"Usypać ziarnko fantazji"

Archiwum / 12.04.2010

Nieładnie jest podsłuchiwać. Jak się tego wystrzegać, gdy jedzie się windą przez 16 pięter? Czasem warto nadstawić ucha. W takim mikroświecie opowieści się potęgują, odbijają od wąskich ścian, mnożą przez wyobrażenia ponad dwustu lokatorów z bloku. A rozbija się o idealne rodziny.

 

 

Prolog ma szesnaście pięter

Właściwa rozmowa toczy się od piętra siedemnastego i ewidentnie ją przerywam, wsiadając na szesnastym. Pani I chrząka głośno, Pani II zachęcająco kiwa głową. „Tak to dziwne, że są razem, ale jakie to ładne. January poznał ją w mało romantycznej scenerii. Taka historia z cyklu niemalże możliwych. Łapie spojrzenie Dusi w tramwaju…”. Jesteśmy na dziesiątym, wsiadają dwie osoby. „…zabiera ją na kremówki, piszą listy, jesienią zbierają liście w parku. Latem ona brudzi sobie buzię jagodami na wycieczce do lasu, a on myśli, że to przeurocze. I kiedy tak się uśmiecha tymi ohydnie fioletowo-zielonymi zębami, wtedy on mówi, że ją kocha”. Czwarte, dziewczyna obok mnie patrzy w lustro i udaje, że jej z nami nie ma. „A potem to już daje kamień. Na saksach. Kolacja: w niesmaczny deser znajomy szef kuchni wtyka ćwierć karata, Dusia omal nie dławi się ciastem. January patrzy w jej szklące się oczy i widzi w nich twarze swoich przyszłych dzieci…”. Parter. Z zapałem wyskakując z windy, słyszę tylko Panią II: „O matko, idealnie!”

Snucie wyobrażeń doskonałych relacji i świetlanej przyszłości jest nieuniknione. „Idealny” początek mógłby wyglądać właśnie tak, jak ten w historii z windy. Pytam: jaki równie idylliczny ciąg dalszy chcieliby skonstruować po wspaniałym starcie Dusia i January?


Rodzicielstwo to projekt

Dusia, 40+, wykształcenie wyższe; pracuje w budżetówce, mieszka w dużym mieście, pochodzi z miasteczka Pe.

– Dzieci jest trójka, a najstarszy jest chłopiec – mówi Danuta. – To nie to, że u mnie jest idealnie. Ale jakby było. Duży dom z wielką kuchnią we włoskim stylu. Wyspa na środku, wielki stół, wspólna przestrzeń, wielki trawnik i gigantyczny sierściuch: bernardyn. A od początku… Para zna się z liceum, razem idą na studia i razem przebijają się przez etapy zawodowe. Kiedy ich kariera okrzepnie, pobiorą się i zdecydują na dzieci. O nie, to nie może być taka szczenięca miłość! Ich związek to kwestia decyzji: chcą być rodzicami i wiedzą, że to rodzaj misji, a nie kolej rzeczy. Świadomie mieszkają więc z dziadkami, dzieci wyrastają w poczuciu ciągłości, a dziadkowie czują się potrzebni; sami rozpieszczają wnuki. Brat jest oparciem dla sióstr, dzieciaki opiekują się sobą nawzajem. Corocznie wysyłane są na obozy językowe, razem też wyjeżdżają na wakacje. Najważniejsze słowo, które opisałoby taką idealną rodzinę? Wybór. Niech pani to zrobi pogrubionym.

Danuta ochoczo przekonuje, że rodzina to decyzja. Wartość wysoka i zaspokajająca niepodważalnie ukonstytuowane potrzeby, jak poczucie bezpieczeństwa, miłości czy akceptacji. Decyzja o kompensowaniu innymi środkami tych pragnień to rzadkość. Bajka o idealnej rodzinie zaczyna się od tego, że jest traktowana jako warunek życiowej realizacji i spełnienia. To, jak gloryfikujemy dom i jak budujemy swoje idylle, poddaje się wpływowi wielu czynników.

– Podejście Polaków do tego, jak taka Arkadia wygląda, zależy od rodziny, w której się wychowywali, jaka jest ich sytuacja finansowa czy wykształcenie – mówi psycholog Natalia Wiatrowska. – Na przykład osoby, które nie miały rodzeństwa, widzą siebie w przyszłości z gromadką dzieci. A w świadomości społecznej rodzina to nie tylko opiekun/opiekunowie i wychowanek. Rozszerza się rozumienie klasycznej definicji. Teraz mówiąc rodzina, myślimy też: partnerzy, małżonkowie.

Centrum Badania Opinii Społecznej w swoim raporcie o postawach prokreacyjnych Polaków z marca 2010 roku pomiędzy czynnikami mającymi wpływ na decyzję o macierzyństwie wymienia m.in. religijność. Potomstwo jest nieodłącznym elementem wizji chrześcijańskiej rodziny. 79% osób bezdzietnych identyfikujących się z Kościołem deklaruje chęć posiadania dzieci – a im silniejszy jest ten związek, tym częstsze są takie deklaracje. CBOS zbadał też społeczeństwo pod kątem wykształcenia – i okazało się, że osoby bardziej wykształcone częściej marzą o dzieciach i częściej je planują; nie przekłada się to jednak na działania i ich efekty.

– W marzeniach nie pojawia się już tylko dziecko – mówi Wiatrowska. – To jest dziecko, w które rodzice inwestują wielki kapitał: kursy językowe, ekskluzywne wakacje, dostęp do wiedzy, szkolenia, zajęcia pozalekcyjne, narty, fortepian, basen, prywatne licea i uczelnie. Wszystko z nadzieją, że dziecko – córeczka czy synek – będzie miało łatwiejszy start i „zwróci” rodzicom ich wielką pomoc. W przyszłości zostanie przecież prezesem wielkiej firmy, a rodzic będzie dumny i pewnie częściowo utrzymywany. Taka bajka może mieć jednak równie szybki koniec. Przeładowując malucha swoimi ambicjami – dokładamy mu stresów.


Kalkulacje

January, 40+, wykształcenie średnie; posiada własną firmę, urodził się i mieszka w dużym mieście.

– Dwa plus dwa w dodawaniu są przemienne. Co przez to rozumiem? Dwójka rodziców i dwoje dzieci. Rodzice wspierają się w wychowaniu dwojga dzieci. Dzieci budują taką relację, która starczy do końca życia, kiedy nie będzie już rodziców. Matka i córka oraz ojciec i syn wzajemnie rozwijają swoje pasje – mówi na jednym wdechu January. – No, na przykład ja i syn chodzimy na mecze i oglądamy żużel – dodaje. – W takiej idealnej wizji to żona jest w domu i ma więcej czasu. Niech pani tak nie patrzy! To nie jest tak, że haftuje i wiesza „home sweet home” nad progiem. Gdybym miał to opisać, to byłoby trochę jak w świątecznej reklamie kawy Jacobs. Ale są też inne kolory niż zielony i złoty. Jakie? No, na przykład niebieski. Jak morze, nad które co roku taka rodzina jeździ na wczasy do Egiptu. I niebieski to jest kolor tej wody i nieba.

CBOS liczy i liczą też przyszli rodzice; co piąty z nich mówi, że to właśnie sytuacja materialna powinna wpływać na decyzję o posiadaniu lub nieposiadaniu dzieci. To panowie marzą o większej rodzinie, panie natomiast w swoich wizjach kierują się większym realizmem. Być może dlatego, że poza sferą bajkowych wyobrażeń o równym podziale obowiązków to właśnie na nie w znacznej części spada odpowiedzialność, a urodzenie dziecka wpływa na ich kariery zawodowe w większym stopniu niż na kariery ich partnerów.

Stosunki rodzinne zawsze osadzone są w kontekście szerszej grupy krewnych. Wielorakość relacji, w jakie angażuje się dzieci w trakcie ich wychowania, rozszerza ich horyzonty. Więź z dziadkami, ciociami, kuzynostwem i całą tą ekipą, z którą – jak mówi powiedzenie – „najlepiej wychodzi się na zdjęciu”, kształtuje świadomość bycia częścią ciągłości i wspólnoty. Według CBOS-u 50% Polaków za idealny model uważa rodzinę z dwójką dzieci, a prawie jedna czwarta preferuje rodzinę z trojgiem dzieci. Przekazywanie wartości jest jednym z najważniejszych celów, jakie chcemy osiągnąć w momencie, gdy decydujemy się na posiadanie dzieci.

– Wypadkową tych doskonał
ych wizji jest to, co serwuje nam szeroko pojęta popkultura. Bardzo często ludzie biedni opierają się na tym, co widzą w telewizji, gazetach czy na tym, co przeczytają w książkach, najpewniej romansach – mówi Wiatrowska. – Oczywiście swoją rolę odgrywa tu wielkie narzędzie perswazji, jakim jest reklama. Jej mechaniczna przyziemność codziennie nas bombarduje. Kształtują ją stereotypy i uogólnienia. Bo to nie jest tak, że nie robi się dobrych reklam: robi się reklamy, które sprzedają produkt. A ta najprostsza kształtuje odbiorców.

I tak szczęśliwe panie w fartuszkach zachwalają proszki do prania… Są piękni ludzie, białe zęby, duże domy i labradory na trawniku. Mamy zielony i złoty, jest też niebieski – jak niebo w Egipcie. Bo dla wielu Polaków Egipt to nie tylko sfera marzeń. Według szacunków Instytutu Turystyki zarówno w 2008, jak i w 2009 roku przynajmniej 250 tys. naszych rodaków spędzało swoje wakacje nad Nilem. January mówi, że też się wybiera, widział reklamę. Na billboardzie było napisane „Tu się zaczęło”.


Oswoić starość

Jacek, 20+, student medycyny; mieszka w małym mieście, studiuje w dużym.

Rodzina? Jacek wypala bez zastanowienia: „Ja, ty i kot. Bez dzieci; to w Polsce zamknięty temat”. Nie muszę dopytywać jaki. Jacek jest homoseksualistą.

– Widzę siebie w dwupoziomowym mieszkaniu, loft może. Bez lansu nie ma społecznego awansu – śmieje się. – Ale starość? Nie ma starości.

Trochę się dziwię, że dwudziestoparolatek ma trudność w snuciu wizji starođci. Anthony Giddens, brytyjski socjolog, zauważa, że mniejszości seksualne (oraz etniczne) znacznie odstają w swoich wyobrażeniach idealnych rodzin od wiodących wzorców. Powtarzając za Giddensem: „Małżeństwo można zdefiniować jako uznany i aprobowany społecznie związek (…) dwojga dorosłych ludzi”. Ograniczenia narzucane nie tylko przez państwo, lecz także przejawy kontroli społecznej w kwestiach dotyczących związków, zakładania rodzin i ich postrzegania są elementem wpływającym na wąską przestrzeń do kreowania swojej przyszłości. A to przyczyna niekorzystnej gettoizacji takich społeczności.

– Młodzi ludzie nastawieni są na zmianę, a dość sztywne wzorce spuścizny po PRL-u wypiera indywidualizacja i wielowariantowość wizji – mówi psycholog Natalia Wiatrowska. – Ułatwia to znacznie postępujący pluralizm systemów wartości.

Pluralizm to mówiąc krótko: szacunek i uznanie równości rożnych poglądów. Większość akceptuje mniejszość i odwrotnie. To niesie za sobą mnogość wyborów czy chociażby możliwości ich podejmowania. Wbrew pozorom jest w tych sformułowaniach znaczeniowa, językowa różnica: jak między „chcę” a „chcę chcieć”. Ze strzałką wektora w jednym kierunku, ale rozróżnieniem na mały i duży krok postępu. W tym kontekście rezygnacja z pewnych działań także jest wyborem. A co ze starością? „Boimy się o niej myśleć, a kiedy ta myśl nie może zostać ubrana w ochronną szatkę staruszków na ławce w parku – zdaje się robić jeszcze bardziej paraliżująca”. Starość wraz z chorobami i śmiercią to tabu, o którym nie warto wspominać w idealnym świecie. Jacek mówi, że oswajanie przemijania to będzie dla niego praca domowa.


Królewna z Disneylandu.

Diana, 25+, socjolog; urodzona, wychowana i mieszkająca w dużym mieście, aktualnie za granicą.

– Kiedyś miałam wizję idealną – mówi. – Na pierwszym roku był taki przedmiot „socjologia rodziny” i to on trochę tę wizję zdeptał. Po każdych zajęciach czułam się jakby ktoś dał mi w twarz. No, bo jak tu spokojnie wieczorem wypić herbatę, kiedy rozpisało się na czynniki pierwsze każde stadium narzeczeństwa? Według Wincha czwarte nazywa się „przyszpilenie”. Kurczę, czy to termin naukowy? I te wszystkie statystyki. Wciąż miałam w głowie, że 55% małżeństw kończy się rozwodem. Próbowałam z takimi myślami zasnąć, nie dało się. To nie jest tak, że w dzieciństwie naoglądałam się za wiele bajek Disneya, a teraz jestem rozczarowana. Sama nie wierzę w moje wyobrażenia. I tyle.

Z badań wynika, że rodzina i rodzicielstwo to wartości uniwersalne. Mimo przemian społecznych większość Polaków w okolicy dwudziestego roku życia traktuje dzieci jako wartość pożądaną. Można powiedzieć, że przeszkodą do snucia beztroskich fantazji jest zarówno brak refleksyjności, jak i nadmiar świadomości co do wysiłku, jaki trzeba włożyć, by swoje marzenia spełniać.

– Młodych ludzi onieśmiela lęk przed niezrealizowaniem głośno wypowiedzianych roszczeń wobec siebie samych. Mają poczucie, że snucie onirycznych wizji jest niemądre i infantylnie – mówi Natalia Wiatrowska. – Atmosfera kryzysu ekonomicznego, tym bardziej nie sprzyja wyobraźni. Teraz na topie jest kalkulacja.

Wizualizacja celów, obrazowanie marzeń, dążenie do ich spełnienia – wszystko to, na co ukierunkowuje nas marketingowa filozofia sukcesu pchająca na ścieżkę tego, co sami określamy szczęściem. To, jaką drogę prowadzącą do garnca złota na końcu tęczy obierzemy, jest strzępkiem naszych aspiracji, ambicji i potrzeb. Po napisaniu tekstu wysyłam jego kopię do Diany i dostaję SMS:
– Wiesz… Tak naprawdę jestem trochę obrażona na siebie za to „niemarzenie”. Zawsze mogę trochę potupać ze złości – to taki pierwszy krok w bajce, bo przecież trzeba zgubić ten pantofelek… I to będzie prolog „z przytupem” tej historii.

Magdalena Grześkowiak