Nie czuję się frajerem
Macie czasami wrażenie, że życie wam ucieka? Że gdy wasi znajomi poświęcają czas na perspektywiczne i budujące ich karierę działania, wy ciągle „bawicie się” w harcerstwo? Niektórzy nawet nie wytrzymują presji i porzucają ZHP na rzecz całkowitego oddania się rozwojowi zawodowemu. Kto ma rację?
Większość wakacji mojego życia poświęciłem harcerstwu. Co roku obozy, zloty i kursy. Nie zawsze starczało czasu i pieniędzy na zwykły wyjazd z kolegami (choćby tymi z harcerstwa) pod namiot czy na łódkę. Nie żałuję. I nie czuję się frajerem.
Istnieje pewna grupa moich znajomych, którzy przez szereg lat kolekcjonowali kolejne mocne punkty do swojego CV. W czasie, kiedy ja chodziłem na zbiórki, oni zdobywali certyfikaty językowe. Gdy ja wędrowałem z drużyną, oni odbywali praktyki wakacyjne. Gdy prowadziłem kursy pierwszej pomocy, oni pisali prace naukowe. Nie żałuję. I nie czuję się frajerem.
Niektórzy moi koledzy i koleżanki zajmują się dokładnym planowaniem swojej kariery zawodowej. Mają już przemyślane staże i specjalizacje. Gdy ja głowię się nad ważnym harcerskim problemem, oni porównują oferty angielskie z holenderskimi. Ja jeszcze do nich nie zerkam. Nie żałuję. I nie czuję się też frajerem.
Starsi ode mnie instruktorzy harcerscy opowiadają mi czasem o swoich studenckich czasach. O tym, jak wędrowali po górach, pływali na łódkach czy śpiewali do rana. Nie opowiadają o praktykach czy stażach. Po studiach znaleźli nie tylko pracę, lecz także dziedzinę, w której chcieli się rozwijać. Dziś mają 40 czy 50 lat i są zadowoleni ze swojego życia zawodowego, mimo że nie wszyscy zrobili oszołamiające kariery. Uśmiechają się, gdy opowiadają o swoich studenckich czasach. Nie żałują. I nie czują się frajerami.
Niektórzy chyba jednak uznają mnie za frajera. Pytają: ty w tym harcerstwie to za darmo? Odpowiedź ich dziwi; czasem tylko – kiedy opowiadam im o tym, co robiliśmy i nadal robimy – widzę w ich oczach zazdrość. Niektórzy nawet się do tego przyznają. Że żałują, że nie dane im było przeżyć podobnych rzeczy.
Mam wrażenie, że ktoś naszemu pokoleniu chce zabrać młodość.
Mam wrażenie, że ktoś naszemu pokoleniu chce zabrać młodość. Odrzeć ją z wielkich przygód i szalonych pomysłów. Jak najwcześniej wsadzić nas w garnitury czy garsonki i postawić przed kserokopiarkami. Noce pod namiotami ktoś chce zamienić na noclegi w hotelach podczas konferencji, a szalone podrywy zredukować do biurowych romansów. Buty trekkingowe zamienić na wypastowane lakierki, a autostop na służbowy samochód.
A ja młodości zabrać sobie nie dam, bo myślę, że my wszyscy jeszcze się nakserujemy. Jeszcze się nazarabiamy, nastażujemy i napraktykujemy. Nie, nie namawiam do stania się Gaudentym Jelonkiem z tekstu Filipa Springera ani do porzucenia wszelkich życiowych aktywności na rzecz harcerstwa. To patologia, przed którą trzeba się bronić rękami i nogami. Nie dajmy sobie jednak wmówić, że dokonujemy złych wyborów, nie poświęcając całego możliwego czasu na karierę zawodową. Nie dajmy się przekonać, że miesiąc w górach jest mniej cenny niż miesiąc na praktyce w dobrej firmie.
Cała masa harcerzy boi się, że to harcerstwo za dużo im zabiera. Faktycznie, zabiera niemało. Ale ile daje?
Cała masa harcerzy boi się, że to harcerstwo za dużo im zabiera. Faktycznie, zabiera niemało. Ale ile daje? Ilu ludzi, ile przeżyć, ile przygód, ile wyzwań? Ile umiejętności i doświadczeń, zupełnie dla skautingu wyjątkowych? Zarządzanie małym zespołem, motywowanie, rozwiązywanie konfliktów – tego wszystkiego nauczymy się w ZHP niejednokrotnie lepiej niż na suto opłaconym szkoleniu. Ale nie po to tu jesteśmy. Więc po co? A po to, żeby zrobić w życiu kilka rzeczy niemożliwych. I ruszyć w świat.
Jakub Sieczko - szef Harcerskiej Szkoły Ratownictwa, instruktor hufca Warszawa Żoliborz. Wywodzi się z 33 KHDŻ „Pasat” (hufiec Kielce-miasto). Student medycyny na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym.