Kadrze się nie chce
Warsztaty dziennikarskie „Na Tropie”. Sobotni poranek po nocy spędzonej na szkolnej podłodze, od której każdego dzieliła cienka karimata. „Wiesz… Obudziła mnie starość…”, mówi mi jedna z druhen. Ma dopiero 23 lata.
Druhna się nie wyspała, bo podłoga była twarda. Pocieszam ją, że ja też miałam przerywany sen, bo budziłam się z zimna. Siedziałyśmy tak na szkolnych krzesełkach (och, zapewne oparcie było pod złym kątem, ale przemilczałyśmy to!) i biadoliłyśmy, jakie to teraz niewygodne podłogi robią. Pomyślałam sobie, że kilka lat temu, kiedy byłam rozbrykaną harcereczką, takie spanie na podłodze to była przygoda. Sama radość! Można wybrać sobie dowolne miejsce na sali i pobawić się w śpiworową gąsienicę. Teraz to sobie ci starsi podjeżdżają pod szkołę samochodem, bo przecież sami by nie unieśli materaców, poduszek i kocyków. Kadra jest wygodnicka! Zrozumiałe, że im człowiek starszy, tym chce mieć wygodniej. Ale niejeden instruktor wpycha „swoje dzieciaki” do ciasnej sali, a sam – razem ze swoją świtą – załatwia sobie pokój dla VIP-ów. Czasem tylko brakuje telewizora. Na obozie nie jest lepiej. Najgorzej ma oboźny. Ktoś kiedyś wymyślił hasło: „Oboźny jest zawsze z obozem” i od tamtej pory posiadacz gwizdka cierpi. Bo jeśli są jakieś zajęcia w terenie, to oboźny musi pilnować ludzi, a w tym czasie pozostała część kadry leży do góry brzuchem lub idzie nad jezioro. Oczywiście to tylko dlatego, że muszą przemyśleć kwestie programowe i organizacyjne… Nigdy się z tym nie spotkaliście? Ja kilka razy byłam oboźną i też cierpiałam, kiedy wysyłano mnie, abym w prażącym słońcu obserwowała, jak nasze druhenki radzą sobie z odbijaniem piłki kijem do baseballa. W tym czasie reszta mojej komendy była na wakacjach. Brakowało tylko hamaka, drinków z palemką, słomianych kapeluszy i klapek Kubota.
Kadra się obija. Robi wszystko, żeby wymigać się od najtrudniejszych zajęć albo po prostu od zajęć, które zwyczajnie zajmują ich cenny czas. Takim zajęciem jest na przykład powitanie dnia. Wiele razy moja komendantka nie stawiała się na wspólne śpiewanie o skowronku, bo musiała przemyśleć, co napisze w dzisiejszym rozkazie. Oczywiście najlepiej myśli się w śpiworze. Zbieranie chrustu to też jest hit. Oboźna ma wytłumaczenie, bo stoi przy chrustowym i odhacza, kto przyniósł odpowiednią liczbę badyli. Aż palec jej więdnie od wskazywania: „Ty! Jeszcze jedna kolejka”. Pozostała część kadry załatwia w tym czasie inne ważne rzeczy – nie tak błahe, jak chrust. Na przykład podwieczorki: czy aby na pewno zaprzyjaźniony magazynier przygotował dziś o trzy batony więcej…? Dla kadry, rzecz jasna.
Kadra nie zawsze myje się w miskach. A już na pewno nie ze swoimi podopiecznymi, którzy mają około 15 cm2 miejsca na osobę. Kadra poczeka do zmroku, kiedy namioty sanitarne są wolne, weźmie lampę gazową i przy pełnej widoczności zażyje odświeżającej chlapaniny w pustej łaźni. To wersja dla kadry, której trochę się chce. Jest też inny sposób: pod osłoną nocy można namydlić całe swoje ciało i po prostu wejść do jeziora, aby nadto się nie przemęczać z trudnym spłukiwaniem mydlin. Kilka ryb wypłynie na powierzchnię (oczy będą miały zamknięte bynajmniej nie z powodu oślepiającego blasku księżyca), ale kadra będzie czysta i pachnąca. Ostatni sposób – bardzo sprytny – to mieć kontakty. Wystarczy zapakować przybory toaletowe w zgrabny i modny plecaczek, wsiąść w samochód (najlepiej z szoferem, może być nim np. zaopatrzeniowiec) i udać się do domku Leśniczego, aby wziąć najzwyklejszy w świecie prysznic w najzwyklejszych w świecie domowych warunkach. Uwaga! Należy pamiętać, aby nie rzucić się w oczy swoim podopiecznym! Przecież mogą się poczuć niesprawiedliwie…
Po kilku latach bycia w kadrze naprawdę zaczynają boleć palce i nogi. Palce od ciągłego wskazywania rzeczy do zrobienia i wykonawców. Nogi natomiast od ciągłego stania w miejscu i nadzorowania. Czasem nieźle też ćwiczą się mięśnie łydek, bo trzeba sporo się nadchodzić, aby dopilnować, czy wszyscy robią wszystko tak, jak trzeba. W końcu jednak taki kadrowicz usiądzie, bo pewnie uda mu się oddelegować jakiegoś nadzorującego, który będzie składał raporty… Młodsi harcerze muszą żyć w przeświadczeniu, że ich opiekunowie siedzą tylko po to, aby móc zregenerować siły potrzebne do organizacji wszystkiego, co dzieje się dookoła. Gdy byłam szarą druhenką, nieraz zadawałam mojej przełożonej pytanie: „A dlaczego ty tego nie robisz?”. W odpowiedzi słyszałam coś w stylu: „Bo ja muszę załatwić…” i tu zazwyczaj ktoś nam strasznie niefortunnie przerywał i musiałam sobie pójść.
Tak. Ja wiem. Kadra nie ma lekko. Nie śpi po nocach, musi wszystko zgrać, martwić się o program, o bezpieczeństwo, o logistykę. Sama byłam w komendzie podobozu przez wiele lat i wiem, jak to jest kłaść się w środku nocy i wstawać o 6:40… dzień w dzień. Wiem, jak trudno jest się skupić na myśleniu, kiedy co chwila jakaś druhenka przychodzi i pyta, czy może iść do latryny. Wiem, że kadra odwala kawał ciężkiej roboty i bez kadry nie byłoby tak fajnie. Trochę generalizuję; wierzę, że jest też kadra, której się CHCE. Która biega z dzieciakami po lesie, która zbiera chrust, obiera ziemniaki i cieszy się twardą podłogą. Niestety, jednak wszystkie wymienione przeze mnie przykłady wygodnictwa są prawdziwe. Zatem co robimy ze znanym „świeć przykładem, świeć”? Oby nie okazało się, że „o rycerstwie spod kresowych stanic, o obrońcach naszych polskich granic” możemy mówić tylko jako o starych dziejach – bez przełożenia na dzisiejsze harcerstwo. Mówię do Ciebie, Drogi Kadrowiczu: „Pręż swój młody duch, pracując za dwóch!”, a Twoi harcerze będą szczęśliwsi.