość docenił m.in Khalid K. Al Balushi: „Zrozumiałem, że taki zlot daje mi okazję rozmawiania otwarcie o arabskich skautach i o naszej religii. Prowadząc dyskusje w Faith and Believers Camp, próbowałem odpowiedzieć na wszystkie pytania dotyczące naszej wiary, a także uczyć się o innych. Czułem, że naprawdę odkrywam nowy świat, nowy sposób na skauting, nową generację ludzi, którzy szanują Arabów, szanują muzułmanizm.”
Nie tylko religia nas różniła. Dlatego też kadra zadbała o to, by każdy kraj mógł się zaprezentować. Dzień Narodowy i Dzień Skautowy były okazją do dowiedzenia się np. czym są holenderskie wyścigi w chodakach albo czeski batik. Polacy natomiast doskonale bawili się, obserwując reakcję osób pierwszy raz próbujących oscypków.
Pobór energii życiowej
Każdy szanujący się zlot ma coś takiego jak kawiarenka. Czajownia prowadzona przez Czechów przeszła moje oczekiwania – stanowiła absolutne centrum, jądro zlotu. Wieczorami przychodziły tam dzikie tłumy. Po pierwsze primo – menu było naprawdę różnorodne, po drugie primo – klimat był doskonały, stanowił wspaniałe tło dla przedniej zabawy. Międzynarodowe towarzystwo skupione przy dźwiękach gitar mogło swobodnie poddać się atmosferze zlotu i zapomnieć o wszelkich troskach. Czajownia nie była jednak jedynym takim miejscem. Tuż obok mieściła się góralska karczma, na podobozie IST natomiast powstała kawiarenka prowadzona przez Słowaków. Dodatkowo, jeśli ktoś miał ochotę na dynamiczniejsze spędzanie nocnych godzin, mógł udać się na którąś z węgierskich dyskotek, gdzie zazwyczaj rządził rock&roll. Tak, wiem jak to brzmi. „Dyskoteka” na zlocie. Ale uwierzcie mi, wybawiłam się za wszystkie czasy.
Nie zapomnijmy jednak o najważniejszym źródle energii – o posiłkach. Silesiowe dania zasługują na odrębny akapit. Nie dość, że były przyzwoite w smaku i często dość ciepłe, to dodatkowo cała ceremonia posiłku odbywała się ekologicznie. Uczestnicy dbali o segregację i tym podobne sprawy, organizatorzy natomiast wprowadzili pewną nowość – drewniane sztućce, które wzbudziły taki entuzjazm, że niektórzy zabierali je do domu jako pamiątkę.
Długo można by komentować zlot, jego przygotowanie, infrastrukturę czy program. Jednak o tym prędzej czy później zapomnimy (pamięć afektywna!), a nawiązane przyjaźnie, niezwykła atmosfera jedności i braterstwa, zabawne wydarzenia i ciekawe doznania pozostaną w bagażu zabranym z miejsca zlotu już na zawsze. Mimo że uczestnicy pochodzili z różnych zakątków świata, mimo różnych obyczajów, tradycji czy religii, będziemy pamiętać przede wszystkim o tym, że jesteśmy równymi sobie obywatelami świata i że ważniejsze jest to, co nas łączy, a nie dzieli.
ntować zlot, jego przygotowanie, infrastrukturę czy program. Jednak o tym prędzej czy później zapomnimy (pamięć afektywna!), a nawiązane przyjaźnie, niezwykła atmosfera jedności i braterstwa, zabawne wydarzenia i ciekawe doznania pozostaną w bagażu zabranym z miejsca zlotu już na zawsze. Mimo że uczestnicy pochodzili z różnych zakątków świata, mimo różnych obyczajów, tradycji czy religii, będziemy pamiętać przede wszystkim o tym, że jesteśmy równymi sobie obywatelami świata i że ważniejsze jest to, co nas łączy, a nie dzieli.