Jeśli telewizja, to niebieska
Podczas gdy wiosna powoli zaczyna zaglądać nam w zamarznięte serca, na ekranach TV rozkwita nowa ramówka. W każdym sezonie mocno trzymam kciuki, wierząc, że media otrząsną się z dziwnego przekonania, że chcemy być raczeni papką na poziomie inteligencji przeciętnego osła.
Z regularnego oglądania telewizji zrezygnowałam już dawno; nie potrzebuję się dodatkowo ogłupiać, wystarczy mi nasz system edukacji. Mimo to czasem przychodzi ochota, by zajrzeć do tego pudła i dać umysłowi „odpocząć”… Odpuściłam jednak poszukiwania czegoś wartościowego w Telewizji Polskiej (dla której nastały tragiczne czasy), poddałam się też, jeśli chodzi o Polsat. Odkąd pierwszy raz posłuchałam Edyty Górniak w „Jak oni śpiewają”, ten kanał dla mnie umarł.
TVP Kultura – lansowany na kanał dla intelektualistów – jest chyba tak mocno ambitny, że sami twórcy nie wszystko rozumieją. Zawsze jednak czuję jakiś cień sympatii do TVN-u, choć cień ten robi się z czasem coraz mizerniejszy. Zwłaszcza w tym roku. Bo cóż możemy pooglądać wieczorem w niebieskiej telewizji? Ano seriale. Poza niemożliwie ciągnącym się przez 7 lat tasiemcu „Na Wspólnej”, którego nie obejrzy żaden szanujący się człowiek, i przy piekielnie drewnianym „W11”, do ramówki weszło kilka nowych propozycji: „Usta, usta”, „Majka” i „Klub Szalonych Dziewic”.
Sama nie wiem, od czego zacząć: od banalnych dialogów? sztampowych zachowań? ubrań świetnych marek i nienagannych mieszkań z IKEA…? Bo to chyba charakterystyczne cechy wszystkich seriali. Zero pomysłu, polotu, brawury, naturalności. Poczułam się spoliczkowana przez twórcę serialu „Majka”. Przypadkowa ciąża zaserwowana przez lekarkę? To ma być coś w stylu oryginalnego pomysłu? Chyba niektórzy producenci mogliby spróbować pooglądać zagraniczne seriale. Palcem pokazywać nie będę. No, może obronną ręką próbuje wyjść „KSD” idealny na babski wieczór z przyjaciółką – bo razem z bohaterkami można ponarzekać na facetów, a przecież wiadomo, że ta kobieca sztama pomaga przetrwać wszystko… Ale ogólnie w serialach mamy to, co typowo TVN-owskie: idealny świat pełen bogaczy i nieco sztucznej dramaturgii, przeciętny humor i nudę. Gorączkowo szukam plusów, żeby nie było tak całkowicie krytycznie… A tak! Przynajmniej muzyka jest świetnie dobrana. Rytmy wpadają w ucho i pozostawiają sympatyczne wrażenie.
Uciec od seriali można w programy rozrywkowe w stylu „You Can Dance” czy „Mam Talent”. Nie będę mówić o „Tańcu z Gwiazdami”, pakującym się w prime time od paru dobrych lat, bo spuszczenie na to zasłony milczenia wydaje się najbardziej adekwatnym komentarzem… Z wcześniej wymienionymi programami jest już jednak chyba trochę lepiej. Co prawda serce boli, kiedy się patrzy na „nową Chylińską”, no ale trzeba przyznać, że programy spełniają wymagania swojej nazwy. Jakaś tam rozrywka jest…
Chcecie pooglądać telewizję? Włączajcie ją raczej w nocy i szukajcie. Ale i tak bardziej polecam książki.