James Bond – seria książek
Tak raczej z sentymentu zainteresowałem się nową serią dodawanych do „Rzeczpospolitej” książek. Jako dziecko uwielbiałem filmy o agencie 007 i zawsze cieszyłem się. gdy po raz kolejny mogłem z zapartym tchem obejrzeć znane na pamięć sceny.
W miarę jak dorastałem, zainteresowanie członkiem MI6 stopniowo malało, a po debiucie Brosnana w głównej roli zarzuciłem oglądanie kolejnych filmów. Wiedziałem jednak od dawna, że obrazy te nie pojawiły się z próżni a były kręcone na podstawie książek niejakiego Iana Fleminga. A człowiek ten podobno wiedział o czym pisze bo sam w angielskich tajnych służbach działał długie lata. Cukierkowość i odrealnienie filmowej serii zniechęciło mnie jednak do szukania pisanej wersji. Trwało to do czasu, aż książki nie przyuważyłem w kiosku znajdującym się jakieś 15 metrów od mojego mieszkania. Pierwsza część kosztowała jakieś 9 złotych, więc wiele się nie namyślając zakupiłem lekturę.
Seria zaczęła się od „Żyj i pozwól umrzeć”. „Casino Royale” zostało pominięte pewnie ze względu na stosunkowo niedawną premierę filmu a co za tym idzie większe koszty licencji. Książki charakteryzują się jednak tym, że nie ma potrzeby czytać ich w konkretnej kolejności. Mimo, że w międzyczasie przegapiłem (czego do dziś żałuję) dwie części sięgając po czwartą z kolei wciąż wiedziałem o co chodzi.
Z chwilą pisania tego tekstu zaliczyłem już trzy tomy serii Fleminga, a po czwartą nie sięgam tylko dlatego, że jestem w trakcie czytania kilku innych książek. Bond na papierze zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Jego postać jest bardziej prawdziwa od nieśmiertelnego bohatera kinowego. Nie ma tysięcy dziwacznych gadżetów, popełnia błędy i często ciężko obrywa przypłacając to kolejnymi bliznami szpecącymi jego oblicze. Papierowy James wyzbyty jest również dziecinnych powtarzanych w kółko tekstów o Martini i swoim imieniu, co dodaje tej postaci realizmu. Jego przeciwnicy jednak, podobnie jak w filmach, bywają groteskowi. Zamiast go po prostu zastrzelić wymyślają mu finezyjne sposoby śmierci wcześniej prowadząc z nim długie rozmowy. Na szczęście w niczym nie ujmuje to frajdy z czytania.
Książki są niedługie, niewymagające i bardzo odprężające. Kolejnym częściom udaje się uniknąć schematyczności i przewidywalności zdarzeń (poza tym, że główny bohater przeżyje). Większość filmów widziałem kilkukrotnie a jednak różnią się one na tyle znaczącą od książek, że nie wiem co stanie się na następnej stronie. Niska cena 19 złotych, zachęca do cotygodniowego udania się do kiosku. Wydanie Rzeczpospolitej dodatkowo zaopatrzone jest w wyjaśnienia trudniejszych terminów na końcu.
Do minusów książek zaliczyłbym miejscami archaiczny język. W dzisiejszych czasach trochę ciężko czyta się o „Murzynach” w Stanach Zjednoczonych. Częste są również pojawiające się tu i ówdzie literówki. Po jakimś czasie można się jednak do tego przyzwyczaić.
Jeśli lubicie książki sensacyjne, uwielbiacie twórczość autorów pokroju Ludluma, a w dzieciństwie chcieliście być jak Sean Connery śmiało idźcie do salonu prasowego po kolejną część tej 13 tomowej serii. Ukazują się one w każdy piątek, a ostatnią kupić będzie można od 28 listopada.
Andrzej Walusiak - drużynowy 101 Poznańskiej Drużyny Wędrowniczej, przyboczny 100 PDH im. gen. St. Maczka, członek komendy hufca Poznań Grunwald i hufcowej KSI.