Wakacyjne usterki

Archiwum / Mateusz Kot / 16.05.2009

Wiele jest sposobów na to, żeby popsuć sobie wakacje. Czasem wystarczy jedynie nie wziąć pod uwagę jakiegoś drobiazgu… Ci, którzy nie zdają sobie z tego sprawy, rzadko wracają do domu… zadowoleni, oczywiście.

Zejście 

Jego jedynym orężem był telefon komórkowy ze słabnącą baterią, a przeciwnikiem – pusty labirynt betonowych korytarzy dziesięć metrów pod ziemią.

Paweł stał otoczony ciemnościami, ciężko dysząc. Zmarzniętymi palcami nerwowo przełączał włącznik latarki, lecz na próżno. Żarówka pękła, kiedy młody podróżnik przewrócił się kilka minut wcześniej, schodząc po betonowych schodach w głąb opuszczonych podziemi. Barierka, której się trzymał, zarwała się – jedna ze starych śrub nie wytrzymała próby czasu. Od teraz jego jedynym orężem był telefon komórkowy ze słabnącą baterią, a przeciwnikiem pusty labirynt betonowych korytarzy dziesięć metrów pod ziemią.
– Jak tam wchodziłem, na zewnątrz było około trzydziestu stopni – mówi. – Ale im niżej schodziłem, tym było zimniej. Nie byłem na to przygotowany. I jeszcze ta latarka… Dobrze, że w komórce miałem diodową. Wszystko inne zawiodło. Myślałem, że tak się dzieje tylko w filmach…

Nie wszystkie takie ekspedycje kończą się na tyle szczęśliwie, aby można było usłyszeć o jej przebiegu od uczestników. Ale pozostawione same sobie opuszczone budynki, niezabezpieczone przez władze gminne przed wtargnięciem nieproszonych gości, kuszą dużą dawką emocji i wakacyjną przygodą. Bo przecież trzeba mieć coś do opowiedzenia, gdy ktoś zapyta: „Co robiłeś w wakacje?”. Zwłaszcza gdy o wylegiwaniu się na plaży będzie mówiła co druga osoba.

Falstart

Wakacji wcale nie trzeba sobie zepsuć przecenieniem własnych sił lub złą oceną sytuacji. Są na to prostsze sposoby.

Wakacji wcale nie trzeba sobie zepsuć przecenieniem własnych sił lub złą oceną sytuacji. Są na to prostsze sposoby. Przekonał się o tym Darek, który całe dwa miesiące spędzi, siedząc w pokoju i… ucząc się do egzaminu poprawkowego z języka polskiego.

– Trochę sobie odpuściłem i teraz mam całe wakacje zmarnowane – przyznaje.

Nie jest jednak osamotniony w wydłużonej wędrówce ku wiedzy, gdyż siedmiu jego kolegów z klasy wybrało podobną formę „rekreacji”. Jedyną niteczką, która będzie go jakoś trzymać przy zeszytach i lekturach, jest nadzieja, że nie będzie musiał powtarzać całego roku szkolnego, a dwa zmarnowane miesiące będą odpowiednią zapłatą za kolejne dziesięć.

Tylko gałąź i sznur

Kilka chwil przed skokiem nie przypuszczał, że tragedia może dotknąć właśnie jego.

– Kilka lat temu pojechałem z kolegami nad jezioro. Znaleźliśmy nad nim specjalne miejsce, gdzie do konara rosnącego nad wodą był przywiązany sznur. Cała zabawa polegała na jak najsilniejszym rozhuśtaniu się i wysokim wybiciu  – opowiada Konrad bez uśmiechu. – Bardzo mi się to podobało. Wybijałem się w powietrze na wysokość pięciu metrów. Za którymś razem jakoś wysoko się rozbujałem i skoczyłem na główkę z rękami złożonymi jak do pływania strzałką. Kiedy przebiłem linię wody, trafiłem w dno pełne połamanych gałęzi, a ręce zagłębiły mi się po łokcie w mule.

Konrad z całej sytuacji wyszedł bez poważniejszych urazów. Parę zadrapań i siniaków, jak sam przyznaje, nie były najwyższą ceną, jaką mógł zapłacić. Kilka chwil przed skokiem nie przypuszczał, że tragedia może dotknąć właśnie jego. Wiedział o tym, że ludzie po takich skokach często są skazani na wózek inwalidzki lub nawet gorzej. Reklamy telewizyjne, ostrzeżenia i apele o ostrożność nie przemawiały do niego, gdyż żadnej z osób, z którymi wybrał się na biwak, jak również ich znajomym, nic podobnego się nie przytrafiło.

– To było takie głupie – przyznaje. – Już nigdy czegoś takiego nie zrobię. Cały wyjazd miałem przez tę jedną chwilę rozwalony, bo szybko się zorientowałem, jak mało brakowało.

Za mało tlenu

Jak łatwo zaobserwować, radość z wakacyjnego wyjazdu jest w stanie zniweczyć nie tylko widmo śmierci wyciągającej po człowieka swe zimne, kościste palce. Często, zamiast sama się pofatygować, wysyła swego złośliwego brata o imieniu Czas.

– Kiedyś z przyjaciółkami wypożyczyłyśmy sobie jacht na dwa tygodnie – opowiada Monika. – Był mały, bez dodatkowych zbędnych wygód, a przez to tani. Wypłynęłyśmy we cztery, a w środku było tyle miejsca, byśmy się przespały stłoczone, a w dzień siedziały na zewnątrz – w kokpicie. Rejs miał trwać dwa tygodnie.

Odpowiedzialna za całą sytuację była mała iskra, która padła na mieszankę wybuchową powstałą z narastających konfliktów, niewypowiedzianych słów lub ich nadmiaru.

Jednak wcale tyle nie trwał. Nie przerwał go sztorm, zła pogoda czy poparzenia słoneczne drugiego stopnia. Odpowiedzialna za całą sytuację była mała iskra, która padła na mieszankę wybuchową powstałą z narastających konfliktów, niewypowiedzianych słów lub ich nadmiaru. A kiedy cała załoga kłóci się bez przerwy, nie da się już śpiewać szant przy ognisku do trzeciej w nocy. Nie da się robić, tak naprawdę, nic.

– Ciągle się przyjaźnimy – mówi z uśmiechem jej przyjaciółka z rejsu. – Ale nie ma sensu pływać na takie długie wyprawy. Przed wyjazdem było fajnie rzucać zapewnieniami, że jak najdłużej chcemy być razem, ale warto dwa razy to przemyśleć.

Zrób to sam

Smaku zmarnowanych dwóch najpiękniejszych miesięcy w roku należy życzyć każdemu. Przynajmniej raz w życiu.

Są tysiące sposobów na zepsucie sobie wakacji i każdy jest równie skuteczny. Wszystko zależy od braku pomyślunku lub inwencji twórczej. Ale smaku zmarnowanych dwóch najpiękniejszych miesięcy w roku należy życzyć każdemu. Przynajmniej raz w życiu. Bo jeśli wszystko, co się je, zawsze będzie słodkie, czy naprawdę będzie się wiedzieć, czym jest słodycz? Dlatego czasem, oczywiście nieumyślnie, warto zostawić w domu szczęście, by na następne wyjazdy pamiętać, by je ze sobą zabrać.

Mateusz Kot - student Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa na UKSW, żeglarz